Determinacja i rozgoryczenie rolników narastają. Domagają się oni zmian w unijnej polityce rolnej. Kolejny protest, w formie marszu na Warszawę, jest planowany na 20 lutego.

Jutro rolnicy z całej Polski, po raz kolejny w ostatnich tygodniach, wyjdą na drogi, by wyrazić swój sprzeciw wobec braku reakcji UE na kryzysową sytuację na europejskim rynku. Jak wynika z udostępnionej publicznie mapy, lokalni koordynatorzy zgłosili już ponad 200 miejsc, w których dojdzie do zorganizowanych blokad. Skala mobilizacji rolników jest porównywalna z protestem z 24 stycznia, gdy na dwie godziny zablokowano ok. 250 dróg we wszystkich województwach. Również postulaty rolników pozostają niezmienne i dotyczą przede wszystkim zluzowania środowiskowych restrykcji uderzających w opłacalność produkcji.

Protesty w Polsce wpisują się ogólnoeuropejski harmonogram strajków, które od kilku tygodni przetaczają się przez Europę: od Litwy, przez Rumunię, Niemcy, Francję, Belgię, Holandię, Hiszpanię, aż po Portugalię (piszemy o tym w tekście powyżej).

– O swoje walczą rolnicy w Europie Zachodniej, więc i my nie możemy siedzieć cicho. Boimy się, że zachodnim rolnikom zapewni się jakieś furtki i możliwości obejścia najbardziej uciążliwych regulacji, a cały ciężar Zielonego Ładu spadnie na nas – mówi Karol Dewicki, rolnik z Turka (woj. łódzkie), lokalny koordynator strajku.

– Nasz rząd powinien bardziej stanowczo negocjować w Brukseli. Skoro tego nie robi, to my, rolnicy, musimy jasno zaznaczyć, że polscy rolnicy nie zgadzają się na obecną politykę UE – dodaje.

Nastrojów producentów rolnych nie poprawiła zeszłotygodniowa decyzja KE o częściowym ograniczeniu importu płodów rolnych z Ukrainy. Wręcz przeciwnie – większość rolników jest rozczarowana i dodatkowo wzburzona pozornymi – jak oceniają – działaniami Brukseli mającymi chronić unijny rynek. Tym bardziej że wedle nowej umowy handlowej z Kijowem, która ma obowiązywać od czerwca, kontyngentami ilościowymi zostaną objęte jedynie trzy grupy produktów – jaja, drób i cukier. Rozgoryczenie czują m.in. polscy producenci z branży mleczarskiej.

– Aby nasza produkcja była opłacalna, musimy sprzedawać litr mleka klasy ekstra za co najmniej 2,20–2,30 zł. Tymczasem przetwórnie wolą kupować mleko ukraińskie za ok. 1 zł. To poniżej naszych kosztów produkcji – wyjaśnia Dewicki. Jego zdaniem nikt nie wie, jakiej jakości jest mleko ukraińskie, ale według niego na pewno nie spełnia ono wy górowanych unijnych norm jakościowych. – Przetwórnie przelewają to mleko do opakowań, na których jest informacja – zgodnie z prawem – że produkt wytworzono w Polsce. Konsumenci są nieświadomi, że piją mleko ukraińskie, gorszej jakości – ocenia.

Jednym z organizatorów strajku jest NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”, który poinformował, że blokady mają trwać 30 dni. Część rolników podkreśla jednak, że na ulice wychodzi we własnym imieniu, nie reprezentuje żadnych organizacji branżowych, a do protestów dołącza spontanicznie i na krótko. Jak zapowiedział Sławomir Izdebski z OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych, na piątkowym strajku się nie skończy, a kolejna fala masowych protestów, tym razem w formie marszu na Warszawę, jest planowana na II połowę lutego. – Przez dwa, może trzy dni będziemy protestować, ale już jest zgłoszony Marsz Gwiaździsty na Warszawę na 20 lutego. Nie poddamy się, dopóki KE nie wycofa się z Zielonego Ładu – powiedział Izdebski.

Jednocześnie w tym tygodniu w resorcie rolnictwa trwają rozmowy „ze wszystkimi organizacjami rolników”, jak to ocenił minister Czesław Siekierski. – Rolnicy, jak każda grupa zawodowa, mają prawo protestować. Ja mogę się tylko z tym pogodzić i prowadzić dialog, aby później realizować obowiązki ministerstwa, właściwie pewnej służby wobec rolników – skomentował. Jak czytamy w komunikacie resortu, w trakcie rozmów rolnicy podkreślali, że „to protest przeciwko Brukseli, a nie polskiemu rządowi”. W środę po południu odbyła się kolejna tura rozmów ministra rolnictwa – tym razem z przedstawicielami izb rolniczych ze wszystkich województw. ©℗