Lektura mediów prowadzi do wniosku, że także Moskwa nie spodziewa się przełomu po dzisiejszym spotkaniu prezydentów Stanów Zjednoczonych i Rosji

Żadnych oczekiwań od dzisiejszego szczytu przywódców Rosji i Stanów Zjednoczonych w Genewie nie ma komentator państwowej agencji RIA Nowosti Piotr Akopow. „Nie będzie nadziei na pryncypialne zmiany w relacjach dwóch państw, ponieważ obiektywne i ciągle narastające sprzeczności geopolityczne oraz wewnątrzpolityczny kryzys w USA (w trakcie którego zbyt wiele Rosji zarzucano) wykluczają jakiekolwiek ocieplenie. Nie ma nadziei teraz i nie pojawią się one po Genewie” – czytamy. Zdaniem Akopowa jedyne, na co można liczyć, to powrót ambasadorów do obu stolic i rezygnacja z nałożonych w tym roku ograniczeń pracy przedstawicielstw dyplomatycznych – czym swoją drogą Rosjanie grozili także polskim placówkom, co jednak ostatecznie nie nastąpiło. „Najważniejsze, że w Genewie nie będzie zaufania, a bez zaufania żadne porozumienia nie są możliwe. Nieufność panuje po obu stronach, czyli to bardzo silne, wzajemne uczucie” – przekonuje Akopow.
„Niezawisimaja gazieta” w redakcyjnym komentarzu odtwarza tok myślenia Władimira Putina. „Po pierwsze, Zachód chce powstrzymywać Rosję. Sankcje to instrument nieuczciwej konkurencji. Po drugie, Zachód wspiera w Rosji młodych, energicznych i ambitnych polityków, by opozycja doszła do władzy i zniszczyła zbudowany przez Putina potencjał wojskowo-ekonomiczny. Dosłownie poprzez pocięcie superrakiet na złom. Tak jak to było za późnego ZSRR. Po trzecie, Zachód wtrąca się w wewnętrzne sprawy Rosji poprzez finansowanie ogromnej liczby organizacji pozarządowych, tylko w zeszłym roku przekazując im 72 mld rubli (3,7 mld zł). Po czwarte, Zachód ignoruje narodowe i strategiczne interesy Rosji. Zaczęło się to od poszerzenia NATO na wschód i było kontynuowane przez obalanie przyjaznych Rosji reżimów w drodze zamachów stanu i mechanizmu kolorowych rewolucji” – czytamy. Stąd – jak pisze w innym tekście we wczorajszej „NG” Walerij Garbuzow z Rosyjskiej Akademii Nauk – „w tych okolicznościach już sam fakt przeprowadzenia szczytu, który nie przyniesie rezultatów, jest pewnym sukcesem”.
„Kommiersant” doszedł do wniosku, że Biden kontynuuje linię Donalda Trumpa, jeśli chodzi o Chiny. W ten sposób zostały zinterpretowane efekty szczytu NATO, o czym świadczy chwytliwy tytuł tekstu „Sojusz Północnoantychiński”. „Joe Biden, mówiąc, że dąży do stabilnych i przewidywalnych relacji z Rosją, nie kłamie. Właśnie takie stosunki z Rosją byłyby fundamentem nowej strategii geopolitycznej Waszyngtonu, który chce rozwiązać sobie ręce przed nadchodzącą konfrontacją z Chinami” – pisze komentator dziennika Leonid Gankin. „Nie należy tego traktować tak, jakby USA miały stać się lepsze dla Rosji – po prostu widzą w niej mniejsze zło i wychodzą z czysto pragmatycznych założeń” – czytamy. Zdaniem Gankina Waszyngton przełamał schemat, zgodnie z którym generałowie szykują się zwykle do poprzednich wojen, bo zdał sobie sprawę, że amerykańsko-rosyjską konfrontację zastępuje amerykańsko-chińska.
Jewgienija Albac w opozycyjnym piśmie „Nowoje wriemia” pisze, że „będzie to pierwszy szczyt od końca zimnej wojny, na którym liderzy Rosji i USA spotkają się jako wrogowie – tak jak spotykali się Stalin, Chruszczow i Breżniew ze swoimi amerykańskimi vis-à-vis”. Rosyjska politolożka przewiduje, że – biorąc pod uwagę wrażliwość Bidena na tematykę praw człowieka – Kreml może uznać szczyt za dobrą okazję, by wymienić jakieś ustępstwo Waszyngtonu na wolność dla Aleksieja Nawalnego. Jej zdaniem świadczy o tym fakt, że władze zaczęły informować o stanie zdrowia uwięzionego opozycjonisty natychmiast po tym, jak w ramach przygotowań do Genewy w Reykjavíku spotkali się szefowie dyplomacji obu państw Antony Blinken i Siergiej Ławrow, a ten pierwszy wymienił Nawalnego jako jeden z najważniejszych tematów do przedyskutowania. „U Nawalnego pojawiła się poważna szansa na przeżycie w klatce z tygrysem, do której sam wskoczył” – podsumowuje Albac. ©℗