Ogłoszone przez Centralną Komisję Wyborczą oficjalne wyniki rosyjskich wyborów parlamentarnych, które odbyły się 17–19 września, zdają się nie pozostawiać żadnych wątpliwości. 28 mln głosów (49,8 proc.) w głosowaniu proporcjonalnym miała dostać rządząca Jedna Rosja (JeR), co przełożyło się na 324 mandaty, dające jej konstytucyjną większość w Dumie (126 z 225 możliwych miejsc partia otrzymała w głosowaniu proporcjonalnym, a 198 z 225 możliwych w jednomandatowych okręgach wyborczych).

Mateusz Bajek, Fundacja Odpowiedzialna Polityka, ekspert ds. obserwacji wyborów
Kolejne miejsca zajęły partie koncesjonowanej opozycji. Z 10,7 mln głosów (18,9 proc.) do Dumy weszła Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej (KPRF), po 4,2–4,3 mln głosów (7,5 proc.) otrzymały Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji i Sprawiedliwa Rosja – O Prawdę, a na ostatnim biorącym miejscu do Dumy z 3 mln głosów (5,3 proc.) weszła niedawno założona partia Nowi Ludzie. Mandatów nie uzyskała jedyna na listach wyborczych demokratyczna i prozachodnia partia Jabłko, której nie udało się zdobyć nawet 1 mln głosów.
Federacja Rosyjska nie jest jednak demokracją, by oficjalne rezultaty wyborów i oszałamiający sukces JeR traktować jako rzeczywistą wolę wyborców. I wynika to nie tylko z wszechobecnej propagandy czy niedopuszczenia do wyborów silnych kandydatów opozycji (są to tematy na oddzielną analizę), ale z faktu fałszowania na wielką skalę wyników głosowania w głosowaniu proporcjonalnym i JOW. Zresztą na problemy rosyjskiej partii władzy pośrednio wskazują nawet oficjalne rezultaty wyborów. Wysokość poparcia JeR i liczba głosów, które ta oficjalnie otrzymała, są najniższe od 2003 r., kiedy partia wzięła udział w swoich pierwszych, względnie mało fałszowanych wyborach parlamentarnych. Również pierwszy raz od 2003 r. JeR nie uzyskała pierwszego miejsca w wyborach w aż czterech podmiotach federacji.
Chociaż z perspektywy pojedynczej komisji wyborczej zlokalizowanej w zagubionym gdzieś na Syberii miasteczku bądź w stolicy Czeczenii Groznym wydawać by się mogło, że fałszowanie wyników głosowania bez obecności obserwatorów jest nie do wykrycia, faktycznie każde takie działanie pozostawia ślad. Autobus pełen ludzi, którzy krążą po mieście, oddając głosy na JeR w kolejnych lokalach, członkowie komisji wpychający do urny po kilkadziesiąt głosów na JeR czy też w oderwaniu od rzeczywiście oddanych głosów wpisujący do protokołu kosmiczne 90 proc. frekwencji i 80 proc. poparcia dla JeR – wszyscy zostawiają ślady w statystyce. Dzięki temu, że komisje, w których sfałszowano głosy, wyraźnie różnią się od tych uczciwych (najczęściej polega to na tym, że wzrostowi liczby oddanych głosów towarzyszy wyłącznie wzrost poparcia dla JeR), jest możliwe wydzielenie grupy uczciwych komisji i wykorzystanie ich w używanych przez Rosjan od lat modelach matematycznych. Te pozwalają na oszacowanie zarówno liczby sfałszowanych głosów, które zostały dodane partii władzy, jak również przybliżonej wysokości rzeczywistego poparcia poszczególnych partii.
Z obliczeń najbardziej znanego rosyjskiego analityka wyborczego Siergieja Szpilkina wynika, że w czasie tegorocznych wyborów skala fałszerstw była największa w historii Rosji. Miały one przekroczyć poziom wyborów parlamentarnych z grudnia 2011 r., uważanych dotychczas za najbrudniejsze, po których wybuchły masowe protesty. Zgodnie z jego ocenami JeR dopisano 14 mln dodatkowych głosów, co odpowiada połowie jej oficjalnego poparcia! Co więcej, gdyby głosy liczono uczciwie, przegrałaby wybory w aż 11 regionach, a w kolejnych 10 istnieje duża szansa, że JeR nie otrzymała największej liczby głosów. Z ocen Szpilkina wynika więc, że monopol partii władzy na wygraną w głosowaniu został przełamany w co czwartym podmiocie federacji.
