W tym roku rząd chce przyjąć nowelizację tzw. spec ustawy odrzańskiej. Dotychczasowa lista inwestycji ma być zastąpiona działaniami na rzecz renaturyzacji. Czy jakieś inwestycje hydrotechniczne, które wcześniej objęła ustawa, zostały już rozpoczęte?
ikona lupy />
Mateusz Balcerowicz, wiceprezes Wód Polskich / Materiały prasowe / fot. PGW/Wody Polskie/Materiały prasowe

Lista inwestycji nie do końca korelowała z celem ustawy, czyli rewitalizacją i renaturyzacją Odry. Zaproponowaliśmy jako Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie pozostawienie listy inwestycji, które według nas oraz organizacji pozarządowych pomogą zrealizować podstawowy cel tej ustawy. Chodzi np. o: roboty budowlane powyżej zbiornika Poraj, które będą polegać na likwidacji barier migracyjnych dla organizmów wodnych, renaturyzację rzek Dzierżęcinki, Płoni, Myśli oraz Strugi Marwickiej, a także renaturyzację na Bobrze i Brzeźnicy, Nysie Kłodzkiej, Białej Głuchołaskiej i Dzikiej Orlicy czy stabilizację poziomu wody w jeziorach Rudno, Dubie, Lubie, Drawsko i Prosino.

W szerszej perspektywie oceniamy, że nie spowoduje to jednak perturbacji, ponieważ większość z tych działań była na wczesnym etapie, np. nie przygotowano jeszcze dla nich dokumentacji. Z kolei część zadań będzie mogła zostać zrealizowana z innych środków i na podstawie innych przepisów. Dobrym przykładem nie do końca przemyślanych inwestycji jest budowa przepławek dla ryb, gdzie planowana jest likwidacja barier migracyjnych, na których miałyby się one znajdować.

Zamiast listy inwestycji zaproponowano w ustawie katalog prac renaturyzacyjnych, w którym wyszczególniono cztery rodzaje zadań: prace utrzymaniowe, działania o charakterze renaturyzacyjnym, działania służące ochronie zasobów wodnych oraz działania stabilizujące. Po przyjęciu ustawy należy natomiast przygotować rozporządzenie z listą konkretnych działań w całym dorzeczu Odry. Wielką zaletą spec ustawy odrzańskiej jest to, że ma zapewnione środki – łącznie 1,2 mld zł. To dużo, choć oczywiście nie wystarczy na realizację wszystkich niezbędnych działań.

Jednym z potencjalnych działań wymienionym w katalogu jest odsuwanie wałów od rzek. Gdzie jest to możliwe?

W propozycji nie ma konkretnych lokalizacji, choć znane są takie przykłady, np. odsunięcie wałów przeciw powodziowych od koryta rzeki Odry, wykonane dzięki współpracy jednostek samorządu terytorialnego i organizacji pozarządowych z Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej we Wrocławiu.

Tego typu działania będą możliwe do wdrożenia przede wszystkim na mniejszych dopływach Odry, w miejscach, gdzie potencjalne zalanie terenów nie wywoła strat materialnych oraz nie będzie stanowiło zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi. Chodzi głównie o nieużytki, gdzie nawet jeśli woda miałaby na nich stać przez miesiąc, to nic się nie stanie.

Renaturyzacja jest często stawiana w kontrze do rozwoju żeglugi śródlądowej. Słusznie?

W mojej ocenie nie. Gospodarka wodna powinna służyć różnym celom, w tym gospodarczemu i środowiskowemu, konieczne jest więc znalezienie złotego środka. Jeżeli mielibyśmy realizować tylko jeden z tych celów na całym dorzeczu, to wywołałoby to oczywiste konflikty pomiędzy interesariuszami.

Odra formalnie jest w różnych klasach żeglowności, w tym w trzeciej klasie, choć w ciągu roku warunki są różne. Możemy więc dążyć do zapewnienia tego stanu dla żeglugi i jednocześnie prowadzić jako Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie renaturyzację w jej dorzeczu. Nikt nie mówi o likwidacji stopnia wodnego budowanego w Malczycach czy burzeniu stopnia wodnego w Brzegu, ale na dopływach Odry możemy wykonać wiele działań renaturyzacyjnych. A na stopniach wodnych zadbać przynajmniej o dobrze funkcjonujące przepławki. Piętrzenia na rzece często służą nie tylko celom żeglugowym, lecz także umożliwiają zaopatrzenie mieszkańców, w tym rolników, w wodę.

