-Proponuję taki deal do wyborów prezydenckich: dekryminalizacja aborcji za powrót do stanu prawnego sprzed wyroku TK - mówi Katarzyna Kotula, minister ds. równości.
Kiedy projekty ustaw regulujących kwestie związków partnerskich mogą trafić pod obrady rządu?
ikona lupy />
Katarzyna Kotula minister ds. równości / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe

Najpierw trafią do konsultacji publicznych i międzyresortowych, bo mowa o dwóch ustawach. Pierwsza – o rejestrowanych związkach partnerskich – dookreśla, czym jest związek, gdzie go można zawrzeć, w jaki sposób wygląda ta procedura, ale też reguluje podstawowe prawa i obowiązki w związku. Druga duża ustawa – tzw. wprowadzająca – skupia się na kwestiach dotyczących ubezpieczenia społecznego, wspólnego rozliczania. W ostatnich tygodniach trwała praca nad tą drugą – obejmuje ponad 200 ustaw, sprawdzaliśmy, czy na pewno wszystkie z nich muszą być zmieniane. Oba projekty są już gotowe, są sczytywane przez dział prawny KPRM. Gdy legislacyjnie będziemy ich pewni, skierujemy je do konsultacji publicznych i międzyresortowych. Chcę, żeby wydarzyło się to jeszcze we wrześniu.

A czy jest szansa, że rząd je przyjmie? PSL we wrześniu lub w październiku planuje złożyć w Sejmie własny projekt ustawy o statusie osoby najbliższej. W myśl jego założeń to sami partnerzy mieliby określać zakres swoich praw i obowiązków w związku. Ludowcy chcą, by instytucja związku maksymalnie różniła się od instytucji małżeństwa.

Główne zarzuty, które padają ze strony polityków PSL, dotyczą przysposobienia, którego tu nie ma, a które powinno się w ustawie znaleźć. Uregulowanie praw i obowiązków dwóch dorosłych osób przy zostawieniu gdzieś na boku kwestii dzieci, które już wychowują się w takich rodzinach, nie jest dobrym rozwiązaniem. Trzeba więc szukać innych dróg uregulowania kwestii przysposobienia, np. poprzez reformę kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Przy MS pracuje Komisja Kodyfikacyjna Prawa Rodzinnego – będziemy składać do niej tego typu zalecenia.

Potrzebna jest także praca edukacyjna, bo debata medialna, która toczy się w sprawie związków partnerskich, pokazała, że większość polityków nie rozumie, z czym się mierzymy. W ustawie zostawiliśmy małą pieczę, czyli przepisy regulujące status opiekuna faktycznego, który ma prawo do decyzji edukacyjnych czy zdrowotnych dziecka. Sprawa dotyczy przede wszystkim par hetero w rodzinach zrekonstruowanych. Dla przykładu mamy dwa małżeństwa, które się rozwodzą, kobieta zabiera dzieci, wiąże się z nowym mężczyzną, natomiast nie formalizuje związku. Mężczyzna także ma swoje dzieci. Wspólnie mieszkają, wychowują dzieci, ponoszą wspólne nakłady finansowe, tworzy się więź. Nie chodzi o to, żeby odbierać prawa rodzicielskie ojcu biologicznemu, ale o to, by np. w kwestii zajęć dodatkowych, odbierania dzieci ze szkoły, z przedszkola czy też zagrożenia zdrowia i życia nowy partner również mógł być wsparciem i brać udział w procesie decyzyjnym dotyczącym dzieci.

To jedna z różnic między związkiem partnerskim a małżeństwem. Drugą jest wspólność majątkowa, ale jedynie deklaratywna, trzecią – brak uroczystego ceremoniału, który towarzyszy zawieraniu małżeństwa czy to w kościele, czy w urzędzie stanu cywilnego. Proponujemy uproszczoną procedurę, która polega na tym, że idziemy do USC, oświadczamy, że chcemy zawrzeć związek partnerski. USC stwierdza, że nie ma przeciwwskazań i rejestruje związek.

Jeśli chodzi o PSL, to chciałabym, żebyśmy rozmawiali merytorycznie, mniej emocjonalnie. Poszłam już na wiele ustępstw wobec naszych koalicjantów. Czekam teraz na ruch kolegów i koleżanek z PSL, żeby również pokazali gotowość do ustępstw.

Wiceprezes PSL Urszula Pasławska przygotowuje projekt ustawy o statusie osoby najbliższej. Jego założenia również przewidują, że dysponentem rejestru związków partnerskich będzie USC, choć nie do końca jeszcze wiadomo, jak miałoby wyglądać samo zawarcie związku. W PSL nie ma zgody na to, by organizować uroczystą ceremonię.

W projektach rządowych też nie ma mowy o ceremonii. Zastanawiam się, kto z posłów PSL przeczytał moją ustawę, bo Urszula Pasławska dostała ją ode mnie z zaznaczeniem, z czego jesteśmy gotowi zrezygnować. Apeluję do kolegów i koleżanek z PSL o rozsądek oraz o to, by nie grać tematem dla własnych korzyści politycznych. Co do projektu ustawy o statusie osoby najbliższej – kiedy będzie gotowa, przeczytam ją, będę zadawać pytania.

Jeśli PSL nie chce, żeby osoby LGBT wchodziły do urzędu stanu cywilnego, to zastanawiam się, czy nie zmierzamy w kierunku stref wolnych od LGBT w USC.

Na rozpatrzenie przez rząd od wiosny czeka też inny projekt – nowelizacji kodeksu karnego, która ma pomóc w walce z dyskryminacją m.in. ze względu na płeć, tożsamość płciową czy orientację seksualną. Co się dzieje z tym projektem?