Podobne do Szpilkina modele matematyczne zastosował analityk Aleksiej Kuprijanow. Z jego wyliczeń wynika, że w grupie uczciwych komisji wyborczych, w których poparcie dla partii jest w niewielkim stopniu zależne od frekwencji (a więc nie widać wśród nich wpływu dorzucania głosów na JeR ani wpisywania zawczasu przygotowanych wyników do protokołów), JeR zdobyła poparcie zaledwie ok. 30 proc. wyborców. Jest to niemal dwukrotny spadek wobec rekordowego wyniku osiągniętego przez partię władzy w 2007 r. (szacowanego na 57 proc.) oraz znacząco niższy niż w 2016 r. (o 9 pkt proc.). Co ważne, 30 proc. to również szacowany przez Kuprijanowa wynik komunistów, którzy zwiększyli poparcie dwukrotnie w stosunku do wyników z 2007 r. (14–15 proc.) oraz 2016 r. (16–18 proc.). Spadkowi poparcia dla partii władzy i jej wzrostowi dla opozycji towarzyszyło gwałtowne zmniejszenie rzeczywistej frekwencji, która od 2007 r. spadła o jedną trzecią (z 55 do 37 proc.), czyli o 20 mln osób. Co jednak kluczowe, podobny, 20-milionowy spadek rzeczywistego poparcia zanotowała w tym czasie JeR. Faktycznie więc wśród Rosjan, którzy przestali chodzić na wybory, zdają się dominować zniechęceni wyborcy Jednej Rosji. Są też bardziej konserwatywne oceny, jak ta dokonana przez Aleksandra Kiriejewa, które zakładają, że wynik JeR był lepszy, a wynik opozycji gorszy, niż obliczony przez Kuprijanowa.
Czy powinniśmy się bać zyskujących poparcie komunistów? Spadek poparcia dla określającej się jako centrowa JeR (faktycznie będącej partią nomenklaturową, bez ideologii w podręcznikowym tego słowa znaczeniu) i jego wzrost dla KPRF można interpretować jako niepokojącą tendencję. Komuniści to partia, której liderzy popierali i popierają niemal wszystkie wymierzone w Zachód i demokratyczne społeczeństwo obywatelskie inicjatywy Władimira Putina i JeR. Wielu polityków tej partii w dalszym ciągu prezentuje skrajne poglądy. Rosnące poparcie dla KPRF i pozostałych partii koncesjonowanej opozycji nie wynika jednak z radykalizacji społeczeństwa. To raczej efekt zniechęcenia wyborców Jedną Rosją i taktycznego głosowania na jej najsilniejsze alternatywy, wśród których brak jest partii prozachodnich. Co więcej, za rosnącym poparciem komunistów stoją również demokratyczni wyborcy. Po tym, jak do wyborów nie dopuszczono liberalnych kandydatów i niezależnych partii, do przyjścia na wybory i zagłosowania na najsilniejsze partie koncesjonowanej opozycji (a także na reprezentujących je kandydatów w ramach JOW) nawoływał m.in. uwięziony na początku roku Aleksiej Nawalny, nazywając taką formę wyrażenia sprzeciwu wobec JeR „mądrym głosowaniem”.
Rzeszy jego zwolenników odradzano natomiast głosowanie na jedyną zarejestrowaną demokratyczną i prozachodnią partię Jabłko, gdyż ta ze względu na brak ciekawego programu wyborczego nie miała szansy na wejście do Dumy i odebranie mandatów JeR. W warunkach, w których rosyjska scena polityczna stałaby się bardziej demokratyczna, a do wyborów dopuszczono by niekontrolowane przez Kreml partie, wielu obecnych wyborców koncesjonowanej opozycji miałoby możliwość głosowania nie tylko przeciwko JeR, ale również na partię, którą naprawdę popierają. W obecnych warunkach, w których do wyborów dopuszczane są wyłącznie ugrupowania koncesjonowane, przepływ wyborców od JeR do opozycji parlamentarnej należy interpretować jako czerwoną kartkę pokazaną partii władzy i prezydentowi Putinowi.