Pod względem poziomu konsumpcji indywidualnej jest nam bliżej do średniej unijnej niż pod względem ogólnego wzrostu gospodarczego, czyli produktu krajowego brutto. Tak wynika z danych Eurostatu, unijnego biura statystycznego.
Chodzi o statystyki uwzględniające różnice w poziomie cen pomiędzy poszczególnymi gospodarkami. Dopiero one pozwalają na rzeczywiste porównanie wielkości gospodarek, poziomu PKB czy konsumpcji. Patrząc na tę ostatnią statystykę: ważne, ile dóbr czy usług faktycznie możemy kupić (lub faktycznie kupujemy), a nie tylko ile są one warte. W krajach, w których ogólny poziom cen jest wyższy, większa jest i wartość kupowanych towarów. Nie musi to jednak oznaczać, że konsumenci dostaną tam za swoje pieniądze więcej. Analogicznie w przypadku ogólnego wskaźnika PKB.
Statystycy publikują więc dane przeliczone według parytetu siły nabywczej. W środę 18 czerwca Eurostat przedstawił informacje na temat tak wyliczanego poziomu konsumpcji w przeliczeniu na mieszkańca. Co mówią w odniesieniu do Polski?
Dystans do średniej unijnej nie zmniejsza się ani w statystykach PKB, ani konsumpcji
O ile w PKB na mieszkańca cały czas jesteśmy poniżej 80 proc. unijnej średniej (w 2024 r. było to 79 proc.), o tyle w poziomie konsumpcji per capita nasz wynik to 84 proc. średniej dla Unii Europejskiej. Na tym jednak dobre informacje się kończą.
I pod względem PKB per capita i w konsumpcji ostatnie lata przyniosły zahamowanie tempa doganiania przez Polskę średniej unijnej. PKB na mieszkańca Polski stanowił 79 proc. przeciętnego wyniku w krajach UE już w 2020 r. Od tego czasu mieścimy się w przedziale 78-79 proc. Jeszcze w 2010 r. nasz PKB na mieszkańca z uwzględnieniem siły nabywczej stanowił 63 proc. średniej dla UE. A w momencie wejścia do Unii, czyli w 2004 r., było to 52 proc.
Wyniki dla konsumpcji są wyższe, ale trendy podobne. Tu najwyższy poziom w odniesieniu do średniej unijnej mieliśmy w latach 2020-2021. Było to 86 proc. średniej dla UE. W kolejnych dwóch latach nastąpił lekki regres, a w ubiegłym roku niewielka poprawa.
Rumunia przyspiesza w konsumpcji, Polska się zatrzymuje. Jak wygląda tempo zmian
A są kraje, które w czasie naszego zastoju systematycznie pną się w górę. My na przełomie poprzedniej dekady dogoniliśmy i w konsumpcji, i w PKB w przeliczeniu na mieszkańca Portugalię i od tego czasu wymieniamy się miejscami (według ostatnich danych górą jest kraj z Półwyspu Iberyjskiego). Sami zostaliśmy wyprzedzeni przez Rumunię. To kraj, który w ostatnich latach dokonał jednego z największych skoków poziomu konsumpcji w Europie Środkowej i Wschodniej. Szybsze doganianie średniej było jedynie udziałem Bułgarów. Ci jednak, żeby osiągnąć średni poziom unijny, musieliby konsumować o jedną trzecią więcej niż 2024 r.
Trochę inaczej prezentują się dane nominalne, w przeliczeniu na euro. W takim ujęciu konsumpcja w przeliczeniu na mieszkańca była u nas wciąż o ponad 40 proc. niższa od średniej unijnej. Nieznacznie wyprzedzali nas Słowacy i Czesi, za nami byli Łotysze, Chorwaci, Rumuni i Węgrzy. Przeciętne wydatki konsumpcyjne na głowę wyniosły u nas w ub.r. 15,6 tys. euro. To o 63 proc. więcej niż w 2020 r. Dla porównania: w Czechach i na Słowacji odnotowano w tym czasie wzrost o ok. 40 proc.
Ile brakuje Polsce do średniej unijnej pod względem poziomu cen i kto jest za nami
Coraz trudniej przychodzi nam gonienie średniej unijnej, jeśli chodzi o poziom PKB czy konsumpcji, za to jesteśmy liderami, jeśli chodzi o gonienie Europy w cenach. Jeszcze w 2020 r. ich przeciętny poziom stanowił u nas niespełna 56 średniej unijnej. W 2024 r. osiągnęliśmy 70 proc. średniej, choć to wciąż dopiero 24. wynik w skali całej UE (niższe poziomy cen notują jedynie Bułgaria, Rumunia – 57 proc. średniej UE oraz Węgry – 68 proc.). Dla porównania: Dania i Irlandia mają poziomy cen o 40 proc. przekraczające unijną średnią. Innymi słowy za towary i usługi konsumpcyjne płaci się tam średnio dwa razy więcej niż u nas.