Nawet ponad 100 osób mogło zginąć na skutek niespotykanej fali grudniowych tornad, które spustoszyły stany na środkowym wschodzie USA. Najmocniej odczuło je Kentucky – na zachodzie stanu trwa akcja ratunkowa i liczenie strat po przejściu jednej z najsilniejszych trąb powietrznych w historii Ameryki.

„Nie przetrwało nic, co stało na drodze tornada” – przyznaje gubernator Kentucky Andy Beshear. Setki budynków, w tym fabryka świeczek w mieście Mayfield, zostało zdmuchniętych z powierzchni ziemi. Wiatr miał taką moc, że nie tylko zrywał dachy, ale wyginał metal, przenosił samochody i wybijał szyby. Żywioł wyrzucał gruz na ponad 9 tys. metrów do góry, niemal na wysokość przelotową samolotów komercyjnych.
Tak mocne tornada to w USA rzadkie zjawisko pod koniec roku, zazwyczaj niska grudniowa temperatura nie sprzyja ich powstawaniu. Tym razem przed kataklizmem pogoda była wręcz wiosenna, na środkowym wschodzie odnotowywano wyjątkowo ciepłe dni z wysoką wilgotnością. Te warunki spowodowały, że trąby powietrzne stały się tak potężne i niszczycielskie, a jedna z nich przemierzyła rekordową długość ponad 320 km.
Do podobnych zjawisk może dochodzić coraz częściej. Meteorolodzy ostrzegają, że z powodu globalnego ocieplenia „aleja tornad” przesuwa się w USA na wschód, na tereny z większą gęstością zaludnienia. ©℗