Choć były już minister obrony Mariusz Błaszczak powtarzał narrację o zakupie 1000 czołgów, to do tej pory podpisaliśmy umowę wykonawczą na zakup jedynie 180 czołgów K2, produkowanych przez Hyundai Rotem w Korei. Dostawy już trwają i mają się zakończyć w przyszłym roku.

Mityczny 1000 jest w umowie ramowej, która jest wstępnym porozumieniem, ale jeszcze nieskonkretyzowanym. O to, gdzie miałoby zostać wyprodukowanych kolejnych 820 czołgów, w lutym pytaliśmy wiceprezesa Hyundai Rotem ds. systemów obronnych, Eui-Seong Lee. – 320 w Korei, a produkcja 500 kolejnych zostanie zakończona w Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych w Poznaniu. WZM będą musiały współpracować z innymi polskimi zakładami, m.in. Cegielskim czy Hutą Stalowa Wola – wyjaśniał.

Jednak po zmianie rządu zmienił się zarząd Polskiej Grupy Zbrojeniowej, w skład której wchodzą także WZM w Poznaniu. Nowy prezes Krzysztof Trofiniak podczas konferencji Defence24 Days stwierdził, że „największym wyzwaniem będzie K2. Nie tak dawno padło wiele słów z deklaracjami o tym, gdzie ten czołg będzie produkowany. Otóż na pewno nie będzie to zakład, który zatrudnia 350 osób i ma ograniczony teren do rozbudowy. To jest nierealistyczne, bo to zadanie jeszcze większe niż uruchomienie produkcji haubic w Polsce”. Z jego słów wynika, że główny punkt ciężkości produkcji czołgów ma zostać przeniesiony na Śląsk, do zakładów Bumaru. Najpewniej zakłady w Poznaniu także będą brały udział w projekcie, ale będzie on znacznie mniejszy. Taka koncepcja została ustalona podczas niedawnej wizyty przedstawicieli ministerstw: Aktywów Państwowych i Obrony Narodowej oraz prezesa PGZ w Korei Południowej.

Polska wersja czołgów - harmonogram prac

Jak może wyglądać harmonogram prac? – Na pewno będziemy chcieli jak najszybciej uruchomić montaż na bazie podzespołów ściąganych do Polski i to jest realistyczny krótkoterminowy cel do osiągnięcia, mimo że też wymaga sporych inwestycji. Dwa, trzy, może trzy i pół roku na rozpoczęcie montażu to jest odpowiedni czas – tłumaczył Trofiniak.

Problem w tym, że obecnie – mimo długiej tradycji związanej z czołgami – ten zakład wymaga daleko idących modernizacji i restrukturyzacji, a uruchomienie tam montażu czołgów będzie bardzo dużym wyzwaniem. – W polskim przemyśle niewiele jest przykładów, które pozwalają patrzeć optymistycznie na ten projekt – komentuje Bartłomiej Zając, prezes spółki Radmor i były prezes Huty Stalowa Wola, która produkuje m.in. armatohaubice Krab. – Problemy są na poziomie polityczno-społecznym, dla takiego projektu potrzeba ciągłości. Ale doświadczenia z Ukrainy pokazują, że coś takiego jest w Polsce bardzo potrzebne – dodaje.

Warto jednak pamiętać, że wciąż nie zostały podpisane umowy wykonawcze na kolejne czołgi. – Wreszcie coś się jednak ruszyło i znów zaczęliśmy rozmowy, tym razem w naprawdę dobrej atmosferze – mówi DGP osoba związana z przemysłem koreańskim. Problem w tym, że takie deklaracje mieliśmy już wcześniej, od podpisania umowy ramowej minęły dwa lata, a szczegółowych umów wykonawczych jak nie było, tak nie ma. Problemem jest m.in. to, że nie do końca jest jasne, kto miałby sfinansować modernizację zakładów. Mimo że wiceminister aktywów państwowych Marcin Kulasek stwierdził, że „kluczowe dla rozwoju polskich zdolności będą dalsze relacje z partnerami z Korei Południowej”, i choć od utworzenia rządu minęło prawie pół roku, nie ma konkretnego programu dotyczącego inwestycji w polski przemysł zbrojeniowy, a wiele deklaracji przedstawicieli poprzedniego rządu o planowanych inwestycjach pozostało tylko deklaracjami i nie ma przełożenia na konkretne programy. – Jestem bardzo sceptyczny co do tego projektu. Dwa lata zmarnowano i sądzę, że za kolejne trzy dalej nie będziemy na tym etapie, że montujemy czołgi w Polsce – komentuje były oficer, obecnie związany z przemysłem obronnym.

Warto pamiętać, że oprócz czołgów K2 do końca 2026 r. odbierzemy w sumie 366 amerykańskich czołgów Abrams różnych typów, a w lutym br. w WZM w Poznaniu otwarto Regionalne Centrum Kompetencyjne dla abramsów – to właśnie tam te pojazdy będą obsługiwane. ©℗