Amerykanie zapowiadali, że na spotkaniu z Rosjanami Biden wystąpi ze zdecydowaną obroną zachodnich sojuszników

Pierwszy szczyt amerykańsko-rosyjski, odkąd prezydentem został Joe Biden, był krótszy, niż zapowiadano. Nikt nie spodziewał się przełomu i taki przełom nie nastąpił. – Żadnych iluzji nie było – mówił potem Władimir Putin.
Biały Dom, pamiętając, że prezydent Rosji zwykł się spóźniać, wymógł, by tym razem to on przyjechał jako pierwszy. Zadziałało: rozmowy w XVIII-wiecznej willi La Grange w Genewie rozpoczęły się z jedynie półgodzinnym opóźnieniem. Kremlowskie media podkreślały, że spotkanie odbywa się na prośbę USA, jednak im mniej czasu pozostawało do szczytu, tym bardziej tonowały nastroje. Powtórki z resetu z czasów Baracka Obamy nikt w Moskwie nie oczekiwał. Zbyt wiele sprzeczności pojawiło się od tamtej pory w dwustronnych relacjach.
Jeszcze w kwietniu były prezydent Dmitrij Miedwiediew na stronie RIA Nowosti wyłożył karty na stół. Według niego Rosja ma się domagać uznania równorzędnej pozycji w sprawach globalnych i wycofania się Amerykanów z prób wpływu na sąsiadów uznawanych za strefę wpływów Kremla z Ukrainą na czele. Rządowa „Rossijskaja gazieta” we wczorajszym wydaniu szkicowała już mniej ambitne cele. „Na Kremlu uważa się, że jednym z efektów rozmów może być powrót rosyjskiego ambasadora Anatolija Antonowa do Waszyngtonu, a jego amerykańskiego kolegi Johna Sullivana – do Moskwy” – czytamy.
Tak też się stało. Ze słów, które Biden i Putin wygłosili podczas (oddzielnych) konferencji prasowych, wynika, że w najbliższym czasie kierownicy placówek wrócą do obu stolic. Dodatkowo na poziomie resortów dyplomacji powstanie kanał komunikacji na temat bezpieczeństwa strategicznego. Moskwa i Waszyngton mają współpracować w dziedzinie cyberbezpieczeństwa, rozbrojenia i Arktyki. Możliwa jest też wymiana więźniów.
Obie strony zgodziły się też, że w wielu kwestiach pozostaną niezgodne. Należy do nich Ukraina oraz sytuacja z przestrzeganiem praw człowieka w Rosji. Joe Biden zapowiedział, że jeśli lider opozycji Aleksiej Nawalny umrze w kolonii karnej, konsekwencje dla Rosji będą „druzgocące”. Putin przekonywał dziennikarzy, że Nawalny sam chciał zostać zatrzymany, skoro wrócił do Rosji po leczeniu w Niemczech, „wiedząc, że łamie prawo”. Prezydenci rozmawiali też o Białorusi, choć szczegóły tego wątku nie są na razie znane.
Wiele można było odczytać po składzie delegacji obu państw. Z Rosji, poza prezydentem i – co oczywiste – szefem MSZ Siergiejem Ławrowem, do Szwajcarii przylecieli szef sztabu generalnego gen. Walerij Gierasimow, autor doktryny wojny hybrydowej przeciw Zachodowi, Dmitrij Kozak, kurator kontrolowanych przez Moskwę separatystycznych parapaństw na Donbasie, oraz Aleksandr Ławrientjew, odpowiadający w administracji za sprawy syryjskie. Po stronie amerykańskiej poza Bidenem i jego sekretarzem stanu Antonym Blinkenem do Genewy zawitał doradca ds. bezpieczeństwa Jake Sullivan oraz liczna delegacja przedstawicieli Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Do Genewy przybył też były ambasador w Rosji Michael McFaul, który jako doradca Obamy ds. rosyjskich był architektem resetu z prezydentem Miedwiediewem, w którym część demokratycznego establishmentu pokładała nadzieje na modernizację w Rosji. Po stronie Departamentu Stanu za reset odpowiadał wówczas były ambasador w Rosji William Burns, obecny dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej. Z jego wydanej w 2019 r. książki „The Back Channel” (Kanał nieoficjalny) wynika, że z perspektywy czasu Burns uważa zbliżenie z Rosją lat 2009–2013 za błąd. Starania te, jak czytamy, „początkowo przyniosły szkody, a zakończyły się jeszcze straszniejszą katastrofą”. Ocieplenie zakończyło się rosyjską interwencją na Ukrainie, która rozpoczęła okres nowej konfrontacji. Amerykanie oskarżają Rosjan o cyber ataki i próby ingerencji w wybory w USA. Rosjanie interweniowali w Syrii i Libii, wysyłają najemników do państw afrykańskich, wspierają Alaksandra Łukaszenkę, nie zważając na rosnący poziom represji na Białorusi, a nawet próbowali zorganizować pucz w Czarnogórze. Miedwiediew w kwietniu porównał relacje z USA do zimnej wojny, a Putin dodał w poniedziałek, że są one najgorsze od lat.
Burns pisze, że najlepszą odpowiedzią na ekspansywną politykę Kremla byłaby koordynacja relacji z Europą oraz wsparcie dla Gruzji i Ukrainy, ale bez zgody na ich wejście do NATO. Z takim przekazem Biden przyjechał na tournée po Europie, potwierdzając na szczycie NATO, że art. 5 traktatu sojuszniczego, zobowiązujący członków do wzajemnej obrony, ma znaczenie fundamentalne. – Rosja musi zapłacić cenę za odstępstwa od norm międzynarodowych – mówił obecny prezydent w 2019 r. Podobne słowa wygłaszał już po zaprzysiężeniu. – Nie dążę do konfliktu z Rosją, ale będziemy odpowiadać na jej szkodliwe działania. Zrobimy wszystko, by bronić NATO i wartości demokratycznych – przekonywał na szczycie Sojuszu.
McFaul na łamach „Foreign Affairs” przyznawał, że Biden zaoferuje Putinowi współpracę w wybranych sferach, ale jednocześnie Biały Dom ma przekonywać sojuszników do większych nakładów na obronę i aktywniejszej wymiany materiałów wywiadowczych. Zapowiedzi twardej obrony zachodnich interesów kontrastują jednak z rezygnacją Bidena z dalszych prób blokowania gazociągu Nord Stream 2, przeciw któremu protestują Polska, Ukraina i państwa bałtyckie. Jak pisze „Washington Post”, Biden miał zignorować apele Blinkena, jego zastępczyni Wendy Sherman i odpowiadającej w Departamencie Stanu za relacje z Rosją Victorii Nuland, by spróbować zablokować NS2. Biden miał się z nimi nie zgodzić z obawy przed reakcją Berlina, co potwierdza, że odstąpienie od sankcji było gestem przede wszystkim pod adresem Niemiec. ©℗