28 założeń ujawnił w czwartek wieczorem na Telegramie ukraiński poseł Ołeksij Honczarenko. W piątek te założenia, tylko po angielsku, opublikował Axios. W mediach są one nazywane planem Trumpa, choć precyzyjniej byłoby stwierdzić, że zostały przedstawione przez Kiriłła Dmitrijewa, rosyjskiego wysłannika z amerykańskim wykształceniem i przeszłością biznesową, zaprzyjaźnionemu z Donaldem Trumpem biznesmenowi z branży deweloperskiej Steve’owi Witkoffowi, który kilkukrotnie odwiedzał Moskwę. Europejczycy nie brali udziału w rokowaniach. Rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt powiedziała, że na większość punktów zgodził się Rustem Umierow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy. Ten zaprzecza.
Powojenna Ukraina
Ukraina miałaby się wycofać z resztki obwodów donieckiego i ługańskiego z szeregiem rozbudowanych umocnień, które po rozejmie stanowiłyby strefę zdemilitaryzowaną. Nowa linia rozgraniczenia stawiałaby Rosję w o wiele lepszej sytuacji w przypadku wznowienia wojny. Zajęte w latach 2014–2025 ukraińskie ziemie zostałyby uznane za de facto (choć nie de iure) rosyjskie. Wyjątkiem byłyby skrawki obwodów charkowskiego, dniepropetrowskiego, mikołajowskiego i sumskiego, które okupanci mieliby oddać Ukrainie. W sumie to ok. 2 tys. km kw. Największym zwróconym miastem byłby Kupiańsk, nie w pełni zajęty przez agresora. Przed wojną mieszkało tam 27 tys. osób. Okupowana Zaporoska Elektrownia Atomowa połowę produkowanego prądu miałaby przekazywać Ukrainie.
Liczebność ukraińskiej armii zostałaby ograniczona do 600 tys. żołnierzy. To najpoważniejsza zmiana na korzyść Kijowa w porównaniu z pierwotnymi żądaniami Kremla. Siły Zbrojne Ukrainy liczą najpewniej nie więcej niż 800 tys. osób, a w czasie rozejmu ich część i tak zostanie zdemobilizowana. Kijów musiałby zapisać w konstytucji zakaz wejścia do NATO (obecnie ustawa zasadnicza zobowiązuje władze do starań o akcesję). Przewidziano też „zakaz ideologii i działań nazistowskich” i „ochronę mniejszości językowych”. Rosjanie rozumieją to po swojemu i wykorzystają ten punkt do żądania oficjalnego statusu dla języka rosyjskiego, przywrócenia swobody działania Patriarchatu Moskiewskiego, legalizacji zablokowanych w 2021 r. mediów prorosyjskich i do szeroko interpretowanego prawa do ingerencji w system edukacyjny i swobodę działania partii politycznych.
Plan przewiduje wybory w ciągu 100 dni od jego akceptacji. Sam w sobie ten punkt nie budzi wątpliwości, zwłaszcza że ukraińskie prawo przewiduje rozpisanie wyborów w ciągu 90 dni od zniesienia stanu wojennego. Ale zapisanie go w traktacie z Rosją da jej prawo ingerencji w proces wyborczy, podważania wyników albo – w nawiązaniu do „zakazania nazizmu”, przez który Kreml rozumie nawet obecne władze – roszczenia sobie prawa do decydowania, którzy politycy mają prawo stanąć do wyborów. Dodatkowo ogłoszono by amnestię „za działania w czasie wojny”. Najpewniej zakładałaby ona nie tylko brak odpowiedzialności dla zbrodniarzy, ale i dla winnych defraudacji pomocy dla Ukrainy; nieoficjalnie wiadomo, że ten punkt zaproponował Umierow.
Rosja z prawem głosu w Europie
Plan przewiduje szereg warunków wymagających zgody Europy. Ukraina miałaby prawo do członkostwa w Unii Europejskiej (bez gwarancji wejścia np. w razie kontynuowania blokady rokowań przez Węgry), a do czasu akcesji otrzymałaby priorytetowy dostęp do wspólnego rynku. Rosja miałaby zapisać na poziomie ustawodawczym zobowiązanie do nieagresji wobec Europy (w tym Ukrainy). Taką gwarancję trudno uznać za realną; częścią porządku prawnego Federacji Rosyjskiej były umowy, które zakazywały jej już agresji z 2014 i 2022 r. W zamian Ukraina otrzymałaby amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa na wypadek nowej agresji, o ile sama nie rozpocznie ona inwazji na Rosję ani nie ostrzela Moskwy bądź Petersburga.
Za ukłon Trumpa wobec Warszawy można by uznać pkt 9, głoszący że „europejskie myśliwce będą stacjonować w Polsce”, gdyby nie to, że zawarcie tego punktu w umowie z Rosją otwiera drzwi do dalszej rosyjskiej ingerencji w inne sprawy regionu. Zwłaszcza, że pkt 9 koresponduje z pkt 4, który zakłada „dialog między Rosją a NATO” w celu „rozwiązania wszystkich kwestii związanych z bezpieczeństwem i stworzenie warunków do dezeskalacji”. USA byłyby mediatorem w tych rozmowach, co wprost stawia je poza Sojuszem. Moskwa od 2021 r. głosi, że „pierwotną przyczyną kryzysu” było rozszerzenie NATO na wschód, w tym o Polskę, i żąda usunięcia z tych krajów zachodnich instalacji wojskowych. Wyróżnienie myśliwców prowokuje pytania, czy Kreml nie zażądałby usunięcia z Polski np. zachodnich oddziałów lądowych.
Amerykanie zarobią
Wiele miejsca poświęcono metodom, dzięki który USA miałyby zarobić na pokoju. Waszyngton oczekuje, że USA otrzymają niesprecyzowaną „rekompensatę za gwarancje” dla Ukrainy. Umocowano w planie istnienie uzgodnionego już z Kijowem Funduszu Rozwoju Ukrainy, do którego miałaby trafiać część zysków ze wspólnych inwestycji. Fundusz zostałby zasilony 100 mld dol. zamrożonych rosyjskich aktywów, a 50 proc. zysku z obrotu nimi trafiałoby do USA. Reszta rozmrożonych aktywów zostałaby wykorzystana do inwestycji amerykańsko-rosyjskich. Sankcje zniesiono by w całości. Przestrzeganie porozumienia ma kontrolować osobiście Trump jako szef Rady Pokoju, co wywołuje pytania, jaką siłę będzie mieć to ciało, gdy w 2029 r. skończy się jego kadencja prezydencka.