Prezydent twierdzi, że rozpędzony przez niego parlament przeszkadzał w wyciągnięciu Tunezji z kryzysu ekonomicznego

Kajs Su’ajjid, prezydent Tunezji, ogłosił skład nowego rządu z Nadżlą Budin na czele. To kolejny krok po lipcowym zamachu stanu. Su’ajjid uznał, że tylko w ten sposób może uratować kraj przed kryzysem. 25 lipca prezydent zdymisjonował premiera Hiszama Maszisziego, zawiesił parlament i nadał sobie uprawnienia sądownicze.
Teraz rządem Tunezji pokieruje kobieta, pierwsza w historii Afryki Północnej. Profesor geologii Nadżla Budin powiedziała, że walka z korupcją będzie podstawowym celem jej administracji. Zobowiązała się także do podniesienia poziomu życia Tunezyjczyków i przywrócenia im wiary w państwo. Na stanowiska ministerialne nominowano aż dziewięć kobiet, a kluczowymi resortami gospodarki i finansów pokierują uznani fachowcy Samir Sa’id i Siham Bughdiri. Ale to nie w ich rękach będzie spoczywać prawdziwa władza. Tę posiadać będzie Su’ajjid, który znacząco ograniczył kompetencje rządu. Niektórym Tunezyjczykom spodobał się ten krok.
– Wielu członków parlamentu, w którym przewagę miała prawicowa Partia Odrodzenia (An-Nahda), było skorumpowanych – przekonuje DGP Tarik Firdżani, student medycyny i aktywista. – Prezydent Su’ajjid pokazywał archiwalne zdjęcia awanturujących się i przepychających posłów jako dowód, jak zła potrafi być demokracja, kiedy daje się ją niewłaściwym osobom. Przewodniczący parlamentu Raszid al-Ghannuszi z An-Nahdy ma 80 lat, a w polityce działa od 40. Przez ostatnie półtora roku ludzie umierali na koronawirusa, nie mieli pieniędzy, a on i jego partia myśleli jedynie o zdobyciu środków dla siebie – dodaje.
An-Nahda doszła do władzy po arabskiej wiośnie i obaleniu prezydenta Zajna al-Abidina ibn Alego w 2011 r., gdy stała się najpotężniejszym ugrupowaniem w Tunezji. Odgrywała kluczową rolę w tworzeniu konstytucji i wspieraniu kolejnych rządów koalicyjnych. Sam Su’ajjid wielokrotnie krytykował przyjętą w 2014 r. ustawę zasadniczą, która wprowadziła system mieszany, parlamentarno-prezydencki. Teraz przekonuje, że działał w jej granicach, by „ocalić państwo ze szponów tych, którzy postrzegają swój urząd jako łup lub środek do grabieży środków publicznych”. Światowe i tunezyjskie organizacje praw człowieka potępiły jednak lipcowy zamach stanu i określiły go jako pierwszy krok na drodze do autorytaryzmu.
„To punkt zwrotny, który zagraża prawom człowieka i demokratycznym aspiracjom Tunezyjczyków” – napisała w oświadczeniu organizacja Human Rights Watch. „Uznając granice obecnego systemu politycznego ustanowionego przez konstytucję, postulujemy, by wszelkie reformy tego ustroju były przeprowadzane z pełnym poszanowaniem porządku konstytucyjnego” – zaapelowała. Jak się wydaje, większość Tunezyjczyków popiera jednak działania Su’ajjida, choć nie są w tej sprawie jednomyślni. Tydzień po tym, jak na ulice wyszły tysiące demonstrantów popierających zawieszenie parlamentu, w niedzielę w Tunisie zorganizowany został protest przeciw rządom prezydenckim. Udział wzięło w nim 5 tys. osób, które wykrzykiwały hasła nawołujące do powrotu demokracji.
– Większość uczestników to wyborcy Partii Odrodzenia – mówi Fardżani. Nasz rozmówca przekonuje, że Tunezja nie odwraca się od demokracji. – Ludzie wybrali Su’ajjida w wolnych wyborach. Robi wyłącznie to, co do niego należy. Jest pragmatyczny. To szczególnie ważne, bo znajdujemy się w środku potężnego kryzysu finansowego – opowiada. – Przez ostatnią dekadę rządzili nami ludzie, którzy nie poczynili żadnych postępów, a sytuacja gospodarcza wyłącznie się pogarszała – kwituje. Rosnącaliczba protestujących po obu stronach barykady stwarza jednak ryzyko, że podziały polityczne przerodzą się w uliczne konfrontacje. ©℗