Na finalne ustalenia między Brukselą a Kijowem wyczekują przede wszystkim polscy rolnicy, dla których tanie produkty rolne z Ukrainy były i wciąż są dużym zagrożeniem konkurencyjnym – zarówno na naszym, jak i unijnym rynku. W okresie przejściowym zasady handlu wróciły do stanu sprzed 2022 r., co dla polskich producentów jest korzystne, bo import z Ukrainy hamowany jest relatywnie niskimi kontyngentami oraz cłami. Nowa umowa ma obowiązywać długoterminowo, aby – jak twierdzi KE – zapewnić „stabilność podmiotom z UE i Ukrainy, w tym w perspektywie przystąpienia Ukrainy do UE”.

Mimo że już wiele miesięcy temu unijni politycy zapowiedzieli, że kolejnego tymczasowego przedłużenia ATM nie będzie, to dotychczas na stole nie pojawiły się nawet wstępne projekty długoterminowej umowy. Jak słyszymy w Brukseli, brak płynnego przejścia do nowej umowy i konieczność wariantu pomostowego nie jest przypadkowy.

Zdaniem naszego rozmówcy KE celowo wstrzymywała się z pracami nad nową umową, by przed wyborami prezydenckimi w Polsce (przełom maja i czerwca) i Rumunii (w maju) nie upubliczniać propozycji, które mają być korzystne dla producentów ukraińskich. Obawiano się, że potencjalne protesty rolników w obu krajach mogłyby znacząco podkopać szanse na objęcie prezydentury przez prounijnego Rafała Trzaskowskiego (ostatecznie przegrał z Karolem Nawrockim) oraz prounijnego Nicușora Dana (ostatecznie pokonał George’a Simiona). Wcześniej francuski dziennik „Le Monde” podawał, że Komisja przymknęła również oko na retorykę antyimigracyjną w Polsce ze strony rządu Donalda Tuska. Premier miał być dogadany z Ursulą von der Leyen w kwestii taktycznego blokowania paktu migracyjnego podczas kampanii wyborczej – podawał „Le Monde”.

Europosłanka Anna Bryłka, która zasiada w europarlamencie w Komisji Handlu Międzynarodowego oraz jest członkiem Delegacji do Komisji Parlamentarnej Stowarzyszenia UE-Ukraina, twierdzi, że KE będzie patrzeć na interesy producentów ukraińskich łaskawym okiem.

– Ukraina ma bardzo mocnych lobbystów w Brukseli. Na unijnej komisji handlu zagranicznego postawę proukraińską prezentują politycy z Renew Europe i Lewicy, a także Socjaliści i Demokraci. To może wystarczyć, by Ukraina wypracowała odpowiednie dla siebie warunki eksportu do UE – mówi w rozmowie z DGP Bryłka.

Pytana o sygnały, które miałyby potwierdzać taki scenariusz, Bryłka zwraca uwagę na „zastanawiająco spokojną reakcję strony ukraińskiej” na powrót do obecnych, niekorzystnych dla nich rozwiązań.

– Wygląda to tak, że Ukraińcy wiedzą, że choć rozwiązanie tymczasowe jest nie po ich myśli, to finalna umowa będzie dla nich na tyle korzystna, że nie muszą prewencyjnie podnosić tematu. Nie ma zmasowanego krzyku z ich strony – twierdzi europosłanka.

Z jej informacji wynika, że nowe zasady handlu między Brukselą a Kijowem mają być wypracowane do końca lipca. W ocenie Moniki Przeworskiej, dyrektorki Instytutu Gospodarki Rolnej (IGR), może to oznaczać, że zapisy mogą wejść w życie wcześniej niż od stycznia 2026 r.

– Z tego, co słyszę z Brukseli, teraz prace nad umową mocno przyspieszyły i jeszcze w lipcu poznamy nowe brzmienie. Wcale nie jest tak, że nowe zasady wejdą w życie od stycznia, nie zdziwi mnie, jeśli już od jesieni Ukraina dostanie wyższe kwoty kontyngentów – mówi Przeworska.

W przesłanym DGP na początku czerwca oświadczeniu KE poinformowała, że nad umową będzie pracowała „szybko i konstruktywnie”, a osiągnięcie porozumienia powinno nastąpić „tak szybko, jak to możliwe”.

Przeworska zwraca uwagę, że dla polskich rolników zagrożenie tanią żywnością z Ukrainy jest znacznie większe niż w przypadku napływu do UE żywności z Ameryki Południowej.

– Potencjał eksportowy Ukrainy jest znacznie większy niż krajów Mercosur ze względu na bliskość geograficzną oraz większą dysproporcję cen. Dla Polski ma to jeszcze jeden wymiar, gdyż asortyment eksporterów ukraińskich pokrywa się z asortymentem naszych rolników – wskazuje dyrektorka IGR.

