Polska dostanie rekordowe pieniądze z Unii. Ale będzie płacić coraz więcej
Unia Europejska planuje największy budżet w swojej historii – blisko dwa biliony euro na lata 2028–2034. Nominalnie to ogromna kwota, ale pytanie, które powinniśmy sobie dziś zadać, brzmi: czy Polska na tym budżecie rzeczywiście zyska – tak jak zyskiwała dotychczas? A może powoli zmierzamy ku nowej roli – płatnika netto, który do unijnej kasy wpłaca więcej, niż z niej otrzymuje?
Na pierwszy rzut oka – powodów do niepokoju brak. Polska wciąż ma być największym beneficjentem polityki spójności i funduszy rolnych, z alokacją ok. 123,3 mld euro. Ale to tylko połowa obrazu. Druga połowa to radykalna zmiana po stronie wpływów budżetowych UE – tradycyjne składki mają być uzupełnione przez nowe daniny: opłaty ETS, CBAM, podatek od plastiku, danina od dużych korporacji. W efekcie łączna składka brutto Polski może sięgnąć 73 mld euro, czyli o ok. 20 mld więcej niż w poprzednim okresie (szacując bardzo wstępnie). Równocześnie nasze saldo netto względem UE może spaść do około 50 mld euro, czyli ponad dwa razy mniej niż w poprzedniej perspektywie, kiedy wyniosło ok. 110 mld euro (licząc razem środki z MFF i NextGenerationEU).
Polska jest coraz bogatsza i dlatego zmierza do tego by być płatnikiem netto
Dla wielu może to być szok. Ale z punktu widzenia unijnej arytmetyki – to zjawisko naturalne. Im szybciej Polska się rozwija, tym mniej transferów potrzebuje. W polityce spójności obowiązuje zasada: środki kierujemy tam, gdzie luka rozwojowa jest największa. Skoro nasz PKB per capita wzrósł, a udział Polski w gospodarce UE ma sięgnąć 4,3 proc., to transfery na głowę mieszkańca naturalnie spadają.
To, co budzi kontrowersje, to nie tylko wysokość składki, ale rosnąca centralizacja decyzji finansowych w Brukseli. Liczba programów ma spaść z 52 do 16, co oznacza większą elastyczność dla Komisji, ale mniejszy wpływ rządów krajowych na alokację środków. Polska wraz z 13 innymi krajami (głównie z regionu) zaproponowała tzw. non-paper, w którym sprzeciwia się dalszemu rozmywaniu polityki spójności i postuluje jej stabilne, odrębne finansowanie.
Do tego dochodzą cięcia w Wspólnej Polityce Rolnej – z 386 do 302 mld euro – oraz wątpliwości wokół wspierania energetyki jądrowej czy powiązania funduszy z przestrzeganiem zasad praworządności. Dla Polski, z silnym sektorem rolnym i potrzebą transformacji energetycznej, to istotne ryzyka.
Nie są to jednak wątpliwości nowe. Już w 2006 roku Waldemar Pawlak mówił:
„W tej chwili trzeba myśleć o tym, jak skutecznie ‘wyciskać brukselkę’ i w jaki sposób korzystać z tych możliwości, które daje członkostwo w Unii Europejskiej”.
Wycisną Brukselkę - czyli jak skorzystać na UE będąc płatnikiem netto
Dalej zauważał, że główne problemy z absorpcją funduszy nie leżą po stronie Brukseli, ale „z nadmiarem biurokracji po stronie polskiej”. Ten cytat, choć ma niemal 20 lat, brzmi dziś zaskakująco aktualnie. Nadal bowiem nie chodzi tylko o to, ile pieniędzy dostajemy z Unii, ale czy potrafimy je efektywnie wykorzystać.
Czy zatem mamy powody do zmartwień? Tak – jeśli postrzegamy Unię wyłącznie jako źródło pieniędzy. Nie – jeśli widzimy ją jako wspólny rynek, który napędza inwestycje, eksport i wzrost. Po 20 latach członkostwa Polska dojrzewa do nowej roli – kraju, który nie tylko korzysta, ale też współfinansuje europejski projekt.
To moment przejścia – i trzeba go przejść świadomie. Zamiast bić na alarm, że „Unia daje mniej”, warto zadać pytanie: czy my – jako kraj – wykorzystujemy te środki mądrze? Czy jesteśmy gotowi na sytuację, w której wartość członkostwa mierzy się już nie transferami, lecz stabilnością reguł, dostępem do rynku, bezpieczeństwem energetycznym i geopolitycznym? Jakich pieniędzy i gdzie konkretnie potrzebuje Polska? A może to nasz sektor finansowy może zapełnić luki finansowania, niż środki unijne, które mają dołączonych setki dodatkowych wymagań.
Ostatecznie, nie chodzi tylko o to, ile dostajemy, ale jak wykorzystujemy to, co mamy. A być może w najbliższych latach największym zyskiem nie będą już fundusze, ale wpływ – na kształt Unii, której jesteśmy pełnoprawnym współgospodarzem. Fakt jest jednak taki, że zachwycać samą wielkością budżetu już się nie powinniśmy, bo Komisja jeszcze nie pokazała, ile za niego zapłacimy, a wygląda na to, że znacznie więcej niż w poprzedniej perspektywie.