Z uwagi na udział prezydenta Xi Jinpinga Chinom zależało, by na wczorajszym wirtualnym szczycie formatu „17 plus jeden” kraje Europy Środkowej były reprezentowane na najwyższym szczeblu. Nie wszystkie stolice regionu zapowiedziały uczestnictwo prezydenta lub premiera.

Według naszego źródła w poniedziałek, a więc dzień przed szczytem, potwierdzony był udział przywódców z 11 państw środkowoeuropejskich, natomiast kraje należące do UE, m.in. państwa bałtyckie, chciały oddelegować na wirtualne spotkanie ministrów. Dlatego Pekin zwlekał z oficjalnym ogłoszeniem szczytu. Jak odnotował quasi-niezależny „South China Morning Post”, przedwczoraj resort spraw zagranicznych w Pekinie nie poinformował o nim na briefingu prasowym, próbując do ostatniej chwili przekonać nieprzekonanych do podniesienia szczebla. Do końca nie udało się namówić na to krajów bałtyckich, które były wczoraj reprezentowane przez ministrów spraw zagranicznych.
Zamieszanie wokół udziału w dziewiątym z kolei szczycie formatu „17 plus jeden”, kanale współpracy pomiędzy 17 państwami Europy Środkowej od Estonii po Grecję, to dyplomatyczna przegrana Chin. Analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Jakub Jakóbowski przypomina, że udział na niższym szczeblu nie jest niczym nowym i że do tej pory często w spotkaniach tego formatu kraje środkowoeuropejskie były reprezentowane przez ministrów. Tym razem jednak stawka była wyższa. Dziewiąty szczyt miał się odbyć w zeszłym roku w Pekinie i posłużyć Chinom jako karta przetargowa w rozmowach z UE na temat negocjowanej wtedy umowy inwestycyjnej. Stąd m.in. udział Xi Jinpinga.
Pekin wpadł jednak sam we własną pułapkę, bo z powodu pandemii trzeba było go odłożyć na kolejny rok, w tym czasie relacje z krajami regionu osłabły na tyle, że trudno było wzbudzić w nich zainteresowanie szczytem.
Polski dyplomata mówi natomiast o wojnie propagandowej, jaka wokół niego trwała. – Niemcy do końca liczyli, że do szczytu nie dojdzie. Im nie jest w smak format „17 plus jeden”. Oficjalnie twierdzą, że chcą, by rozmowy z Chinami odbywały się w ramach kanału „27 plus jeden”, ale tak naprawdę, jeśli spojrzymy na to, jak negocjowano umowę inwestycyjną, to ta współpraca sprowadza się do formatu „dwa plus jeden” – mówi rozmówca, wskazując na Francję i Niemcy. Zwraca uwagę, że tuż po podpisaniu umowy inwestycyjnej pomiędzy UE a Chinami Huawei zapowiedział budowę fabryki we Francji, gdzie ma być produkowana infrastruktura telekomunikacyjna pod sieć 5G. – Pierwszy owoc umowy inwestycyjnej podpisanej przez UE skonsumuje Francja. Dlatego my nie zamierzamy narzucać sobie żadnych ograniczeń, bo potem się okazuje, że tylko my ich przestrzegamy – dodaje.
– Jest wśród polityków zachodnioeuropejskich wiele cynizmu związanego z „17 plus jeden” – zauważa z kolei Jakub Jakóbowski. Format jest krytykowany regularnie jako dzielący Unię. W jego miejsce proponowano szczyt dla wszystkich 27 krajów, ale ostatecznie z powodu pandemii spotkanie w Lipsku planowane na wrzesień zeszłego roku także trzeba było odwołać. Zamiast tego odbyła się wideokonferencja, w której obok szefów Komisji i Rady Europejskiej udział wzięły Francja i Niemcy.
– Stworzono ad hoc format, który jest równie dzielący jak „17 plus jeden” – podkreśla analityk.
Na wczorajszym wirtualnym szczycie Polskę reprezentował prezydent Andrzej Duda. W swoim wystąpieniu podkreślał, że każdy ma prawo do indywidualnej ścieżki w ramach tego formatu. Jak dodaje prezydencki minister Krzysztof Szczerski w rozmowie z DGP, Polska rozumie, że są różne motywacje, by w nim uczestniczyć. Polska robi to, bo chce, by wszystko, co dzieje się w regionie, działo się z naszym udziałem.
Wczoraj Xi Jinping zachęcał Europę Środkową przede wszystkim do współpracy w kwestii szczepionek. Do tej pory z chińskiej oferty skorzystały jednak tylko Serbia i Węgry. Xi poinformował wczoraj, że Belgrad otrzymał łącznie milion dawek. Pierwsze chińskie preparaty mają trafić na Węgry jeszcze w lutym. W ocenie Jakuba Jakóbowskiego Pekin na tym odcinku nie ma powodów do zadowolenia. – To pokazuje, jak mało mają dzisiaj argumentów Chińczycy, by zachęcić do współpracy – komentuje ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. W jego ocenie powody, dla których relacje z Pekinem są dzisiaj mało atrakcyjne, są zróżnicowane. Kraje bałtyckie chcą współpracować z Chinami w ramach UE, a Rumunia stawia na Stany Zjednoczone. W wielu stolicach regionu słychać też rozczarowanie chińskimi inwestycjami. Współpraca z Chinami wciąż jest najatrakcyjniejsza dla państw biorących udział w formacie, które nie są krajami członkowskimi UE. ©℗