1168 protestów wyborczych oraz 2274 protesty referendalne ma do rozpatrzenia Sąd Najwyższy po 15 października.

SN zaczął już rozpatrywać protesty, choć na razie udało się rozpatrzyć jeden wyborczy i jeden referendalny. Ale od jutra mają być rozpatrywane w szybszym tempie. Do tej pory praca polegała głównie na selekcji pism i grupowaniu ich wedle zarzutów, by składy mogły je szybciej rozpatrywać.

W trakcie kampanii obie strony politycznego sporu rozbudowywały różne formy kontroli wyborów. – Zaobserwowaliśmy drobne nieprawidłowości, w związku z tym nie kierowaliśmy żadnych protestów – mówi Sławomir Nitras z PO, który odpowiadał za obywatelską kontrolę wyborów w KO. To, że gros protestów dotyczy referendum, pozwala postawić tezę, że były kierowane głównie przez sympatyków PiS. Jak wynika z informacji SN, duża część pism od obywateli dotyczy tego, że członkowie obwodowej komisji wyborczej, po sprawdzeniu tożsamości, zadawali pytanie, czy wyborca chce wziąć kartę do głosowania w referendum, względnie formułowali pytanie w rodzaju „ile kart wydać?”. O takim zachowaniu informowały media już w dzień referendum i wówczas PKW podkreślała, że to niedopuszczalne praktyki. Jak podkreśla SN, zdaniem wyborców składających protesty zachowanie członków komisji było motywowane politycznie i mogło stanowić rodzaj agitacji w lokalu wyborczym nawiązującej do medialnych wezwań do bojkotu referendum. Odnotowywano także pytania wprost wpisujące się w ten kierunek agitacji, np. „Oczywiście tylko dwie karty?” albo „Rozumiem, że bez referendum?”. Niektóre protesty wskazują na niewydanie karty referendalnej lub wydanie jej dopiero po wyraźnym zwróceniu uwagi przez wyborcę, a także wydanie karty już wypełnionej.

Jak podkreśla SN, autorzy protestów odbierają to jako naruszenie ich praw obywatelskich, złamanie zasad tajności i równości głosowania i brak szacunku dla demokracji, a nawet formę stygmatyzowania obywateli chcących wziąć udział w referendum.

– Co do zasady przychylam się do stanowiska PKW, że członek komisji nie powinien pytać o to, czy wydać kartę, ale nie sądzę, by to miało znaczenie. Na pewno nie powinno dochodzić do sytuacji, że karta nie jest wydawana – podkreśla sędzia Wojciech Hermeliński, były szef PKW.

Na co jeszcze się skarżono? Na przykład na to, że w niektórych lokalach głosowanie odbywało się jeszcze po godz. 21, a więc po zakończeniu ciszy wyborczej i ujawnieniu sondażowych wyników głosowania. Część protestów dotyczy sytuacji, w których wyborcy odmówiono wydania karty wyborczej, bowiem przy jego nazwisku widniał podpis osoby, której wcześniej wydano tę kartę, ale też sytuacji, w której odmówiono wydania karty do referendum wyborcy, który na podstawie stosownego zaświadczenia chciał głosować poza gminą, w której rejestrze jest ujęty.

Rzecznik SN sędzia Aleksander Stępkowski mówi, że dopóki nie zostaną rozpoznane wszystkie protesty, nie sposób prognozować daty wydania uchwał w przedmiocie ważności referendum lub wyborów. – Poza wskazaniem na ustawowe terminy, odpowiednio 60 i 90 dni – dodaje Stępkowski.

Były szef PKW Wojciech Hermeliński zwraca uwagę, że protestów mimo wszystko jest sporo. Po wyborach parlamentarnych w 2015 r. do Sądu Najwyższego wpłynęło 77 protestów (27 uznano za zasadne), w 2019 r. – 279 protestów (10 uznano za zasadne), natomiast po wyborach prezydenckich w 2020 r. – 5847 protestów (93 uznano za zasadne).

Były szef PKW nie spodziewa się rewolucji w uchwałach dotyczących ważności wyborów i referendum. – Protesty referendalne nie wpływają na ważność wyborów. Poza tym, jeśli chodzi o ważność referendum, to protestów jest za mało, a argumenty są za słabe, by to miało wpływ na wyniki – podkreśla Wojciech Hermeliński, który spodziewa się, że i w przypadku referendum, i w przypadku wyborów SN wyda uchwały o ich ważności. ©℗