Rząd liczy się z tym, że grupa odbiorców nowego programu dopłat do elektryków jest wąska. Eksperci chcieliby np. objęcia programem dużych firm. Wiceminister klimatu podkreśla jednak, że dopłaty w ograniczonej skali są lepsze niż podatek od aut spalinowych
W najbliższy poniedziałek rusza program „NaszEAuto”. Przewiduje on do 40 tys. zł wsparcia na zakup lub leasing nowego samochodu elektrycznego. Budżet to 1,6 mld zł. Program jest skierowany do konsumentów i osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Maksymalna cena nowego auta elektrycznego to 225 tys. zł. Program ma być finansowany ze środków pochodzących z Krajowego Planu Odbudowy.
Zasady programu: jakie auto można będzie kupić z dopłatą
Przebieg auta, na które będzie można otrzymać dofinansowanie, w dniu zakupu lub leasingu nie może przekroczyć 6 tys. km. Ma to umożliwić zakwalifikowanie do programu pojazdów np. demonstracyjnych, które nie były zarejestrowane przez dilerów. Bazowa kwota wsparcia ma wynosić do 30 tys. zł, a w przypadku zezłomowania auta spalinowego można liczyć na dodatkowe 10 tys. zł. Program ma obowiązywać do czerwca 2026 r., bo wtedy mija ostateczny termin wydawania środków z KPO.
Krzysztof Bolesta, wiceminister klimatu, podkreślał we wtorek, że wprowadzenie programu to jeden z kamieni milowych dotyczących KPO. Pierwotnie mowa była o podatku od pojazdów spalinowych. – Udało nam się przekonać Komisję Europejską, że taki podatek w Polsce się nie sprawdzi i lepiej zaproponować marchewkę niż kij – mówił Bolesta.
Apelował do firm leasingowych o aktywny udział w programie: – Wiem, że to trudniejszy segment rynku niż duże floty, ale jestem przekonany, że to ostatnie tak duże dopłaty do samochodów. Warto z tego skorzystać, bo po wygaśnięciu KPO podobnych programów nie będzie. Obecnie cała Europa odchodzi od takiego wsparcia.
Eksperci wątpią w efektywność programu "NaszEAuto"
Zdaniem ekspertów istnieje ryzyko, że program będzie nieefektywny. Według Jakuba Farysia, prezesa Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, dopłaty są zbyt niskie w stosunku do ceny samochodów elektrycznych, czas obowiązywania programu za krótki, a grupa beneficjentów zbyt wąska, by pomysł rządu przyniósł zauważalny efekt.
– W tej chwili osoby fizyczne kupują w Polsce 2–3 tys. nowych samochodów elektrycznych rocznie, a prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą – kolejny tysiąc. Tymczasem rozmiar programu wystarczy na dopłaty do ok. 40 tys. pojazdów. Jeśli przy dobrych wiatrach przez rok z dopłat skorzysta 5 tys. osób, będzie to bardzo dobry wynik. Program przyniósłby lepszy efekt, gdyby obowiązywał przez kilka lat, lecz do końca czerwca skorzysta z niego nie więcej niż 8 tys. osób. Oceniam więc, że wydane zostanie do 20 proc. dostępnych środków – powiedział Faryś.
Jego zdaniem zapis o dodatkowych 10 tys. zł dopłaty za zezłomowanie auta spalinowego w praktyce będzie martwy. – Ktoś, kto chce kupić nowy samochód elektryczny i musi z własnych wolnych środków przeznaczyć na niego 150 tys. zł, jest osobą stosunkowo zamożną. Bardzo mało prawdopodobne, by taka osoba jeździła samochodem spalinowym, który nadawałby się do recyklingu – uzasadnił prezes PZPM.
Wiceminister Bolesta odrzucił możliwość rozmów z KE, by program objął też duże firmy. – One mają swoje cele środowiskowe i nie wymagają tego, żeby im pomagać. Grupa odbiorców tego programu była jasna od samego początku naszych negocjacji z Komisją Europejską. Chodziło nam o to, żeby uchronić polskich kierowców jeżdżących autami spalinowymi przed podatkiem – argumentował.
Dopłata także do dotowanych samochodów z Chin
W październiku 2024 r. zaczęły obowiązywać unijne cła na chińskie samochody elektryczne. Zostały one wprowadzone z obawy o konkurencyjność europejskich producentów wobec intensywnie dotowanych pojazdów z Państwa Środka. Marek Pogorzelski, rzecznik resortu klimatu, podkreślił, że „NaszEAuto” nie dyskryminuje producentów z jakiegokolwiek kraju. – Jedyne wymagania to napęd elektryczny, cena oraz kategoria M1 (pojazdy mające nie więcej niż osiem miejsc siedzących poza miejscem siedzącym kierowcy) – stwierdził.
Jak wygląda sytuacja w innych krajach UE? Obowiązujący w Niemczech program „Umweltbonus” oferuje dopłaty do 6 tys. euro dla samochodów elektrycznych o wartości do 40 tys. euro. Dla pojazdów o wyższej wartości dopłata wynosi 5 tys. euro. Hybrydy plug-in są wspierane kwotami odpowiednio 4,5 tys. euro i 3,75 tys. euro, w zależności od wartości pojazdu. Niemiecki rząd wprowadził także możliwość szybszej amortyzacji dla firm nabywających elektryczne samochody służbowe. Firmy mogą odliczyć do 40 proc. wartości nowo zakupionych pojazdów elektrycznych od podstawy opodatkowania w pierwszym roku, z malejącą stawką w kolejnych latach. Preferencyjne opodatkowanie dotyczy pojazdów o wartości do 95 tys. euro.
Francja od listopada 2024 r. zmniejszyła dotacje na zakup samochodów elektrycznych. Obecnie wsparcie wynosi od 2 do 4 tys. euro, w zależności od dochodów nabywcy. Wcześniej kwoty te sięgały od 4 do 7 tys. euro.