- Musimy jak najszybciej przeprowadzić wybory. W międzyczasie świat powinien nałożyć sankcje na wszystkich, którzy utrudniają śledztwo w sprawie wybuchu w bejruckim porcie - mówi Mark Dau, libański polityk, socjolog na Amerykańskim Uniwersytecie w Bejrucie.

14 października na ulicach Bejrutu doszło do starć bojówek. Padły ofiary śmiertelne. Był to jeden z najbrutalniejszych przykładów eskalacji przemocy w ostatnich latach. Światowe media piszą, że wydarzenia te wywołały w Libańczykach obawy o wybuch kolejnej wojny domowej. Czy konflikt zbrojny jest w obecnej sytuacji faktycznie możliwy?
Nie powinniśmy mówić w tym przypadku o wojnie domowej. To, co wydarzyło się na przestrzeni ostatnich tygodni, jest rezultatem nielegalnego dostępu do broni w Libanie. Mówiąc dosadniej - broni, którą posiada Hezbollah. Organizacja ta próbuje utrudniać niezależne śledztwo w sprawie ubiegłorocznego wybuchu w porcie w Bejrucie. Eskaluje więc napięcie, celowo wywołując agresję na ulicach. Wszystko po to, by chronić samych siebie.
Można się było spodziewać, że po tak krwawych doświadczeniach ludzie masowo wyjdą na ulice. Tak się jednak nie stało. Dlaczego?
Ludzie wolą unikać konfrontacji, kiedy żyją w państwie, które doświadczyło w swojej historii wielu wojen. To całkowicie naturalna reakcja. Libańskie społeczeństwo jest straumatyzowane. Właśnie dlatego nikt nie reaguje tu natychmiastowo na takie wydarzenia, jak starcia podczas ostatnich protestów.
Do zdarzenia doszło na kilka dni przed rocznicą wybuchu antyrządowych protestów z 17 października 2019 r., które zapoczątkowały rewolucję. Czy towarzysząca Libańczykom wówczas chęć walki zniknęła?
Nie. Dzięki wydarzeniom, które rozpoczęły się dwa lata temu, mieszkańcy Libanu zrozumieli, jak mógłby i jak powinien wyglądać nasz kraj. Obecnie wciąż wiele osób popiera rewolucję. Większość z nich przygotowuje się jednak do wyborów parlamentarnych. Ci ludzie nie wierzą już, że uliczne demonstracje mogłyby cokolwiek zmienić. Dlatego chcą wejść do parlamentu i mieć realny wpływ na bieg wydarzeń.
Wybory parlamentarne, które miałyby się odbyć za kilka miesięcy, będą pierwszymi od czasu wybuchu rewolucji, kiedy setki tysięcy ludzi zaczęły domagać się zmiany politycznego i gospodarczego status quo. Czy jest nadzieja, że przeprowadzenie wyborów pomoże w osiągnięciu tego celu?
Na pewno. Potrzebne jest nam pokojowe przejęcie władzy. Wybory byłyby pierwszym krokiem w dobrą stronę. Dzięki nim parlament przestanie być w pełni kontrolowany przez milicję i mafie, które przez lata niszczyły całe państwo. Wierzę, że w ten sposób doprowadzimy do ogromnych zmian.
Tylko że Hezbollah i jego polityczni sojusznicy doprowadzili do nasilenia kryzysu politycznego i de facto sparaliżowali działalność powołanego we wrześniu rządu premiera Nadżiba Mikatiego. Czy istnieje jakieś wyjście z tego kryzysu?
