Kierująca Komisją Europejską Ursula von der Leyen wzięła na siebie odpowiedzialność za problemy z dostawami szczepionek. Sposób zarządzania kryzysem przypomina czasy jej urzędowania w Berlinie

– Transparentność nie oznacza patrzenia przez różowe okulary, ale także przyznanie się do tego, że jest ciężko, że są problemy – to słowa Ursuli von der Leyen, które wypowiedziała jeszcze jako minister obrony Niemiec. Po przeprowadzce do Brukseli i objęciu najważniejszego stanowiska w Unii Europejskiej przypomnienie sobie własnej dewizy chwilę jej zajęło. W szczycie problemów z dostawami szczepionek nie tylko unikała zabierania głosu publicznie, ale nawet próbowała przerzucić odpowiedzialność na innych komisarzy.
Kiedy stało się jasne, że kontrola eksportu szczepionek wiąże się ze złamaniem największego tabu brexitu, jakim było wprowadzenie kontroli na granicy z Irlandią Północną, jej rzecznik Éric Mamer obarczył odpowiedzialnością za ten ruch wiceprzewodniczącego KE, komisarza ds. handlu Valdisa Dombrovskisa. Von der Leyen długo też unikała konfrontacji w Parlamencie Europejskim, posyłając tam dyrektor generalną ds. zdrowia Sandrę Gallinę. Dopiero w zeszłym tygodniu przewodnicząca przerwała milczenie, biorąc na siebie odpowiedzialność za szczepionkowy chaos.
– Koncentrowaliśmy się bardzo na tym, czy szczepionka będzie, czy zostanie opracowana – przyznała przewodnicząca w rozmowie z kilkoma redakcjami. Jak mówiła, dzisiaj jest jasne, że trzeba było więcej myśleć na temat wyzwań związanych z masową produkcją. Von der Leyen broni jednak pomysłu wspólnego, unijnego zakupu szczepionek. Przyznaje, że kraje członkowskie być może zrobiłyby to z prędkością łodzi motorowej, tymczasem UE jest niczym tankowiec. Porusza się wolno, ale zabiera na pokład wszystko, co trzeba. Czy te tłumaczenia wystarczą? Po reakcjach w PE można wnosić, że udało się wyciszyć głosy wzywające do politycznego rozliczenia, przynajmniej w Brukseli.
– Jej pełna czaru ofensywa daje owoce – uznał szef niemieckich socjalistów z SPD w Parlamencie Europejskim Jens Geier cytowany przez „Handelsblatt”. Z kolei francuski europoseł z liberalnej grupy Odnowić Europę Pascal Canfin wiąże atak na von der Leyen ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi w Niemczech i polityczną ofensywą SPD. – Von der Leyen powiedziała, że nie akceptuje tego, co robi AstraZeneca, i podjęła rozmowy z koncernem. W zasadzie nie ma tu żadnego błędu. Mówimy o jednym koncernie spośród wielu, który nie realizuje zobowiązań – uważa Canfin.
W Niemczech SPD nie odpuszcza. Olaf Scholz, minister finansów i kandydat tego ugrupowania na kanclerza, w sobotę ponownie skrytykował strategię szczepionkową swojej byłej koleżanki z rządu, mówiąc, że jest zły na podjęte w zeszłym roku decyzje i że ktoś powinien wyciągnąć wnioski. Z politycznego punktu widzenia nie jest dziwne, że SPD, która próbuje przełamać poważne osłabienie swoich notowań, obrała za cel von der Leyen. W końcu Niemka sprzątnęła stanowisko sprzed nosa kandydatowi holenderskich socjalistów Fransowi Timmermansowi. I jest też oczywiste, dlaczego znalazła obrońców wśród francuskich liberałów, skoro to prezydent Emmanuel Macron wypromował ją jako kandydatkę na szefową KE.
