Nie sądzę, aby Antoni Macierewicz (PiS) świadomie wszedł na pole naruszania prawa - powiedział w poniedziałek w Polsat News wiceszef MSWiA Czesław Mroczek, odnosząc się do zapowiedzi Macierewicza, że podkomisja smoleńska będzie działać do sierpnia 2024 r., mimo jej likwidacji przez MON.

W piątek resort obrony poinformował, że decyzją szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza podkomisja ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej ulega likwidacji, a jej członkowie do poniedziałku, 18 grudnia zostali zobligowani do rozliczenia się z wszelkiej dokumentacji, nieruchomości oraz sprzętów używanych do prac podkomisji.

Macierewicz rzuca oskarżenia

Przewodniczący podkomisji Antoni Macierewicz powiedział PAP, że likwidacja podkomisji jest bezprawna, a szef MON "nie ma prawa wydawania decyzji o przekazaniu przez przewodniczącego w ciągu 4 dni przed zakończeniem pracy podkomisji dokumentów i innych elementów jej działania". "Żaden z przepisów przywołanych przez ministra nie przewiduje możliwości likwidacji podkomisji przed terminem zakończenia jej pracy, czyli przed sierpniem 2024 r." - dodał Macierewicz.

W poniedziałkowym wywiadzie Mroczek skomentował, że Antoni Macierewicz podnosił temat tragedii smoleńskiej jako narzędzie politycznego oddziaływania. "Najpierw w ramach zespołu smoleńskiego, kiedy PiS był w opozycji (...) i później, kiedy został ministrem, przekształcił swój zespół smoleński w podkomisję, naruszając przepisy prawa. Mieliśmy wiele odsłon tej działalności. Do dzisiaj nie ma tak naprawdę raportu, ale przez cały ten czas pobierał środki na funkcjonowanie podkomisji, miał ochronę" - wskazał wiceszef MSWiA.

Co jeśli Macierewicz nie zda dokumentów?

Pytany, co jeśli Macierewicz nie zda dokumentów do wyznaczonego terminu, Mroczek odparł, że to będzie oznaczać naruszenie przepisów prawa. "Te dokumenty muszą być przejęte. (...) Nie sądzę, by Antoni Macierewicz świadomie wszedł na pole naruszania prawa, bo zawsze umiejętnie przerzucał odpowiedzialność na swoich współpracowników, unikając odpowiedzialności" - stwierdził wiceszef MSWiA.

"Jestem przekonany że Antoni Macierewicz nie doprowadzi do sytuacji, w której dałby podstawę do działania prokuraturze z związku z tym, że w sposób jawny i jaskrawy narusza prawo czy popełnia przestępstwo. Kończy się ten smutny akt działania podkomisji smoleńskiej, (która działała) tylko po to, by realizować cele polityczne na jednej z największych tragedii w naszym państwie" - podsumował Mroczek.

W sobotę szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz zapewnił, że decyzja o likwidacji podkomisji smoleńskiej została podjęta zgodnie z przepisami. Podkreślił, że podkomisja została powołana w 2016 r. przez ówczesnego szefa MON Antoniego Macierewicza, a zatem nowy minister obrony narodowej może w tym samym trybie podjąć decyzję o zakończeniu jej prac.

10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem zginęli wszyscy pasażerowie i członkowie załogi - 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka. Polska delegacja zmierzała na uroczystości z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

W latach 2010-2011 przyczyny katastrofy smoleńskiej badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod przewodnictwem ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera. W przedstawionym w lipcu 2011 r. raporcie komisja ustaliła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, czego konsekwencją było zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji Tu-154M. Według Komisji, ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.

Podkomisja ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej została powołana na mocy rozporządzenia z 4 lutego 2016 r. podpisanego przez ówczesnego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza.

Komisja Macierewicza o wypadku Tu-154M

W kwietniu 2022 r. szef podkomisji Antoni Macierewicz przedstawił raport z jej prac, który kwestionował ustalenia komisji Millera. "Przyczyną katastrofy 10 kwietnia nad Smoleńskiem był akt bezprawnej ingerencji strony rosyjskiej na statek powietrzny Tu-154M z delegacją prezydenta RP; głównym i bezspornym dowodem tej ingerencji był wybuch w lewym skrzydle na 100 m przed minięciem przez samolot brzozy na działce doktora Bodina nad terenem, gdzie nie było ani wysokich drzew, ani innych przeszkód mogących zagrozić samolotowi" – powiedział, prezentując raport, Macierewicz.(PAP)

kmz/ mrr/