Pandemia ma już prawie rok. W jej trakcie równie wiele postaci wyróżniło się na plus i na minus.

Listę bohaterów z pewnością otwiera Li Wenliang. Okulista z Wuhanu już pod koniec grudnia ub.r. alarmował innych lekarzy z tego miasta, że do szpitali prawdopodobnie trafiają pacjenci zakażeni nową odmianą wirusa SARS. Prywatne rozmowy w mediach społecznościowych podsłuchała jednak chińska cenzura i Li parę dni później musiał stawić się w Biurze Bezpieczeństwa Publicznego. Podpisał tam list, w którym zobowiązał się, że nie będzie już więcej rozsiewał plotek w sieci.
Li wrócił do pracy, a 30 stycznia zdiagnozowano u niego zakażenie nowym koronawirusem, który wówczas nazywał się jeszcze 2019-nCoV. Lekarz zmarł 8 lutego w szpitalu, w którym był zatrudniony, a jego śmierć wywołała falę oburzenia wśród chińskich internautów. W kraju i na świecie został obwołany sygnalistą. Ostatecznie Komunistyczna Partia Chin wydała oficjalne przeprosiny za sposób, w jaki został potraktowany.
Na tydzień przed zgonem udzielił krótkiego wywiadu dziennikowi „The New York Times”. – Gdyby władze wcześniej podały do publicznej informacji fakt istnienia epidemii, to myślę, że sprawy potoczyłyby się znacznie lepiej – powiedział wtedy.
Tak się jednak nie stało, a wirus zaczął rozprzestrzeniać się poza Chinami. Wobec braku skutecznych leków na COVID-19 jedyną nadzieję zaczęto pokładać w szczepionce. Ta jednak musiała powstać ekspresowo, znacznie szybciej niż dotychczas, a w prace nad nią trzeba było zaangażować duże, publiczne pieniądze. Tak narodziła się Operacja Prędkość Warp („Operation Warp Speed”) – flagowy program administracji Donalda Trumpa do walki z pandemią.
Bob Woodward w książce „Rage” sugeruje, że cichym bohaterem stojącym za tą ideą był prezydencki zięć Jared Kushner. „Miał nadzieję stworzyć program skoncentrowany na stworzeniu szczepionki i szukał kogoś, kto mógłby go poprowadzić” – pisze w książce legendarny dziennikarz. I chociaż pomysł krążył po administracji już wcześniej – zastanawiał się nad nim m.in. Rick Bright, stojący wówczas na czele jednej z agencji, która wyłożyła pieniądze na szczepionkę Moderny; być może omawiał go także minister zdrowia Alex Azar – to Kujshner nadał mu ostateczny kształt. A także przekonał do niego swojego teścia, który wówczas jeszcze publicznie opowiadał, że ze szczepionką czy nie – wirus kiedyś zniknie.
Zasada działania Operacji Prędkość Warp jest prosta – Waszyngton wykłada z góry pieniądze na kilka różnych szczepionek – w razie gdyby któraś okazała się niewypałem – i z góry zamawia duże partie, aby ograniczyć ryzyko po stronie producentów. W efekcie aż pięć z siedmiu szczepionek, które trafią do Unii Europejskiej – a w konsekwencji i do Polski – powstały przy udziale środków z operacji.
Strategia ta została z grubsza skopiowana po naszej stronie Atlantyku. Aby uniknąć sytuacji, w której poszczególne kraje Unii konkurują między sobą o dawki szczepionek (tak jak to było ze środkami ochrony osobistej podczas pierwszej fali), Ursula von der Leyen zaproponowała, żeby Wspólnota zaopatrywała się w preparaty jako całość. Pomysł ten, jak powiedziało nam jedno źródło zbliżone do Komisji, na początku nie spotkał się z entuzjazmem we wszystkich europejskich stolicach; szefowej KE udało się jednak przekonać maruderów. W efekcie Polska (oraz inne kraje) za większość preparatów płaci mniej niż nawet Stany Zjednoczone.
Pandemia stworzyła także antybohaterów. W historii walki z wirusem kiepsko zapisali się przede wszystkim ci, którzy podczas pierwszej fali – nie trzymając się naukowych standardów – mamili odkryciami skutecznych leków. Wśród nich należy wymienić kontrowersyjnego, francuskiego specjalistę od chorób zakaźnych Didiera Raoulta, który ogłosił wówczas, że udowodnił skuteczność chlorochiny. Dezinformacja szła jednak także w drugą stronę – czerwona kartka należy się niejakiemu Sapanowi Desaiowi, prezesowi firmy Surgisphere, która rzekomo zebrała w szpitalach po całym świecie dane pokazujące nieskuteczność chlorochiny. Niesławna publikacja została wycofana z „The Lancet” po tym, jak okazało się, że Desai po prostu zmyślił dane, a w swojej firmie zatrudniał m.in. niespełnionego pisarza science fiction i modelkę erotyczną (ostatecznie okazało się, że chlorochina nie jest skuteczna).
Chlorochinę za cudowny lek uznawali też politycy, w tym Donald Trump, który wyjątkowo źle zapisał się, jeśli chodzi o komunikację ze społeczeństwem podczas pandemii. Trump nie tylko opowiadał, że wirus zaraz zniknie, ale też uznał noszenie maseczek za akt politycznego sprzeciwu wobec jego rządów i sprzeciwiał się wprowadzaniu obostrzeń, co tylko pogłębiało informacyjny chaos.
Z tego samego względu na wzmiankę zasługuje też Jair Bolsonaro. Prezydent Brazylii nigdy nie traktował zagrożenia niesionego przez wirusa poważnie; najpierw bagatelizując je i mówiąc, że ludzie i tak umierają i nic z tym nie można zrobić; potem krytykując lockdowny, które w swoich stanach wprowadzali poszczególni gubernatorzy. Podobnie jak w USA, w Brazylii tarcia między władzą centralną a terenową w warunkach federalnego ustroju doprowadziły w efekcie do braku koordynacji i organizacyjnego chaosu, który pogłębiły tylko rozmiar kryzysu zdrowotnego w tych państwach.