Po ucieczce na Białoruś sędziego Tomasza Szmydta, który mógł zabrać ze sobą tysiące tajemnic państwowych, postawiono na nogi polskie służby. Nikt nie wie, gdzie i ilu czai się podobnych sługusów obcych wywiadów. W rozmowie z Gazetą Prawną Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych wyznaje, jak za jego czasów broniono się przed rosyjskimi wpływami. Czy skutecznie?
Były już sędzia Tomasz Szmydt, który zdradził Polskę i za nowy dom obrał łukaszenkowską Białoruś, od dawna mógł pracować dla wschodnich wywiadów, a jego czyn zaalarmował wszystkich.
Witold Waszczykowski opowiada, kogo w ministerstwach werbują obce służby
Premier Donald Tusk polecił zbadanie całej sprawy przez służby specjalne oraz zapowiedział powołanie do życia specjalnej komisji, która ma zająć się badaniem rosyjskich wpływów w polskiej polityce. Rozgorzała też dyskusja, jak to jest możliwe, że sędziowie oraz prokuratorzy z urzędu otrzymują dostęp do informacji niejawnych i w ich przypadku służby nie muszą prowadzić postępowań sprawdzających.
Na marginesie tej całej politycznej awantury pojawiają się pytania, co zrobić, aby już nigdy nie doszło do podobnej wpadki, a głos w tej sprawie zabrał Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych w rządzie PiS. W rozmowie z Gazetą Prawną przyznaje on, że nie jest to łatwe zadanie, ale można próbować, dokładnie poznając pracowników poszczególnych ministerstw.
- Można eliminować ludzi, którzy mieli w przeszłości podejrzane kontakty, jeździli na wakacje w podejrzane miejsca, mają jakoś uwikłane rodziny. Można eliminować takich, którzy mają istotne długi, co jest niebezpieczne, bo są podatni na pokusy. Także można eliminować takich, którzy mają prywatne, intymne skłonności, tajemnice. Każdy taki jest potencjalnym celem do szantażu. Wniosek jest taki: ktokolwiek ma cokolwiek, co może być wykorzystane do szantażu, powinien być odsuwany od pracy z dostępami – mówi Gazecie Prawnej były szef MSZ.
Tak w MSZ broniono się przed Rosjanami
I okazuje się, że w czasach, gdy minister Waszczykowski stał na czele MSZ, zdarzały się przypadki profilaktycznego usuwania pracowników i dyplomatów, właśnie z uwagi na ich przeszłość, lub nawet tajemnice życia prywatnego.
- Mieliśmy gościa na wschodzie, który poufnie przyznał się, że jest, nazwijmy to, niebinarny. I sam zapytał, czy nie mógłby być przeniesiony do innego kraju na Zachodzie, bo na Wschodzie może czuć się niebezpiecznie. Taka wymiana nastąpiła ze względów bezpieczeństwa – mówi Witold Waszczykowski.
Kolejny przypadek dotyczył pracy w komórce dyplomatycznej, która miała prowadzić ścisłą współpracę z NATO.
- Gość przyznał się, że w latach 80. pracował ze służbami, a potem chciał pracować dla NATO. Powiedziałem, że absolutnie nie, bo jego przeszłość może być wykorzystywana i może być szantażowany – wspomina były szef resortu.
Czy Tomasz Szmydt wróci do Polski?
Obecnie Tomasz Szmydt na Białorusi jest z lubością wykorzystywany przez tamtejszą propagandę, bryluje w białoruskich i rosyjskich telewizjach, a w mediach społecznościowych przekonuje, że kraj do którego się udał, to niemal raj opływający we wszelkie dostatki. A do tego oaza wolności. W Polsce zaś grozi mu proces i jeśli zostałby skazany, to kraj nasz może domagać się wydania go. Czy jest szansa, że Tomasz Szmydt kiedykolwiek znów trafi do Polski? Witold Waszczykowski w tej kwestii jest sceptyczny.
- Trzeba patrzeć, jakie mamy doświadczenie w sprawie uwięzionych na Białorusi: Poczobuta, Andżeliki Borys, czy wcześniej porwanego z samolotu, Protasiewicza. Nie udało nam się w żadnym z tych przypadków cokolwiek zrobić. Więc w przypadku Szmydta, który uciekł tam, jest pod ochroną i szczególnie ceniony oraz wykorzystywany przez propagandę białoruską i rosyjską, nie mamy możliwości – ocenia były szef MSZ.