Eksperci zwracają uwagę na poważny kryzys demograficzny oraz niestabilną sytuację systemu emerytalnego. Alarmują, że wiek emerytalny w Polsce jest jednym z najniższych w UE. Ministra Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz stwierdziła, że czas na poważną debatę na temat wieku emerytalnego w Polsce.

Dziś wiek emerytalny dla kobiet w Polsce wynosi 60 lat, dla mężczyzn to 65 lat. Jak podkreśla Antoni Kolek, doktor nauk społecznych, prezes Zarządu Instytutu Emerytalnego, jest jednym z najniższych w Unii Europejskiej. – Tylko Austriaczki mają jeszcze tak niski wiek emerytalny – mówi Antoni Kolek.

– Jeśli zostawimy w Polsce wiek emerytalny, który mamy teraz, a został ustalony już w latach 50. i w 2017 roku do niego wróciliśmy,to coraz więcej osób (dwóch na trzech emerytów urodzonych od lat 80.) będzie dostawało minimalne emerytury – zwraca uwagę Tomasz Lasocki, doktor nauk prawnych z UW.

Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej Polski, przyznała w programie "Graffiti" Polsat News, że czas na poważną debatę dotyczącą podniesienia wieku emerytalnego. – Mam wysokie mniemanie o Polakach. Polacy nie oczekują polityki rozdawania cukierków. Oczekują poważnej rozmowy – mówiła ministra.

Kryzys demograficzny

Obecnie ludność Polski wynosi 37,59 mln. Opublikowane przez GUS „Prognozy ludności na lata 2023–2060” wskazują na wyraźne zmniejszenie liczby ludności do 2060 r. Główny scenariusz przewiduje spadek mieszkańców Polski do 30,4 mln osób, w scenariuszach alternatywnych do 26,7 mln w niskim, a w wysokim do 34,8 mln.

W roku 2023 w Polsce urodziło się 272 tys. dzieci, czyli najmniej od końca II wojny światowej. To o ponad 30 tysięcy mniej niż w 2022 r. W zeszłym roku zmarło natomiast 409 tys. osób., czyli o 40 tys. mniej niż w 2022 r.

– Obecnie w Polsce rodzi się niecałe 300 tys. dzieci. Tymczasem w latach 1982-84 rodziło się ponad 700 tys. dzieci rocznie. W momencie kiedy ten wyż lat 1982-84 i wcześniejszy wyż lat 70. osiągnie wiek emerytalny, będziemy mieć lawinę przejść na emeryturę – mówi Kamil Sobolewski, ekonomista Pracodawców RP.

Jak prognozuje ekonomista, stanie się to mniej więcej w 2050 r. (przy nieco wydłużonym wieku emerytalnym). Nastąpi bardzo gwałtowny wzrost liczby emerytów przy bardzo chimerycznym wzroście liczby osób w wieku produkcyjnym.

– Urodzeni w 2024 r. będą wchodzili na rynek pracy po 2040 r. Tych osób będzie wtedy dwa razy mniej osób niż przechodzących na emeryturę. Spowoduje to ogromne deficyty w systemie emerytalnym, a emerytury będą bardzo niskie – zauważa ekspert.

Na poważny kryzys demograficzny zwróciła uwagę również ministra ds. polityki regionalnej. – Konsekwencje dla systemu emerytalnego są następujące: 15 lat temu na jedną osobę w wieku emerytalnym pracowały cztery osoby, teraz są to niespełna trzy,a w 2050 roku to będą mniej niż dwie – mówiła Pełczyńska-Nałęcz. – To twarde dane, bo demografia jest akurat czymś, co akurat daje się łatwo przewidzieć, dlatego musimy przyjąć to do wiadomości i zacząć się zastanawiać teraz, jak działać, a nie w momencie gdy wszystko na nas spadnie – dodała ministra.

Skomentowała też plany rządu dotyczące podniesienia wieku emerytalnego. – Nie mówię, że jutro, pojutrze czy za rok będzie ta reforma. Tak nie będzie, ale to jest wielki znak zapytania, to jest ta rozmowa, którą z Polakami trzeba prowadzić – stwierdziła Pełczyńska-Nałęcz.

Co oznaczają prognozy? "O tym głośno się nie mówi"

Ekonomista Kamil Sobolewski jest przekonany że w przyszłości średnie emerytury będą dużo niższe niż dziś.

– Obecnie w Polsce średnia pensja to jest ok. 8000 zł, a pensja „środkowego” Polaka, gdzie połowa Polaków zarabia więcej, połowa mniej, to jakieś 6,5 tys. zł. Natomiast 25 proc. jego ostatniej pensji to wysokość emerytury, której może się spodziewać, czyli 1600 zł. Przy czym połowa Polaków będzie dostawała jeszcze mniej. O tym głośno się nie mówi, ale nasze emerytury tak naprawdę spadną o połowę – wyjaśnia Kamil Sobolewski.