Wody Polskie są między młotem a kowadłem. Z jednej strony podlegają pod Ministerstwo Infrastruktury, z drugiej – ściśle współpracują z Ministerstwem Klimatu i Środowiska. Do wodnej układanki można zaliczyć także Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, IMGW, GDOŚ czy GIOŚ. To potęguje administracyjny chaos wokół rzek.

Rolą Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie nie jest wskazywanie właściwej podległości, a wykonywanie zadań. Zgodnie z decyzją rządu dział administracji gospodarka wodna podlega pod ministra infrastruktury.

Gdy pracowałem w Ministerstwie Środowiska, to gospodarka wodna podlegała pod ten resort. Zanim znalazła się w Ministerstwie Infrastruktury, zarządzał nią resort gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej. Moim zdaniem ważne jest nie to, w którym resorcie gospodarka woda się znajduje, tylko to, jak są realizowane postawione zadania i jak przebiega współpraca. Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie stara się współpracować jak najlepiej i mam wrażenie, że ze wszystkimi instytucjami mamy właściwe relacje, a odpowiadamy przed nadzorującym nas ministrem, czyli ministrem infrastruktury.

Zatwierdzanie taryf za wodę ma wrócić do kompetencji samorządów. To dobry pomysł?

Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie musi realizować zadania ustawowe, a zmiany przepisów są decyzją polityczną, do której się dostosujemy. Nie musimy pełnić funkcji regulatora, możemy uzgadniać taryfy lub wydawać opinie. Tego typu zmiany wymagają jednak analizy – decyzja o wprowadzeniu regulatora rynku do zatwierdzania taryf za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i zbiorowe odprowadzanie ścieków była rozwiązaniem sugerowanym w raportach Najwyższej Izby Kontroli i którego chciała sama branża wodociągowo-kanalizacyjna. Teraz branża chce ponownej zmiany systemu i myślę, że niestety w dużej mierze wynika to z negatywnej oceny współpracy z Wodami Polskimi.

Dlaczego?

Przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne składały do regulatora wnioski taryfowe, które nie były zatwierdzane. Wnioski były procedowane z niejednokrotnie wieloma obszernymi wezwaniami, co przedłużało wejście w życie nowych i powodowało napięcia na linii regulator− wnioskodawcy. Dodatkowo po nowelizacji ustawy wnioski były procedowane zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego, czego uczyli się i regulator, i przedsiębiorstwa z dopiero co kształtującą się linią orzeczniczą w tym zakresie. Z biegiem czasu wypracowano otwarcie regulatora na wnioskodawców i lepsze praktyki polegające na możliwości bezpośredniego kontaktu, co poskutkowało lepszymi merytorycznie wnioskami i przyspieszeniem procesu po stronie regulatora.

Do specustawy odrzańskiej ma być wpisany obowiązek przeglądu pozwoleń wodnoprawnych. Ale taki sam obowiązek wynika z prawa wodnego i Odrze to nie pomogło.

Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie wykonuje przeglądy pozwoleń wodnoprawnych, przy czym polegają one na sprawdzeniu, czy przedsiębiorstwo nie przekracza uprawnień zapisanych w pozwoleniu. Nasze doświadczenia wskazują, że z reguły podmioty stosują się do tych zasad.

Nowe przepisy zakładają cykliczność przeglądów pozwoleń wodnoprawnych. Regularność sprawi, że podmioty, które otrzymały pozwolenia, będą bardziej pilnowały, żeby się do nich stosować. Przy okazji przeglądów czasem wychodzą na jaw inne działania przedsiębiorstw, które nie są zapisane w pozwoleniach. Przykładem mogą być dodatkowe wyloty, które po kontroli mogą zostać zaczopowane.

Jako Wody Polskie nie mamy jednak możliwości odmówienia wydania pozwolenia wodnoprawnego, jeśli podmiot spełnia wszystkie wymagania, albo „anulowania” go, jeśli stan rzeki jest zły. Tymczasem niektóre pozwolenia są wydane nawet na 20 lat, mimo że w tym czasie warunki hydrologiczne mocno się zmieniły.

7 sierpnia podpisał pan umowę dotyczącą przeglądu i aktualizacji planu przeciwdziałania skutkom suszy. W tym kontekście często mówi się o docelowym poziomie retencji wody − 15 proc. Na jakim etapie jesteśmy?

