Badanie rosyjskich wpływów w polskiej polityce to nie nowość, a głośno o nim zrobiło się w połowie ubiegłego roku, kiedy to rządząca większość powołała specjalną komisję, która miała się tą sprawą zająć.

Szansa na powstanie nowej komisji śledczej. Wszystko przez Tomasza Szmydta

I gdy rządzące PiS przekonywało wówczas, że komisja taka jest niezbędna, ówczesna opozycja grzmiała, iż komisja jest narzędziem władzy do zwalczania Donalda Tuska, nadając nawet ustawie ją wprowadzającą miano „lex Tusk". Komisja, na której czele stanął prof. Sławomir Cenckiewicz zaczęła pracę wczesną jesienią, ale nie dane jej było zakończyć działania, bowiem zaraz po powołaniu do życia nowego rządu wszyscy jej członkowie zostali odwołani z zajmowanych stanowisk. I wydawać się mogło, że o badaniu tego, jak rosyjska agentura wpływa na polską politykę będziemy mogli zapomnieć, ale wszystko zmieniła ucieczka na Białoruś sędziego Tomasza Szmydta. Teraz nawet premier Tusk uznał, że sprawą trzeba się zająć.

- Znowu staje na wokandzie sprawa wznowienia pracy albo zbudowania odpowiedniego ciała, które skuteczniej zbada wpływy rosyjskie na polską politykę – zauważył w środę w Sejmie premier Donald Tusk.

Szef rządu przyznał, że zlecił już ministrowi Tomaszowi Siemoniakowi taką zmianę istniejących przepisów o komisji, aby mogły być one zmienione „możliwie szybko” i nie budziły wątpliwości konstytucyjnych. Słysząc te słowa, posłowie opozycji otwierają ze zdumienia oczy, pamiętając, co działo się jeszcze kilka miesięcy temu.

- To są jakieś jaja robione przez tego człowieka, bo pierwszą rzeczą, jaką on zrobił, wchodząc na urząd premiera w koalicji ośmiu gwiazdek, to było wybicie zębów tej komisji, czyli odwołanie jej członków. Nie jej likwidacja, ale odwołanie członków. Co on teraz chce udowodnić? To, że jest dobry, ze dostrzegł problem, który my widzieliśmy dużo wcześniej? – mówi Gazecie Prawnej poseł PiS, Piotr Kaleta.

I jednocześnie poseł apeluje, że jeśli obecna władza chce naprawdę walczyć z rosyjskimi wpływami, to powinna odnowić działalność starej komisji, i to w dawnym składzie.

Posłowie powinni ścigać rosyjskie wpływy? Zdania są podzielone

Zupełnie inaczej na propozycję Donalda Tuska patrzą członkowie jego partii, których zdaniem, gdy wyraźnie widać, że Rosjanie i Białorusini próbują mieszać w polskiej polityce, trzeba jak najszybciej zacząć badać tę sprawę. W ocenie posła PO, Andrzeja Szewińskiego z sejmowej komisji obrony narodowej, organ taki mógłby pracować niezależnie od działań, jakie w sprawie tropienia rosyjskich wpływów podejmują służby specjalne.

- Takim organem, czy też instrumentem, za pomocą którego można przekazywać pewne informacje i pozyskiwać pewne wiadomości są tego typu komisje. Myślę, że jak najbardziej zasadne jest, żeby tego typu komisję reaktywować. Ona nie ma być do walki politycznej, czy do udowadniania, że kiedyś było gorzej, a teraz jest lepiej, ale to ma być instrument, który powinien wykonywać statutowe zadania – przekonuje poseł Szewiński.

Podobnego entuzjazmu do odświeżania komisji, o której wiele osób już zapomniało, nie ma część koalicyjnych polityków. W PSL stoją jasno na stanowisku, że od tego, aby ścigać szpiegów są służby i specjaliści.

- Rosyjskimi wpływami powinny się zajmować służby specjalne i o tym w ogóle nie powinno się mówić. To jest praca u podstaw, ekspercka, a nie przed kamerami. I czym ciszej, tym lepiej. Nie od tego są komisje, a ludzie, którzy się na tym znają – zaznacza w rozmowie z GP poseł Radosław Lubczyk z Trzeciej Drogi.

Polityk jednocześnie zaznacza, że u niego w klubie nie dyskutowano jeszcze nad nową propozycją Donalda Tuska.

A jednak nowa komisja śledcza?

O wiele przychylniej na sejmowy organ, mogący śledzić, jak śmiało rosyjskie i białoruskie służby zapuściły się w polską politykę, patrzą po lewej stronie sceny politycznej. Wiceminister spraw wewnętrznych i poseł Nowej Lewicy, Wiesław Szczepański przypomina, że jego klub jeszcze przed rokiem, gdy powoływano pierwszą komisję, nie odżegnywał się od tego pomysłu, ale nalegał, aby komisja miała nieco inny charakter.

- To nie powinna być komisja, która ma ścigać, ale przede wszystkim powinna to być komisja sejmowa, a nie taka, która wychodziła poza ramy Sejmu. Tak, że osoby będące jej członkami stawały się jednocześnie członkami Rady Ministrów. Te osoby musiałyby mieć też odpowiedzialność za podejmowane przez siebie decyzje, bo wcześniej były bezkarne, miały możliwość podsłuchiwania, inwigilowania danych osób. Więc ja uważam, że taka komisja miałaby szansę funkcjonowania, ale oczywiście ona musiałaby być zmodyfikowana i dostosowana do podobnego funkcjonowania, jak funkcjonują dziś komisje śledcze – mówi GP minister Szczepański.

Nie ma on również wątpliwości, że przepisy o powołaniu do życia takiej komisji powinny każdej osobie, na którą w wyniku jej prac padnie cień podejrzenia, możliwość odwołania się do sądu.