Gotowość zakupu kolejnych myśliwców dla Wojska Polskiego potwierdził w ostatnich dniach Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier i minister obrony narodowej. Odpowiadając na pytania dziennikarzy tuż po powrocie z USA, przyznał, że „Polska w perspektywie najbliższych lat potrzebuje samolotów przewagi powietrznej”.
Polska rozgląda się za myśliwcami. Zaczęło się kuszenie
Obecnie w Wojsku Polskim służy 48 myśliwców wielozadaniowych F-16. Niedługo pojawić mają się najnowocześniejsze samoloty piątej generacji: 32 sztuki F-35. Flotę, z której znikną wkrótce maszyny poradzieckie, uzupełnia 48 szt. szkolno-bojowych FA-50 z Korei Południowej. Łącznie daje nam to osiem eskadr (128 samolotów). Wojskowi od kilku lat promują tezę, iż do zabezpieczenia polskiego nieba potrzeba przynajmniej 160 maszyn. Pozostaje zatem miejsce dla 32 nowych samolotów.
Wicepremier nie wyjawił, ku jakim samolotom się skłania, lecz nie jest tajemnicą, że walka toczyć będzie się najpewniej pomiędzy Boeingiem produkującym F-15EX a europejskim konsorcjum, oferującym Eurofightera. Boeing już zaczyna kusić naszych decydentów.
– Boeing opracowuje solidny plan przemysłowy związany z ofertą F-15EX dla Polski, skupiając się na szkoleniu, konserwacji i utrzymaniu samolotów w kraju, co umożliwi Polsce zwiększenie samowystarczalności. Przez ostatni rok Boeing spotkał się z kilkoma firmami, a my przygotowujemy konkurencyjne przetargi na produkcję obronną – przekonuje w rozmowie z DGP Marissa Myers, rzeczniczka Boeinga w Stanach Zjednoczonych. Myśliwską ofertę Boeing łączy z chęcią zaopatrzenia naszych wojsk w śmigłowce transportowe Chinook oraz 96 szt. śmigłowców szturmowych AH-64E Apache.
Nie tylko Amerykanie chcą pomóc z Rosjanami
Inwestycjami w przemysł kusi również europejski konkurent Boeinga – włoski Leonardo, czyli jeden z producentów Eurofightera. Obecny już w Polsce poprzez zakłady w Świdniku Leonardo zapewnia, że aż do 40 proc. inwestycji w program pozostałoby w polskich firmach.
Bitwa o wielomiliardowe kontrakty dopiero przed nami, a w ocenie wojskowych nowy samolot przewagi powietrznej wojsku bardzo by się przydał. Jak zaznacza gen. Mieczysław Gocuł, były szef Sztabu Generalnego, na razie F-16 zapewnią nam osłonę powietrzną i wsparcie walczących wojsk, a F-35 skupi się na przechwytywaniu maszyn wroga. Rozmówca DGP wskazuje, że nadal potrzebujemy środków, które zapewniłyby wsparcie walczącym na lądzie wojskom. A tu niekoniecznie trzeba patrzeć w stronę myśliwców.
– Potrzeba wsparcia wojsk może być zaspokojona przez bezpilotowe środki uderzeniowe. Nie przesądzam, czy samoloty powinny być kupione, ale twierdzę, że jest taka potrzeba, a ona może być wypełniona również przez bezpilotowe środki uderzeniowe. Nie możemy popełnić błędu, że kupimy uzbrojenie na 30 lat, które nie będzie potrzebne. Zmiany pola walki i wnioski, które płyną z Ukrainy, pokazują rozwój innych trendów – mówi DGP generał Gocuł.
Nowe myśliwce, czy cała masa dronów?
Proponowane przez Boeinga F-15 (różnych wersji) użytkowane są obecnie między innymi przez armie USA, Arabii Saudyjskiej, Izraela i Kataru. W Europie nie cieszą się powodzeniem. Tu prym wiedzie Eurofighter Typhoon. Używają go armie Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch, Hiszpanii oraz Austrii. Amerykanie twierdzą jednak, że ich maszyna w dłuższym terminie jest o 50 proc. tańsza w utrzymaniu i oferuje możliwość zabrania czterokrotnie większej ilości uzbrojenia, a także większy zasięg.
Koszt jednego F-15EX szacuje się na ok. 95 mln dol., a Eurofightera na ok. 120–200 mln dol. Przy zakupie 32 sztuk mowa o wydatku rzędu kilku miliardów dolarów. Dlatego też nie brakuje opinii, by przyjrzeć się nieco tańszym rozwiązaniom. – Kupienie drogich samolotów może być błędem, jeżeli inne środki będą tańsze i bardziej skuteczne, w szczególności przy wykorzystaniu naszego potencjału produkcyjnego prywatnego i państwowego – mówi generał Gocuł.
©℗