Do kraju powróciło łącznie 148 żywych zakładników. Spośród nich 105 zostało uwolnionych podczas zawieszenia broni w 2023 r., pięciu zwolnił Hamas poza jakimikolwiek porozumieniami, a 30 zostało uwolnionych w trakcie zawieszenia broni w 2025 r. Tylko ośmiu uratowały Siły Obronne Izraela (IDF). Państwo kierowane przez Binjamina Netanjahu nie dotrzymało obietnicy złożonej obywatelom: że eskalacja wojny doprowadzi do siłowego uwolnienia przetrzymywanych tam osób. Zawiodło swoich obywateli, którzy regularnie wychodzą na ulice, protestując przeciwko strategii "Bibiego".
"Nasze ludobójstwo"
Dwa lata po 7 października uwaga świata skupia się jednak nie na zakładnikach, a na wygłodzonych Palestyńczykach - w niektórych częściach eksklawy ogłoszona została klęska głodu. I na tych, którzy zostali zastrzeleni w kolejkach do centrów dystrybucji żywności prowadzonych przez Gaza Humanitarian Foundation (GHF), organizację wspieraną przez Izrael. Od maja do września w ten sposób zginęło według ministerstwa zdrowia w Gazie ponad 2,5 tys. osób. Pod koniec czerwca dziennik "Ha-Arec" opublikował śledztwo oparte na rozmowach z żołnierzami i oficerami IDF stacjonującymi przy punktach dystrybucji GHF. Żołnierze twierdzili, że otrzymali rozkaz strzelania do nieuzbrojonych osób poszukujących pomocy w celu rozproszenia tłumu.
W wyniku działań Izraela od 7 października zginęło co najmniej 69 tys. osób. Takie szacunki podaje ministerstwo zdrowia w Gazie, ale z moich rozmów wynika, że ofiar jest znacznie więcej. Mówił mi o tym m.in. Shai Parnes z izraelskiej organizacji praw człowieka B’Tselem: „Dane te są powszechnie uznawane za zaniżone, bo wielu ludzi wciąż spoczywa pod gruzami”. Z kolei pochodzący z Izraela Omer Bartov, wybitny badacz ludobójstwa z Uniwersytetu Browna, w niedawnej rozmowie tłumaczył mi, że liczba ofiar śmiertelnych może sięgać 100 tys.
Do tego należy doliczyć masowe przesiedlenia Palestyńczyków, które według wielu obserwatorów mogą zakończyć się całkowitym wypędzeniem ich z Gazy, a także zrównanie eksklawy z ziemią. Izraelczycy zniszczyli domy, szkoły, szpitale, meczety. W Gazie zostały już niemal wyłącznie namioty i góry gruzu.
Dlatego w październiku 2025 r. nie mówi się już o "samoobronie". Coraz więcej badaczy i instytucji - w tym Bartov i B’Tselem - przekonuje, że w palestyńskiej eksklawie dochodzi do ludobójstwa. Latem B’Tselem wraz z izraelskim oddziałem Physicians for Human Rights opublikowały obszerny raport o symbolicznym tytule: "Nasze Ludobójstwo". „Analiza polityki Izraela wobec Strefy Gazy i jej tragicznych skutków, w zestawieniu z wypowiedziami wysokich rangą izraelskich polityków i dowódców wojskowych na temat celów tej ofensywy, prowadzi do jednoznacznego wniosku: Izrael podejmuje skoordynowane działania mające na celu zniszczenie społeczeństwa palestyńskiego w Strefie Gazy. Innymi słowy: Izrael dokonuje ludobójstwa” - napisały organizacje.
Świat odwraca się od Izraela
Większość obywateli państwa żydowskiego sprawę widzi inaczej. Izraelczycy co do zasady nie dostrzegają, że w Gazie żyją niewinni ludzie - dla znacznej części społeczeństwa wszyscy Palestyńczycy to terroryści. Nie uznają też krzywd, jakie wyrządzili temu narodowi od 1948 r.: czystek etnicznych, okupacji, apartheidu.
W efekcie powstaje coraz większa przepaść między tym, jak sytuację w Gazie postrzegają Izraelczycy, a jak obserwatorzy spoza tego kraju, którzy zaczęli interesować się Palestyną i jej historią. Izrael przez dwa lata zdążył skutecznie zniechęcić do siebie społeczność międzynarodową. Sondaże prowadzone w Europie i w Stanach Zjednoczonych - miejscach tradycyjnie przyjaznych państwu żydowskiemu - pokazują, że mieszkańcy Zachodu odwracają się od niego. Na ulicach miast - również polskich - natknąć się można na wysprejowane na murach "Free Palestine". Izraelczycy, którzy spędzali tegoroczne wakacje na Starym Kontynencie, spotykali się z dużą niechęcią i wyzwiskami, o czym regularnie informowały izraelskie media. Było to dla nich spore zaskoczenie - wszak zawsze uważali się za część Zachodu.
Większość Izraelczyków jest przekonana, że świat nienawidzi ich z pobudek antysemickich, że krytyka tego państwa nie ma nic wspólnego z sytuacją w Gazie i na Zachodnim Brzegu. W połączeniu z rosnącym przyzwoleniem na przemoc w tym kraju, prowadzi to do kuriozalnych sytuacji, w których minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben-Gwir wyzywa aktywistów z Globalnej Flotylli Sumud od terrorystów i chwali się, że będą traktowani jak przestępcy w więzieniu Ketziot na pustyni Negew (przed weekendem trafili tam również Polacy, w tym poseł na Sejm RP Franciszek Sterczewski). Gdy wszyscy uczestnicy flotylli wrócą do swoich krajów - w wyprawie udział wzięło ok. 450 osób z 44 państw - i zaczną udzielać wywiadów, opowiadając, jak traktowały ich izraelskie służby, wstręt do tego państwa będzie jedynie narastał. Paradoksalnie przesuwanie granic przez Izrael może doprowadzić także do wzrostu antysemityzmu, mimo że - co należy wyraźnie podkreślić - Żydzi mieszkający w Europie czy USA najczęściej nie mają nic wspólnego z działaniami tego państwa.
W tym sensie rację miał jeden z moich rozmówców w Izraelu: "Gdyby rząd zdecydował się na ograniczony odwet, dziś bylibyśmy postrzegani jako ofiara, świat współczułby nam i nas wspierał. A tak na zawsze pozostaniemy już ludobójcami".