Ale poza polityczną grą wokół jej nazwiska na szali jest jeszcze wizerunek UE, a tu strat nie da się łatwo nadgonić. Przykładem są właśnie Niemcy. „Komisja Europejska straciła zaufanie w Niemczech w ciągu ostatniej dekady z powodów ekonomicznych i finansowych. Jej nieśmiała reakcja na obawy dotyczące szczepień, wyraźnie podsycane przez zainteresowane strony w Berlinie, prawdopodobnie spowodowała znaczne szkody” – napisał na Twitterze Lucas Guttenberg z Centrum im. Jacques’a Delorsa.
Kiedy pojawiły się głosy, że przewodnicząca nie radzi sobie z kryzysem, zaczęto jej wytykać, że rządzi potężnym molochem, jakim jest KE, w oparciu o ledwie kilkanaście osób. Przed kamerami pojawia się wtedy, gdy chce się pochwalić sukcesem, lecz kiedy trzeba wyjaśnić porażkę, posyła kolegów. Przypomniało to czasy jej urzędowania w Berlinie. Przez poprzednie 15 lat von der Leyen była wiecznym ministrem w rządzie Angeli Merkel. Najpierw kierowała resortem rodziny, później pracy, a w latach 2013–2019 obrony. Czas, gdy zarządzała armią, obfitował w kilka głośnych skandali. Pierwszy był zupełnie niezwiązany z mundurem, a z doktoratem napisanym prawie 25 lat wcześniej.
W 2015 r. padły oskarżenia, że część liczącej nieco ponad 60 stron pracy została splagiatowana. Komisji Uniwersytetu Medycznego w Hanowerze zbadanie kwestii zajęło pięć miesięcy. Werdykt: doszło do uchybień, ale von der Leyen może zachować tytuł doktorski. Jak napisał wówczas dziennik „Die Zeit”, von der Leyen wreszcie przestała być perfekcyjna. Niemieccy dziennikarze zauważyli, że w swojej pracy już na pierwszej stronie zdarzyły jej się literówki. O ile kariera córki byłego premiera Dolnej Saksonii, matki siedmiorga dzieci i żony arystokraty do tej pory była uznawana za wolną od wpadek, przy okazji doktoratu niesmak pozostał.
Dwa lata później zasłynęła kontrowersyjnym dla wojskowych komentarzem, gdy jeden z żołnierzy o skrajnie prawicowych poglądach przygotowywał zamachy terrorystyczne. – Bundeswehra ma problem z postawą i najwyraźniej kryzys przywództwa na różnych poziomach – stwierdziła w wywiadzie dla ZDF, zarzucając mundurowym, że nie reagowali na sygnały o poglądach niedoszłego zamachowca. Największe skandale dotyczyły jednak wydatków ministerstwa obrony. Do remontu żaglowca szkoleniowego „Gorch Fock” w służbie marynarki wojennej organ kontrolujący miał całą listę zarzutów. Trudno się dziwić, skoro koszty remontu wzrosły z 10 mln do 135 mln euro.
Jeszcze głośniejszym echem odbiły się nieprawidłowości przy przyznawaniu kontraktów firmom konsultingowym. W 2019 r. ministerstwo zapłaciło zewnętrznym doradcom ponad 150 mln euro, najwięcej ze wszystkich resortów. Tematem zajęła się specjalna komisja w niemieckim parlamencie, bo pojawiły się podejrzenia co do ręcznego sterowania zamówieniami na sprzęt dla wojska. Za zakupy odpowiadała ściągnięta przez von der Leyen Katrin Suder, która miała zreformować system zakupów. Najwyraźniej się to nie udało, choć żadnych zarzutów w tej sprawie nie postawiono.
W czasie kierowania przez von der Leyen ministerstwem wydatki na obronność rosły. To także w dużej mierze dzięki niej Berlin zaangażował się we wzmocnienie wschodniej flanki NATO, tworząc trzon batalionowej grupy bojowej na Litwie, i w misję w Mali. Ale mimo deklaracji o większej transparentności obie panie niechętnie odpowiadały na pytania członków komisji. Może to się trochę kojarzyć z historią ze szczepionkami, gdy Komisja Europejska najpierw zadeklarowała, że ujawni umowy z dostawcą szczepionek, a później opublikowała dokument z zaczernioną treścią. ©℗
Niemce udało się wyciszyć głosy nawołujące do rozliczeń