Już kilkakrotnie prosiłam ministra Bodnara, żeby przyspieszyć prace nad tą ustawą, która jest przecież elementem umowy koalicyjnej. Projekt przeszedł procedurę rządową, został skierowany na posiedzenie Rady Ministrów, ale został cofnięty do ponownego zaopiniowania przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Karnego w MS. Taka była decyzja ministra Bodnara. Wiem natomiast, że po moim apelu nowela wraca i wkrótce będziemy się nią zajmować na posiedzeniu rządu.

Minister Bodnar podjął też bardzo dobrą decyzję o tym, by powołać specjalny zespół interdyscyplinarny do prac nad przygotowaniem szkoleń i wytycznych dla służb i prokuratorów na temat stosowania istniejących już przepisów antydyskryminacyjnych. Otrzymaliśmy wiele skarg dotyczących tego, że nie są przestrzegane.

Niedawno resorty sprawiedliwości i zdrowia ogłosiły wytyczne dla prokuratorów i lekarzy dotyczące aborcji. Pani zdaniem to wystarczy? Niedawno skrytykowały je działaczki ze Strajku Kobiet. W ich odczuciu są bezużyteczne.

Rolą aktywistek jest krzyczeć głośniej i mocniej, rozumiem je. Osoby, które stały za organizacją masowych protestów w 2020 r. i tych wcześniejszych, mają pełne prawo do tego, by domagać się zmiany prawa. O tym mówi też Lewica – prawo aborcyjne musi zostać zmienione. Wykazuję tu trochę więcej optymizmu niż premier Donald Tusk, bo uważam, że kampania prezydencka zmieni dynamikę polityczną. Będzie przestrzeń do tego, żeby iść w kierunku pełnej liberalizacji.

Zanim to się jednak stanie, trzeba robić to, co jest możliwe. Uważam, że wytyczne ministrów Bodnara i Leszczyny są o tyle dobre, że kładą nacisk na przestrzeganie już istniejącego prawa. Według definicji WHO zdrowie to także zdrowie psychiczne kobiety, więc nie powinno być żadnego ograniczenia, jeśli chodzi o jego ratowanie.

Poza wytycznymi ministrów zdrowia i sprawiedliwości powinniśmy jednak zrobić jeszcze dwie rzeczy: przegłosować ustawę o dekryminalizacji – i tu się cieszę, że ten projekt został ponownie złożony w Sejmie z podpisami nie tylko Lewicy, lecz także KO, Polski 2050 i jednej posłanki PSL. Słyszę również głosy kolegów z PSL, którzy mówią otwarcie – i bardzo dziękuję im za to, że zmienili zdanie w tej sprawie – że głosowali „przeciw” , a teraz chcą głosować „za”. Każda taka zmiana przybliża nas do uchwalenia tej ustawy. Ja bym złożyła więc PSL i Polsce 2050 taką propozycję: połóżmy na stole dwie rzeczy: dekryminalizację i powrót do prawa sprzed wyroku TK – uznanie go za niebyły i przywrócenie trzeciej przesłanki, mówiącej o nieuleczalnych wadach płodu.

Proponuje pani koalicjantom dekryminalizację za powrót do kompromisu aborcyjnego z 1993 r., uchwalenie ustawy, którą proponuje Trzecia Droga?

Tak, zróbmy taki deal: dekryminalizacja za powrót do prawa sprzed wyroku TK. Nie ma natomiast zgody na referendum.

Nie obawia się pani, że powrót do tego dawnego kompromisu znów na lata zabetonuje prawnie kwestię dostępu do aborcji?

To, co proponuję, jest planem do wyborów prezydenckich. Pokażmy naszym wyborcom i wyborczyniom – mówię o Koalicji 15 października – że traktowaliśmy je poważnie, że nasze obietnice nie były tylko na czas kampanii wyborczej.

A co miałoby się stać po wyborach prezydenckich?

Wiele zależy od tego, kto będzie kandydatem lub kandydatką każdej z formacji. Myślę, że debata na temat liberalizacji prawa do aborcji będzie się toczyła w kampanii prezydenckiej. Będziemy pytać każdego z kandydatów i kandydatek, na jakie rozwiązania mogliby się zgodzić.

Lewica będzie miała w tych wyborach swojego kandydata bądź kandydatkę?

Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Nie rozumiem kolegów, którzy mówili kilka tygodni temu, że powinniśmy od razu poprzeć wspólnego kandydata Koalicji 15 października. Jak rozumiem, takiego kandydata nie będzie. Każda formacja musi walczyć o swoją podmiotowość i tożsamość. Myślę, że dobrze by było, gdyby była to kandydatka, ale nie ze względu na płeć, a merytorykę. W mojej ocenie jedną z priorytetowych kandydatek jest ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Dobrze by było, gdybyśmy taką deklarację podjęli wcześniej. Przewodniczący Włodzimierz Czarzasty zapowiadał zresztą, że będziemy wkrótce rozmawiać na ten temat na posiedzeniu zarządu albo Rady Krajowej.

Kandydatura ministry Dziemianowicz-Bąk jest przesądzona?

Nie jest przesądzona, ale w mojej ocenie jest jedną z idealnych kandydatek. Jest twarzą i jedną z liderek Lewicy. Mam nadzieję, że wyborcy docenią jej zaangażowanie w prowadzenie resortu rodziny, pracy i polityki społecznej – stamtąd wyszło wiele istotnych ustaw, poprawiających komfort życia obywateli. Mam na myśli choćby program „Aktywny rodzic” czy rentę wdowią.

Pani nie bierze pod uwagę startu?

Nie.

A Magdalena Biejat z partii Razem? Nie wyklucza kandydowania.

Są te dwa nazwiska i pewnie będziemy o tym rozmawiać. ©℗

Rozmawiała Marta Rawicz