Rekordowa kwota planowanej różnicy między dochodami a wydatkami w budżecie centralnym zaplanowana na przyszły rok w połączeniu z ogłoszoną niedawno wobec Polski przez Unię Europejską procedurą nadmiernego deficytu oraz ryzykiem przekroczenia w ciągu kilku lat unijnego progu długu sektora rządowego i samorządowego wynoszącego 60 proc. PKB oznaczają powrót dyskusji do zacieśnienia polityki fiskalnej. W przyszłym roku tego praktycznie nie będzie – deficyt liczony według metody unijnej ma się obniżyć z 5,7 proc. PKB do 5,5 proc. (przy limicie wynoszącym 3 proc.). Ale co dalej?
O zdanie zapytaliśmy Polaków
Zdecydowana większość zdaje sobie sprawę z konieczności ograniczania deficytu. O takiej potrzebie mówi ponad 60 proc. uczestników sondażu United Surveys. Badanie było prowadzone już po ogłoszeniu najważniejszych liczb dotyczących projektu ustawy budżetowej na 2025 r., a więc i deficytu, który ma wynieść 289 mld zł.
Za ograniczaniem deficytu jest 67 proc. zwolenników obecnie rządzących partii i 62 proc. osób skłonnych głosować na dzisiejszą opozycję. Wyborcy niezdecydowani najrzadziej opowiadają się za cięciem deficytu (w tej grupie mówi tak 54 proc. ankietowanych), ale równocześnie to w tej grupie największy odsetek przyznaje się do niewiedzy na temat deficytu.
Biorąc pod uwagę wiek respondentów, jedyna grupa, gdzie więcej było głosów za zwiększaniem niż za zmniejszaniem dziury budżetowej (w proporcji 30 proc. do 13 proc.), to osoby przed trzydziestką. Tam 57 proc. ankietowanych deklaruje, że nie wie, co to deficyt.
Jeśli mamy deficyt zmniejszać, to jak?
Najbardziej popularną odpowiedzią było podniesienie podatków dla wybranych branż – mówiło o tym trzech na pięciu ankietowanych. Jeden na czterech był za ograniczaniem przywilejów emerytalnych dla wybranych zawodów czy grup społecznych. Prawie tyle samo za cięciem wydatków na programy socjalne. Mniejszą popularnością wśród ankietowanych cieszyło się podnoszenie podatków dochodowych czy od konsumpcji. Wśród najmniej pożądanych rozwiązań było ograniczanie wydatków na obronność, a prawie nikt nie był za opcją „wyższe podatki dla wszystkich”.
– Część wyników kłóci się z intuicją ekonomiczną, ale część jest z nią jak najbardziej zgodna – komentuje Marcin Mrowiec, główny ekonomista firmy doradczej Grant Thornton w Polsce. Ekspert zgłasza zastrzeżenia do najczęściej wskazywanego rozwiązania – podatków sektorowych. – Nowe podatki dla wybranych branż to byłaby zła droga. Jeśli popatrzymy na wyniki ankiet prowadzonych wśród przedsiębiorców na temat największych barier, to od wielu lat wskazywana jest niestabilność otoczenia prawno-regulacyjnego. To bariera dla rozwoju firm, ale w ślad za tym i dla całej gospodarki – wskazuje Mrowiec.
Wpływy podatkowe
Trzy istniejące podatki sektorowe – od instytucji finansowych, wydobycia kopalin i sprzedaży detalicznej – w tym roku mają dać budżetowi 14,7 mld zł, czyli 2,5 proc. łącznych wpływów podatkowych. W przyszłym roku kwota zebrana z banków, firm ubezpieczeniowych, wydobywczych i od supermarketów ma się zwiększyć do 15,3 mld zł. W związku ze spodziewanym zmniejszeniem wpływów podatkowych do budżetu państwa udział danin sektorowych urośnie do… 2,7 proc.
Nawet jeśli wpływy z poszczególnych branż są stosunkowo niewielkie, to te podatki mają znaczący wpływ na ich funkcjonowanie. Z opublikowanego we wtorek raportu Związku Banków Polskich wynika, że „obciążenie sektora bankowego podatkami i parapodatkami” jest obecnie uznawane przez ten sektor za największe zagrożenie.
– Jeśli chodzi o zmniejszanie przywilejów, to intuicja ludzi zgadza się z intuicją ekonomiczną – mówi Marcin Mrowiec. – Ludzie czują, że mamy duże nierówności w tym, ile oddajemy w podatkach czy składkach i ile dostajemy w postaci emerytur czy rent. Od dawna postuluję dogłębną inwentaryzację obciążeń i świadczeń ze strony państwa dla różnych grup społecznych czy zawodowych – wskazuje nasz rozmówca.
Jako przykład wskazuje rolników. – Jeśli porównać emerytury i wcześniejsze składki rolników, widać ogromną dysproporcję. Takiego systemu można było bronić, gdy mieliśmy rekordowo wysokie bezrobocie, dotkliwe zwłaszcza na terenach wiejskich. Ale teraz ludzi powinniśmy zachęcać do przechodzenia do pracy w firmach, a w systemie składkowym mamy zachętę odwrotną – analizuje ekonomista.
Pomysłów na poszerzanie bazy podatkowej może być więcej. Jednym z tematów kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych jest propozycja demokratów – „podatku od niezrealizowanych zysków kapitałowych” – chodzi o płacenie daniny od rosnącej wartości aktywów, np. akcji spółek. „Jeśli faktycznie zostałby wprowadzony w USA, to niewykluczone, że pojawi się też w innych krajach, w tym Polsce” – napisali we wtorkowym komentarzu ekonomiści Banku Pekao. Zwracali w nim uwagę na kontrowersje wokół tego pomysłu.
Narzędzia, jakie będą wykorzystane do redukcji deficytu, będą uzależnione od tempa, w jakim ma się to stać oraz od koniunktury w gospodarce. Przy szybkim wzroście PKB możliwy jest również scenariusz bez podnoszenia podatków i cięć w wydatkach, czyli „wyrastania” z deficytu i długu liczonego w relacji do produktu krajowego brutto. ©℗