Zielone przyspieszenie jest wciąż o wiele za wolne – to wniosek z najnowszego raportu ONZ, w którym przeanalizowano zaktualizowane cele klimatyczne na 2030 r. 75 państw.

Łącznie chcą one zapewnić ograniczenie skali emisji gazów cieplarnianych przewidzianych na lata 2010–2030 o niespełna 3 proc. w porównaniu do swoich wcześniejszych deklaracji. W skali całego świata da to różnicę o 1 proc. Żeby ocieplenie klimatu nie przekroczyło 1,5 st. C w porównaniu z początkiem epoki przemysłowej – co postulują klimatolodzy – konieczne byłoby zredukowanie emisji do końca dekady o 45 proc.
Nowych planów nie przedstawiło wciąż ponad 100 krajów. Prezentacja części z nich, na czele z USA, spodziewana jest przy okazji organizowanego przez Waszyngton w kwietniu szczytu 17 dużych emitentów. Kraje, które wciąż nie złożyły nowych celów do ONZ – chodzi m.in. o Chiny i Indie, będą miały największy wpływ na ostateczny poziom ambicji klimatycznych. Rośnie też presja na duże kraje, których cele uznano za niezadowalające lub niespójne: Brazylię, Meksyk, Australię, Rosję czy Koreę Płd.
Momentem kulminacyjnym zielonego zwrotu powinien być planowany na listopad szczyt COP26 w Glasgow. Takie wydarzenia jak zmiana prezydenta USA, deklaracje neutralności klimatycznej Chin i Japonii czy coraz mocniej odczuwalne skutki zmiany klimatu nie oznaczają jednak, że można być pewnym sukcesu szczytu. Trzy tygodnie po apelu Antonia Guterresa, sekretarza generalnego ONZ, o rozpoczęcie formalnej części negocjacji w formule online nadal nie ma w tej sprawie porozumienia. Opór stawia część krajów rozwijających się, m.in. Iran, Pakistan i Indie. Ich argumenty? Niska jakość połączeń internetowych i różnice czasowe mogą uderzyć w ich pozycję w wirtualnych negocjacjach. Za rozpoczęciem przygotowań w czerwcu – niezależnie od tego, czy obrady będą możliwe do przeprowadzenia na żywo – opowiedziały się m.in. UE, Australia i Meksyk.
Na razie nie ma mowy o tym, by sama konferencja klimatyczna odbyła się zdalnie. Ale już pojawiają się kontrowersje. Dotyczą np. tego, czy warunkiem wstępu będzie zaszczepienie, a jeśli tak – czy organizatorzy zapewnią dostęp do szczepionek.
Problemem są nie tylko kwestie organizacyjne, ale i program COP26. Szczyt powinien zdecydować m.in. o zasadach międzynarodowego handlu uprawnieniami do emisji. Dyskusje na ten temat trwają od 2018 r. Kolejne negocjacyjne fiasko byłoby źródłem niepewności dla światowych rynków i ciosem w wiarygodność procesu klimatycznego.
Portal Politico zarzuca brytyjskim organizatorom COP26, że brakuje im pomysłu na cele, które wykraczałyby poza nadrobienie negocjacyjnych zaległości z ostatnich lat i stanowiły przełom czytelny dla opinii publicznej. Czymś takim – według portalu – mogłoby być odcięcie paliw kopalnych od publicznych pieniędzy, określenie terminu wygaszenia wydobycia węgla albo produkcji silników spalinowych. Bez tego główny nurt dyplomacji klimatycznej mógłby przenieść się poza COP – ze szkodą zwłaszcza dla mniejszych państw.