Sebastian Kurz w związku z zarzutami o korupcję ustąpi ze stanowiska kanclerza. Zachowa jednak wpływy jako lider największej partii w kraju i jej szef w parlamencie.

Polityk znalazł się w centrum kolejnego skandalu na austriackim szczycie władzy, kiedy w zeszłym tygodniu prokuratura wszczęła postępowanie przeciwko niemu i dziewięciu innym osobom w związku z podejrzeniem o krzywoprzysięstwo, defraudację i korupcję. Chodzi o lata 2016 i 2017 – okres, w którym Kurz jako minister spraw zagranicznych zabiegał o stanowisko szefa Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP). A ono miało mu otworzyć drogę do objęcia w 2017 r. najwyższego stanowiska w państwie. Kurz został kanclerzem, mając 31 lat. Był wówczas najmłodszym demokratycznie wybranym przywódcą na świecie. Zachwycał nie tylko Austriaków, ale też zachodnią centroprawicę, która stawiała go za wzór tego, jak walczyć o utrzymanie poparcia wśród wyborców. Teraz okazuje się, że tamto uznanie Kurz mógł zdobyć, posługując się wątpliwymi metodami.
Proceder korupcyjny miał wyglądać tak: Thomas Schmid, szef gabinetu ministra finansów i do dzisiaj bliski współpracownik Kurza, miał przekazać publiczne pieniądze tabloidowi „Österreich” pod pretekstem zamieszczania w gazecie publicznych ogłoszeń. W zamian gazeta opublikowała pochlebne materiały na temat Kurza opisujące go jako wschodzącą gwiazdę austriackiej polityki. „Österreich” powoływała się przy tym na sondaż, którego wynik również miał zostać podrasowany na jego korzyść.
W związku z wszczętym postępowaniem policja w środę przeszukała biura kanclerza, resortu finansów i siedzibę ÖVP. Zarzuca się Kurzowi i innym osobom zamieszanym w sprawę, że wprowadzali opinię publiczną w błąd i nadużywali publicznych finansów. Kurz usprawiedliwiał się, mówiąc, że zarzuty są mylne i zapewniał, że jest w stanie to wszystko wyjaśnić.
Na początku polityk nie zamierzał ustąpić ze stanowiska, licząc na powtórkę z wiosny, kiedy – przyłapany na kłamstwie w parlamencie – utrzymał funkcję szefa rządu. Sprawę tym razem przesądził koalicjant ÖVP, Zieloni, którzy tym razem na taki scenariusz się nie zgodzili. Ich lider, wicekanclerz Werner Kogler, miał postawić ÖVP ultimatum – albo partia wymieni kanclerza, albo Zieloni poprą wniosek opozycji o wotum nieufności, który miał być głosowany w parlamencie we wtorek. W efekcie ÖVP znalazłaby się poza rządem, a Zieloni weszliby w szeroką koalicję z obecną opozycją. Wśród nich byłaby zapewne kontrowersyjna, skrajnie prawicowa Partia Wolności, co Zielonym byłoby trudno wytłumaczyć wyborcom. Koalicja z ÖVP, ale bez Kurza w rządzie, bardziej im się opłaca.
Zapowiadając swoją dymisję w sobotę, Kurz poinformował, że nominuje na swojego następcę Alexandra Schallenberga, ministra spraw zagranicznych i swojego lojalnego współpracownika. Wczoraj Schallenberg miał spotkać się z Koglerem, by rozmawiać o dalszej współpracy.
Kurz nie pozostanie jednak bez wpływu na politykę, bo będzie nadal pełnić funkcję szefa ÖVP i kierować pracami jej frakcji w parlamencie. Zrzeknie się jedynie poselskiego immunitetu, by ułatwić śledztwo.
To nie pierwszy skandal z udziałem Kurza. Na wiosnę jego kariera znalazła się pod znakiem zapytania, gdy prokuratura zarzuciła mu składanie fałszywych zeznań przed parlamentarną komisją. Tą samą, którą utworzono do badania Ibiza Gate, skandalu z udziałem ówczesnego koalicjanta Partii Wolności, która obiecała państwowe kontrakty rosyjskiemu oligarsze.
Wiosenny skandal dotyczył Schmida, który w 2019 r. otrzymał nominację na szefa państwowego holdingu ÖBAG skupiającego wszystkie najważniejsze spółki skarbu państwa. Kurz zeznał przed komisją, że nie miał z tym awansem nic wspólnego, po czym do mediów wyciekły wiadomości, z których wynikało coś zupełnie odwrotnego.
Czy to koniec politycznej kariery Kurza? Zapewne polityk będzie zabiegać o powrót na szczyt, a ułatwić mu to może olbrzymia popularność, jaką zdobył wśród wyborców. Dziennikarz austriackiego „Die Presse” Oliver Grimm przypomniał na Twitterze, że Kurz jest nadal popularny wśród jednej trzeciej Austriaków. – A przez „bardzo popularny” rozumiem kult graniczący z religią. Od czasów Jörga Haidera nie widziałem w austriackiej polityce tego rodzaju żarliwego oddania i agresywnego oporu wobec nawet najbardziej zwyczajnej formy zwątpienia – podkreślił.