Umowa handlowa między UE a krajami Mercosur została wypracowana i zaprezentowana publicznie pod koniec zeszłego roku, a obecnie czeka na formalną finalizację. Perspektywa otwarcia rynku unijnego na produkty rolne zza Atlantyku wzbudziła niepokój części rolników z UE, w tym z Polski. ©℗

ROZMOWA

Ukraina skrzętnie wykorzystała otwarcie rynku UE

ikona lupy />
Łukasz Ambroziak, profesor i analityk w Instytucie Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej PIB / Materiały prasowe
Co dla polskich rolników oznacza powrót do zasad handlu z układu stowarzyszeniowego UE-Ukraina?

To znacząca zmiana sytuacji podażowej na rynku unijnym i polskim. Wystarczy spojrzeć na dane liczbowe o unijnym imporcie towarów rolno-spożywczych z Ukrainy i porównać je z obecnie obowiązującymi limitami, by zobaczyć, że te mechanizmy ochronne mają wielkie znaczenie. Dzięki mechanizmowi ATM, który obowiązywał od początku czerwca 2022 r. przez trzy lata, Ukraina dostała szeroki dostęp do stabilnego, bliskiego geograficznie i atrakcyjnego finansowo rynku unijnego. I skrzętnie to wykorzystała – udział Unii Europejskiej w eksporcie rolno-spożywczym Ukrainy przed wojną wynosił 28 proc. Na koniec 2023 r. się podwoił, bo wzrósł do poziomu 56 proc.

Z punktu widzenia polskich rolników powrót do limitów kwotowych ma szczególne znaczenie dla czterech grup produktów – cukru, drobiu, jaj oraz pszenicy. Ukraina wyeksportowała do UE 495 tys. t cukru w 2023 r. oraz 331 tys. t w 2024 r. Limit roczny zgodny z umową stowarzyszeniową to jedynie 20,7 tys. t. W przypadku drobiu mamy eksport na poziomie 174 tys. ton w 2023 r. i 136 tys. t w 2024 r. przy limicie 90 tys. t. Jaja – w 2024 r. Ukraina dostarczyła na unijny rynek 78 tys. t, a roczna kwota to raptem 6 tys. t. Warto zaznaczyć, że ponieważ do 5 czerwca obowiązywał system ATM, to dopuszczone kwoty importu z Ukrainy do końca tego roku wynoszą 7/12 poziomu rocznego, a więc jeszcze mniej niż podawane przeze mnie limity.

Na pszenicę obowiązuje i tak nasze krajowe embargo, dozwolony jest tylko tranzyt.

Tak, ale ukraińskie zboże jest konkurencyjne względem naszego na całym rynku unijnym. Do końca roku do UE trafi bez cła maksymalnie 600 tys. t ukraińskiej pszenicy, podczas gdy w latach 2023–2024 r. Ukraina dostarczyła na wspólny rynek 6 mln t. Częściowo kosztem polskich eksporterów. Nie mówiąc o tym, że słychać głosy, że i w Polsce można kupić ukraińską pszenicę, bo tranzyt „wycieka”. Oficjalne statystyki nie rejestrują tego zjawiska, więc nie znamy jego skali, ale na pewno zahamowanie tranzytu ograniczy też szarą strefę w Polsce.

Jednocześnie zasady eksportu z UE do Ukrainy się nie zmieniają, więc polscy rolnicy nie stracą ukraińskich odbiorców?

Preferencje z czerwca 2022 r. były jednostronne – UE zliberalizowała podejście do towarów ukraińskich, ale bez wzajemności. Oznacza to, że powrót do zasad sprzed wojny nie zmienia przepisów eksportu na Ukrainę. Kontyngentami w eksporcie na wschód są objęte m.in. wieprzowina, drób i cukier, co oznacza, że pewna część tych produktów może być eksportowana po zerowej stawce celnej, a po przekroczeniu ustalonych limitów nakładane jest cło. Te stawki są jednak niższe niż w imporcie z Ukrainy do UE. W sumie ograniczenia w handlu, kontyngenty i cła obowiązują obecnie w odniesieniu do ok. 300 tzw. linii taryfowych w eksporcie UE na Ukrainę oraz ok. 400 z Ukrainy do UE.

Obecne rozwiązania są tymczasowe, Bruksela i Kijów pracują nad wieloletnią umową.

Zgodnie z art. 29 umowy stowarzyszeniowej obie strony zobowiązały się do pogłębienia liberalizacji zasad handlu. I to się właśnie dzieje. Czy będzie to korzystne dla Polski? Zapewne nie, obecne przepisy są dużo bardziej restrykcyjne niż to, czego możemy się spodziewać po nowej umowie. Przypomnę, że od 2014 r. odnotowujemy ujemne saldo wymiany rolno-spożywczej z Ukrainą. W 2024 r. mieliśmy 600 mln euro deficytu, po I kw. 2025 r. było to 76 mln euro pod kreską. Spodziewana liberalizacja zasad handlu z Ukrainą zapewne będzie prowadzić w kierunku dalszego pogłębiania negatywnego bilansu w handlu artykułami spożywczymi. Część polskich producentów może też być wypchnięta przez Ukraińców z rynków unijnych. Jednocześnie zyskają nasi eksporterzy na wschód – szczególnie producenci karmy dla zwierząt, napojów, warzyw czy artykułów mleczarskich. ©℗

Rozmawiał Nikodem Chinowski