Obecnie jesteśmy na poziomie ok. 7,5 proc. Retencjonowanie wody wyłącznie poprzez budowę dużych zbiorników wodnych, na którym skupiał się dotychczasowy plan, pomogłoby osiągnąć ten cel w dłuższej perspektywie, jednak nie pozwoliłoby to zarządzać suszą na terenie całego kraju ze względu m.in. na coraz wyższe średnie temperatury powietrza powodujące znaczną utratę wody retencjonowanej w wielko powierzchniowych zbiornikach poprzez intensywniejsze niż kiedyś parowanie, ale przede wszystkim ze względu na typowo lokalny wpływ zbiorników na zarządzanie gospodarką wodną.

Przy okazji aktualizacji planu przeciwdziałania skutkom suszy zmienimy więc nasze podejście. Przykładowo, w środkowej Polsce powinniśmy raczej myśleć o zatrzymywaniu wody w glebie, np. w systemach melioracji. Jeśli później woda odpłynie i tak do rzeki, to zastanówmy się, jak dłużej ją w niej zatrzymać w sposób naturalny. Skupimy się więc na dużej liczbie małych działań na obszarach zmagających się z suszą, a nie tylko na budowie dużych zbiorników, które oczywiście są potrzebne m.in. w kontekście bezpieczeństwa powodziowego np. na terenach górnych części zlewni. Wykonawca projektu ma zaproponować rozwiązanie tego problemu. Zobaczymy więc, jaka będzie jego propozycja.

Nowy program będzie obowiązywał dopiero od 2028 r.?

Tak, ponieważ musi przejść przez długi proces przygotowania, uzgodnień, konsultacji społecznych i strategicznej oceny oddziaływania na środowisko.

Ale do 2027 r., zgodnie z Ramową Dyrektywą Wodną (RDW), powinniśmy osiągnąć dobry stan wód.

Z dokonanej przez Komisję Europejską wstępnej oceny krajowych raportów dotyczących drugiej aktualizacji planów gospodarowania wodami wiemy, że ten cel nie jest możliwy do osiągnięcia w żadnym państwie Unii Europejskiej. Aby go osiągnąć do 2027 r., prawdopodobnie powinniśmy przeznaczyć budżety wszystkich państw Unii Europejskiej tylko na gospodarkę wodną, co jest oczywiście nierealne.

Jeżeli chodzi o cele środowiskowe ramowej dyrektywy wodnej (RDW), to chodzi głównie o ograniczanie różnych form antropopresji oraz oddziaływań, które ta presja na środowisko sprowadza. Powinniśmy więc w całości zrealizować m.in. krajowy program oczyszczania ścieków komunalnych, którego wartość to ok. 30 mld zł. Do tego dochodzi realizacja zarządzania gospodarką ściekową na terenach wiejskich. Powinniśmy zrealizować także tzw. dyrektywę azotanową, czyli zapobiec spływowi azotanów i fosforanów z pól, co także wymaga ogromnych pieniędzy i czasu.

Do tego dochodzi potrzeba prowadzenia działań renaturyzacyjnych, a także poprawy stanu chemicznego wód. Na niego ma jednak wpływ także to, co już się w rzekach i jeziorach znajduje, trudno więc szybko to zmienić, to jest proces rozłożony w czasie i tak realizowany.

Osiągnięcie tego celu zajmie więc lata, a pamiętać trzeba, że efekt podjętych działań znajdzie wyraz w wynikach monitoringu również z czasowym opóźnieniem. Nie jest to jednak tylko polski problem. Wszystkie państwa znajdują się w podobnej sytuacji, stąd coraz częstsze głosy o konieczności urealnienia zapisów ramowej dyrektywy wodnej w szczególności w zakresie terminu osiągnięcia celów, zasad stosowania odstępstw oraz odejścia od obowiązującego systemu oceny stanu wód, w którym o finalnej ocenie decyduje najsłabszy wskaźnik. Niestety wiele wskazuje na to, że trwający akurat przegląd tej dyrektywy nie zakończy się ze względu na jednoznacznie przeciwne stanowisko organizacji ekologicznych takimi zmianami. A tymczasem chodzi nie o złagodzenie celów środowiskowych, ile o uczynienie ich realnymi.

Ale w Polsce ok. 99,5 proc. jednolitych odcinków wód jest w złym stanie.

Proszę jednak pamiętać, że działa tu zasada „najgorszy decyduje”, gdzie wystarczy, aby jeden z analizowanych wskaźników miał złą wartość, a nie ma już znaczenia, jaki poziom osiągają wszystkie pozostałe. Wyciągnięcie jakiegoś rodzaju średniej sprawiłoby, że obraz sytuacji byłby inny. Zgadzam się jednak, że wynik na poziomie 99,5 proc. chluby nam nie przynosi. ©℗

Rozmawiała Aleksandra Hołownia