Prof. Kurek stał na czele instytutu, który pod swoją pieczą ma m.in. reaktor MARIA, prawie dziesięć lat. I to on odpowiada za nieuzyskanie na czas zezwolenia na eksploatację obiektu. Od 1 kwietnia trwa postój reaktora. Prof. Kurek w rozmowie z DGP, która okazała się jego ostatnim wywiadem w dotychczasowej roli, przekonywał, że ten czas nie pójdzie na marne, bo na czas, kiedy MARIA nie ma licencji, zaplanowano niezbędne i tak prace techniczno-modernizacyjne w reaktorze.

Niepewne losy jedynego reaktora badawczego

Rzecz w tym, że w dalszym ciągu nie ma żadnej pewności, że obiekt, który jest jednym z najistotniejszych w Europie źródeł izotopów promieniotwórczych, wykorzystywanych m.in. w diagnostyce i terapii onkologicznej, zdoła zabezpieczyć zezwolenie do 8 maja, kiedy, jak przyznaje samo NCBJ, postój zacznie już być odczuwalny w łańcuchach dostaw radiofarmaceutyków. Prof. Kurek w rozmowie z DGP wspomniał o pozostającej przedmiotem dyskusji z dozorem jądrowym – Państwową Agencją Atomistyki (PAA) – kwestii tzw. stref bezpieczeństwa wokół reaktora.

Ale, jak wiemy od samej PAA, problemów, hamujących wydanie nowego zezwolenia było więcej. Agencja stoi na stanowisku, że MARIA nie spełnia wymogów bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej, i nie sposób na ten moment wskazać terminu, w którym odzyska licencję.

Dyrektor bronił się, ale zabrakło mu argumentów

Należy docenić, że prof. Kurek udzielił wywiadu gazecie, która jako pierwsza poinformowała – jeszcze pod koniec marca – o problemach polskiego reaktora badawczego i opisała niekorzystne dla dyrekcji NCBJ okoliczności, w tym dotyczące nastrojów części załogi, przekonanej, że kierownictwo instytutu „nie przepada” za reaktorem oraz rosnącego zniecierpliwienia w rządzie. A i w przeszłości zamieszczała publikacje krytyczne wobec niektórych działań jego instytutu. Cieszę się, że daliśmy ustępującemu dyrektorowi NCBJ możliwość ustosunkowania się do zarzutów i przedstawienia swojej strony medalu.

Rozmowa z DGP dostarcza jednak zarazem potwierdzenia koronnych zarzutów stawianych władzom NCBJ. Po pierwsze, wniosek o licencję dla MARII złożony został zaledwie 7 miesięcy przed spodziewanym wygaśnięciem bieżącego zezwolenia. Ustawowy termin na rozpatrzenie wniosku to pół roku, ale osoby odpowiedzialne za postępowanie po stronie NCBJ musiały zdawać sobie sprawę z tego, że przy wystąpieniu jakichkolwiek wątpliwości termin ten będzie przedłużany. O tym, że ta świadomość istniała, świadczy zresztą fakt, że w roboczym harmonogramie zakładano pierwotnie, że postępowanie licencyjne zostanie wszczęte pod koniec 2023 r. – prawie rok przed faktycznym skierowaniem wniosku do PAA.

Instytucja trzymająca pieczę nad MARIĄ tym bardziej powinna spodziewać się problemów, że w stosunkach z dozorem jądrowym miała szereg spornych kwestii, w tym związanych z wypełnieniem zaleceń PAA przekazanych na podstawie oceny okresowej sytuacji w reaktorze. Przedstawiony przez prof. Kurka kontrargument, iż nawet w przypadku wcześniejszego przedłożenia wniosku regulatorowi nie można mieć pewności, że sprawa zostałaby wzięta na warsztat, trudno traktować poważnie. Błędem niewybaczalnym był też brak komunikacji z nadzorującym Ministerstwem Przemysłu, które oficjalnie o problemach z nowym zezwoleniem dla MARII dowiedziało się od NCBJ niespełna tydzień przed jego utratą (mimo że w środowisku eksperckim o obawach o sytuację reaktora słyszało się już od wielu tygodni). Również w tym przypadku argumentacja ustępującego dyrektora, który twierdzi, że przed uzyskaniem pewności, że nie uzyska wnioskowanego zezwolenia na czas, nie miał podstaw do informowania nadzorującego resortu. Gdyby NCBJ dochował w tej kwestii elementarnych zasad współpracy z rządem i poinformował o swoich kłopotach zawczasu, mógłby oczekiwać od resortu wsparcia, a nawet twierdzić, że ponosi ono część odpowiedzialności za brak sukcesu starań o licencję.

MARIA ciążyła narodowemu laboratorium

Prof. Kurek ma oczywiście rację, kiedy mówi, że uzyskiwanie zezwolenia to proces skomplikowany, a on musiał zmagać się ze skomplikowaną sytuacją finansową reaktora, który – nad czym należy ubolewać – nie dysponował do tej pory przewidywalnym wsparciem rządowym na odpowiednim poziomie. Szansa na zmianę tego stanu rzeczy wyłania się z przedstawionych niedawno założeń aktualizacji Programu Polskiej Energetyki Jądrowej i planów resortu przemysłu dotyczących uruchomienia specjalnego instrumentu, który zapewnić ma „odpowiednie funkcjonowanie” kluczowej infrastruktury badawczej, przede wszystkim właśnie reaktora MARIA. Według naszych informacji zabezpieczenie odpowiednich środków na ten cel obiecał już szef resortu finansów Andrzej Domański.

Trudno zgodzić się jednak z narracją, wedle której trudna sytuacja MARII uzasadnia tak taktykę tak daleko idącego wyparcia problemów. Czy próby podzielenia się odpowiedzialnością z dozorem, bo na jakąkolwiek złośliwość lub opieszałość w jego działaniach nie ma dowodów. Wreszcie, choć akcentowanie swoich dokonań w innych obszarach działalności NCBJ niż piecza nad reaktorem, jest zrozumiała z punktu widzenia determinacji prof. Kurka, by rozbudować je m.in. o centrum cyklotronowe, to gdy – w tych a nie innych okolicznościach – mówi, że nie zgadza się na traktowanie instytutu jako „przystawki do reaktora MARIA”, trudno nie odnieść wrażenia, że rzeczywiście z jego podejściem do wciąż najistotniejszego obiektu składającego się na otwocki instytut, był pewien problem. A poczucie załogi, że są dla dyrekcji przysłowiową kulą u nogi, nie wzięło się znikąd.