Dwunasty dzień rynek ochrony zdrowia, a głównie personel i dyrektorzy szpitali, czekają na ujawnienie rekomendacji dotyczących wzrostu poziomu finansowania ochrony zdrowia w związku z ustawowymi podwyżkami etatowych pracowników szpitali od 1 lipca. Prezes Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT), która przygotowuje rekomendacje, przekazał je minister Izabeli Leszczynie już 5 czerwca. Minister jednak milczy, wprawiając środowisko w coraz większą irytację. Szczególnie zarządzających placówkami, którzy chcieliby zaplanować budżety.
Dyrektorzy szpitali: jeśli nie poznamy wysokości podwyżek, będzie protest
Najbardziej rozdrażnieni sa członkowie Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, którego prezes Waldemar Malinowski zapowiedział w poniedziałek, że jeżeli do 17 czerwca minister Leszczyna nie ujawni rekomendacji, OZPSP rozpocznie akcję protestacyjną. Brak decyzji w sprawie wysokości podwyżek nazwał przerażającym.
– W kontekście planowania budżetu wskazane byłoby przynajmniej miesięczne wyprzedzenie. Owszem, rekomendacja AOTMiT uwzględnia podwyżkę wyceny świadczeń zdrowotnych, która zdoła pokryć wzrost wynagrodzeń, jednak w praktyce, z uwagi na to, że wielkość dotacji dla szpitali z Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) nie jest wystarczająca, przynajmniej w ujęciu płynnościowym, to znaczy nie zapewnia odpowiednich funduszy na dany moment, takie opóźnienie może rodzić spore trudności – mówi Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP).
Podwyżki dla medyków mogą być wyższe niż prognozowano w lutym
Jeszcze w lutym ekspert prognozował wysokość rekomendacji AOTMiT w trzech wariantach: pierwszym, w którym Agencja weźmie pod uwagę podwyżki tylko zatrudnionych na etatach (8,5 mld zł), drugim, w którym uwzględniana jest też konieczność podwyżek dla części pracowników zatrudnionych na kontraktach (15,1 mld zł), oraz trzecim, który do wariantu drugiego dokłada także czynnik inflacyjny i konieczność zapłaty części nadwykonań (17,1 mld zł). Pod koniec maja prezes AOTMiT Daniel Rutkowski uchylił jednak rąbka tajemnicy i zdradził, że pierwszy wariant wyniesie ok. 9,1 mld zł. – Można więc założyć, że dwa kolejne również wzrosną – przewiduje Łukasz Kozłowski tłumacząc, że w lutowych prognozach opierał się na metodologii Agencji z poprzedniego roku, w tym roku jednak mogła się ona zmienić.
Medycy zaniepokojeni słowami premiera na temat podwyżek
Milczenie minister zdrowia w kwestii rekomendacji niepokoi tym bardziej, że po środowym exposé premier Donald Tusk oświadczył dziennikarzom, że „wynagrodzenia w ochronie zdrowia są godne” i „dobrze byłoby, aby wzrost nakładów na zdrowie dotyczył w decydującej mierze pacjentów, a nie wypłat medyków”. Dla lekarzy to jasny sygnał, że rząd chce cofnąć lub wstrzymać ustawowe podwyżki minimalnego wynagrodzenia, które wielu pracowników medycznych powstrzymały przed odejściem ze szpitali publicznych do prywatnych – tak było m.in. z doświadczonymi pielęgniarkami, które weszły w wiek emerytalny, ale zachęcone podwyżkami postanowiły nie odchodzić na emeryturę (obecnie w wieku emerytalnym jest co trzecia pielęgniarka w Polsce), czy z fizjoterapeutami, którzy coraz rzadziej decydowali się na zatrudnienie w oddziałach szpitalnych.
Jerzy Przystajko, farmaceuta i autor programu wyborczego Partii Razem w zakresie ochrony zdrowia, dziwi się słowom premiera. – Pieniądze z NFZ mają nie iść na wynagrodzenia dla personelu? A czy pan premier ostatnio na coś chorował i wyleczyła go lamperia na ścianie w przychodni? A może uzdrawiające jest dla niego patrzenie na sufit sali chorych? Może jednak wyleczył go personel? Ustawa o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia powstała po to, by ta płaca była na tyle atrakcyjna, by przyciągnąć ludzi do pracy, która nie jest łatwa i do której nikt się nie garnie. Te same przepisy powinny dotyczyć urzędników państwowych i wykonujących prace podstawowe, jak pracownik poczty. Bo na tym lekarzu, pielęgniarce, urzędniku samorządowym czy panu na poczcie opiera się polskie państwo – argumentuje Jerzy Przystajko. ©℗
Dyrektorów szpitali martwi płynność ich placówek