Oficjalnie w Polsce kampanii wyborczej nie ma. Ta – zgodnie z art. 104 kodeksu wyborczego – rozpoczyna się dopiero z dniem ogłoszenia daty wyborów i kończy się na 24 godziny przed dniem głosowania, gdy mamy do czynienia z ciszą wyborczą. Jak wskazywał marszałek Sejmu Szymon Hołownia, zarządzenie w tej sprawie zostanie wydane 15 stycznia 2025 r. Tyle w teorii. W praktyce kandydaci swoje działania prowadzą od wielu tygodni.
Kandydaci na prezydenta nie próżnują
Najwcześniej zaczął Sławomir Mentzen, który pod koniec sierpnia br. został ogłoszony kandydatem Konfederacji. W podobnym czasie na jednym z bloków w centrum Warszawy zawisł ogromny plakat z jego twarzą i podpisem „Mentzen 2025”. Parlamentarzysta udał się także w trasę po Polsce. Do początku grudnia odwiedził 65 miejscowości. O kwestię finansowania całego przedsięwzięcia pytany był przez Marcina Fijołka z Polsat News. – Nie prowadzę kampanii wyborczej, więc nie ma czego finansować. Natomiast swoją aktywność polityczną finansuję w przeważającej większości samemu. Wydałem dosyć dużo, ale to moja prywatna sprawa, ile wydaję na swoje hobby – mówił pod koniec listopada.
Pozostali kandydaci również nie próżnują. Dwa tygodnie temu kongres w Krakowie – przy wsparciu Prawa i Sprawiedliwości – organizował Karol Nawrocki. W ostatnią sobotę w podobnych wydarzeniach udział brali również Rafał Trzaskowski i Szymon Hołownia. Wyborcze wiece kandydatów w mediach reklamowane były jako „konwencja Koalicji Obywatelskiej” i „spotkanie z marszałkiem”. Sieć obiegły również nagrania, na których drukowane są banery z wizerunkiem prezydenta stolicy. Jeden z plakatów Trzaskowski zawiesił osobiście w Żernicy na Śląsku. Czy to materiał wyborczy? „Wywiesiliśmy pierwszy baner zapraszający do wspólnego budowania programu. Piszemy go razem z wami: w każdym zakątku Polski, w mniejszych i większych miejscowościach” – przekazał Trzaskowski w mediach społecznościowych.
– Sprawa jest przejrzysta. Po ogłoszeniu terminu wyborów prezydenckich zawiąże się komitet i fundusz wyborczy, z którego będzie finansowana kampania Rafała Trzaskowskiego. Dziś takiej kampanii formalnie nie ma. Wszystkie wydarzenia, które organizujemy, to normalna działalność polityczna prowadzona przez partię polityczną – Platformę Obywatelską, której wiceprzewodniczącym jest Rafał Trzaskowski – komentuje w rozmowie z DGP poseł KO Mariusz Witczak, szef sejmowej podkomisji ds. nowelizacji prawa wyborczego.
PKW widzi problem
Państwowa Komisja Wyborcza od dłuższego czasu widzi nieprawidłowości, ale ma związane ręce. – Jako organ wyborczy nie mamy odpowiednich narzędzi, aby wykraczać poza analizę sprawozdania finansowego i okres trwania kampanii wyborczej. Od lat apelowaliśmy o zmianę kodeksu wyborczego – mówił DGP przewodniczący Sylwester Marciniak w połowie września. I jak dodawał, niektóre postulaty zmian zgłaszane były jeszcze w 2015 r., gdy marszałkiem Sejmu był Radosław Sikorski. – Niestety nie było woli, aby się nad tym pochylić – tłumaczył szef PKW.
Na pilną potrzebę zmian od lat zwracają uwagę także organizacje pozarządowe. „Z punktu widzenia finansowania kampanii agitacja przed jej rozpoczęciem pozwala ominąć wszystkie potencjalnie niewygodne dla kandydatów ograniczenia. (…) Ponieważ wydatki ponoszone na prekampanię nie są ujmowane w raportach składanych przez komitety wyborcze do PKW, to nie są też limitowane i mogą pochodzić z niezidentyfikowanych źródeł. Nie wiadomo, kto jest tu sponsorem i czy nie oczekuje czegoś w zamian” – czytamy w raporcie Fundacji im. Stefana Batorego z 2019 r. przygotowanym przez Marcina Waszaka. W dokumencie pojawiła się m.in. propozycja, aby wydłużyć okres kampanii wyborczej do sześciu miesięcy i cały ten okres objąć obowiązkiem rozliczenia. Podobnie funkcjonuje to m.in. na Słowacji czy w Wielkiej Brytanii.
– Nikt jednak w Polsce nie przekuł tego w rozwiązania legislacyjne. Wydaje się, że w najbliższej przyszłości to się nie zmieni, bo sytuacja jest na rękę wszystkim. Ci zamożniejsi chcą zacząć wcześniej. I wydadzą tyle, ile chcą, bo wydatki ponoszone w tzw. prekampanii nie będą wliczały się do ogólnego limitu. Daje im to sporą przewagę. Chciałoby się powiedzieć, cytując klasyka, raz zdobytej przewagi nie oddamy nigdy – komentuje w rozmowie z DGP dr Anna Frydrych-Depka z Centrum Studiów Wyborczych UMK w Toruniu, członkini zarządu Fundacji Odpowiedzialna Polityka.
Gdzie postawić granicę
Jak jednak dodaje, kwestia ta jest „niesamowicie trudna do uregulowania”. – Nie mam pewności, w którym dokładnie miejscu należałoby postawić granicę, aby wyeliminować nieuczciwe praktyki, a jednocześnie nie naruszyć prawa do prezentacji poglądów, wolności wypowiedzi czy swobody prowadzenia działalności przez partie polityczne – tłumaczy ekspertka.
Rozmówczyni DGP zwraca również uwagę, że nawet gdyby PKW zdecydowała się na precedensowy ruch i uznała aktywność w tzw. prekampanii za naruszenie kodeksu wyborczego, to kara nie byłaby zbyt dotkliwa. – Można byłoby oczywiście próbować pomniejszyć subwencję partii wspierającej kandydata w oparciu o ustawę o partiach politycznych, ale mogłoby dojść do rozmycia odpowiedzialności. Partia a komitet wyborczy kandydata na prezydenta to jednak dwa różne organizmy – tłumaczy.
Jak wynika z naszych ustaleń, na razie żadnych zmian legislacyjnych nie należy się spodziewać. Do rozmów o nowelizacji kodeksu wyborczego parlamentarzyści mają wrócić jesienią 2025 r.
– W obliczu nadchodzących wyborów trudno jest rozmawiać o kwestii nowelizacji kodeksu wyborczego. Tego typu reformy realizuje się w spokoju. Inną sprawą jest to, że postawienie ewentualnych granic byłoby trudne. Czy miesiąc przed ogłoszeniem terminu miałaby być cisza od kampanii, a dwa miesiące już nie? I jak to pogodzić z promowaniem swoich idei politycznych, do czego każdy ma prawo? W tej sytuacji kluczem staje się transparentność finansowania – podsumowuje poseł Mariusz Witczak. ©℗