Szef rządu mówił o „politycznych łajdakach”, którzy są „gotowi z każdego problemu, lęku i strachu robić polityczne złoto”, a także o „konfrontacji dobra ze złem”, która nie zakończyła się wraz z 15 października. – Jestem to winien wszystkim Polkom i Polakom, żeby wreszcie po wyborach prezydenckich odrzeć wszystkich ze złudzeń, że przed nami jest łatwa droga. Nie, ona jest trudna. Pokonaliśmy przeciwnika? Nie, on jest bardzo silny i bezwzględny. I ma inne cele niż my. Ale mówię to również po to, żebyście państwo wiedzieli, że żadna porażka – także ta w wyborach prezydenckich – nie usprawiedliwia nastroju zwątpienia, opuszczania rąk, kapitulacyjnych myśli. To w ogóle nie wchodzi w rachubę – mówił Donald Tusk podczas briefingu w KPRM.
I nie skończyło się tylko na tamtej deklaracji. Ostatnie dni pokazały, że rząd faktycznie przygotowuje swoją ofensywę względem nowego lokatora w Pałacu. Najpierw Donald Tusk w rozmowie z TVN24 jasno wytyczył narrację względem zwiększenia kwoty wolnej od podatku (w związku z wydatkami na obronność nie ma możliwości, aby przed 2027 r. tę obietnicę zrealizować), następnie we wtorek minister finansów i gospodarki Andrzej Domański zapowiedział, że zmian w podatku Belki nie będzie, niemniej rząd pracuje nad wprowadzeniem osobistych kont inwestycyjnych, które mają pozwolić na inwestowanie bez podatku od zysków kapitałowych do 100 tys. zł.
Te i inne ruchy mają jeden jasny cel: ograniczyć możliwości kreowania polityki przez Pałac Prezydencki, a jednocześnie zdyskredytować zapowiadaną przez Nawrockiego ofensywę legislacyjną. Krótko mówiąc: brutalnie pokazać przyszłemu prezydentowi miejsce w szeregu. Próbkę tego, jak mogą wyglądać kolejne miesiące, zaprezentował na antenie radiowej Trójki europoseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba. – Prezydent elekt, zanim przystąpi do zaprzysiężenia, a później do objęcia stanowiska, powinien porozmawiać z ministrem finansów i zorientować się, jaka jest sytuacja budżetowa – wskazywał polityk Platformy, dodając, że „za chwilę może się okazać, że jego kancelaria nie będzie miała wystarczającej liczby środków, jak będzie takie podejście rozrzutności forsował”. Na marginesie warto dodać, że „rozrzutnością” Szczerba nazwał obietnicę zwiększenia kwoty wolnej, która znalazła się przecież w 100 konkretach zaproponowanych przez KO przed wyborami w 2023 r.
Nawrocki nie będzie miał czasu na nauczenie się prezydentury. Z chwilą objęcia urzędu zostanie wrzucony na głęboką wodę
Przywołuję te słowa jednak nie bez powodu. Pokazują one dobitnie, że Karol Nawrocki nie dostanie żadnej taryfy ulgowej od rządu Donalda Tuska. Nie będzie spotkań zapoznawczych, prób zdefiniowania obszarów wspólnych czy nawet zwykłego wyjścia poza medialne przepychanki. Nowa głowa państwa nie będzie miała więc czasu na nauczenie się prezydentury, z chwilą objęcia urzędu zostanie wrzucona na głęboką wodę. Czy dla Nawrockiego będzie to pozycja niewygodna? Tylko trochę. W ostatnich miesiącach dotychczasowy prezes IPN dał się poznać jako polityczny wojownik odporny na uderzenia z każdej strony. W najtrudniejszych momentach kampanii nie opuścił gardy, ustał, mimo że niektórym komentatorom wydawało się, że sprawa prezydentury jest już dla niego zamknięta. Jeśli poszukiwać więc osoby, która gotowa jest prowadzić otwartą wojnę z rządem, Nawrocki wydaje się do tego odpowiednim graczem.
Otwarte pozostaje natomiast pytanie, kto z całego tego konfliktu wyjdzie zwycięsko. Na musiku niewątpliwie jest dziś gabinet Tuska, o czym niektórzy politycy zdają się nie pamiętać. To rząd – a nie prezydent – w 2027 r. będzie walczył o kolejny kredyt zaufania od wyborców. Prowadzenie więc otwartej wojny z prezydentem dysponującym prawem weta jest dość ryzykowne – szczególnie, gdy duża część zapowiadanych reform nadal nie została zrealizowana. Czy się opłaci? Przekonamy się wkrótce. Najbliższym sprawdzianem będzie wrześniowe posiedzenie parlamentu, gdy Sejm zajmie się (lub nie) rozpatrywaniem pierwszych prezydenckich projektów ustaw. ©℗