W tej chwili najważniejsze jest utworzenie silnego bloku opozycyjnego w parlamencie. Tak, żebyśmy mogli wpływać na polityczne i ekonomiczne decyzje rządu. Kryzys gospodarczy i wskaźniki ubóstwa szaleją. Naszym podstawowym celem powinno więc być ratowanie gospodarstw domowych przed katastrofalnymi skutkami działań dotychczasowych elit politycznych. Zdajemy sobie sprawę, że one wciąż będą się nam sprzeciwiać i kosztem społeczeństwa próbować ratować swoją pozycję. Ale gdyby udało nam się zbudować prawdziwą opozycję parlamentarną, bylibyśmy w stanie zablokować każdy projekt budżetu, który nie będzie zakładał reform. Moglibyśmy także uniemożliwić wprowadzanie zmian do konstytucji.
Wybory mogą wzmocnić Hezbollah?
Nie wiem, czy to możliwe. Faktycznie, pozycja Hezbollahu jest w tej chwili bardzo silna. Jego członkowie są jednak częściowo odpowiedzialni za potężny kryzys gospodarczy, z którym się mierzymy. Dodatkowo to właśnie przez nich nad Libanem nieustannie ciąży widmo wojen i konfliktów. Wspólnie ze swoimi politycznymi sojusznikami chronią skorumpowanych polityków i próbują powstrzymać niezależne śledztwo w sprawie wybuchu w bejruckim porcie. Mówiąc wprost, są potężną siłą, która powstrzymuje jakikolwiek postęp w kraju. Wydaje mi się, że większość mieszkańców jest tego świadoma i nie zdecyduje się na oddanie głosu na tę partię.
Dlaczego Hezbollah chce wpływać na to śledztwo i pozbyć się prowadzącego je sędziego Tarika Bitara?
Wszystko sprowadza się do azotanu amonu, który był przyczyną wybuchu. Najpierw został on sprowadzony do Libanu w interesach reżimu prezydenta Syrii Baszara al-Asada, którego Hezbollah chroni. Azotan amonu był przywożony do Libanu, a następnie przemycany dalej. Raport amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej wyraźnie wskazuje, że eksplodować mogło maksymalnie 550 ton azotanu amonu, a w porcie znajdowało się go ponad 2,7 tys. ton. Z tego wynika, że reszta została z portu wywieziona. Jesteśmy pewni, że Hezbollah ma z tym coś wspólnego.
Czyli można się spodziewać, że Hezbollah dalej będzie sabotował śledztwo?
Na pewno zrobi wszystko, żeby przeszkodzić sędziemu Bitarowi. Rząd Libanu nie zebrał się ani razu od ponad dwóch tygodni. Nie zapowiada się, że dojdzie do tego w najbliższej przyszłości. Hezbollah ma zamiar sprzeciwiać się wszelkim spotkaniom na szczeblu rządowym, dopóki Bitar nie zostanie odwołany.
Czy w takim razie jest cokolwiek, co rządzący mogliby zrobić, żeby zakończyć kryzys polityczny?
Jak najszybciej doprowadzić do wyborów. Im wcześniej je przeprowadzimy, tym szybciej w parlamencie powstanie blok, który powstrzyma Hezbollah.
Kryzys ten przekłada się także na sytuację w Europie. Coraz więcej osób ucieka z Libanu. Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców odnotowało, że od 2019 r. nastąpił wzrost nieregularnych migracji z Libanu do Europy o 160 proc. Unia Europejska stara się jednak nie dopuszczać przybyszów na swoje terytorium.
Dlatego potrzebujemy sankcji na ludzi, którzy torpedują trwające dochodzenie. Unia Europejska już o tym dyskutowała. Teraz powinna jak najszybciej wprowadzić takie rozwiązanie w życie. Wiem, że Polska często bywała przeciwna nakładaniu sankcji na różne państwa. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Nie chcemy, by ktokolwiek wspierał finansowo obecny reżim. Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy powinny wstrzymać się z przyznawaniem kredytów libańskiemu rządowi, dopóki nie zostaną przeprowadzone poważne reformy. Gdyby zastosowano te narzędzia, Libańczycy odzyskaliby kontrolę nad własnym rządem, odsunęli od władzy Hezbollah i wszystkich skorumpowanych polityków.