Przedłużając embargo na ukraińskie zboże, unikamy destabilizacji unijnych rynków, protestów i spekulacyjnego handlu. Skorzystałaby na tym też Ukraina – mówi Janusz Wojciechowski, komisarz UE ds. rolnictwa.

Czy jest już panu znana decyzja, jaką Komisja Europejska podejmie w sprawie zapowiadanego przedłużenia przez Polskę embarga na sprowadzanie ukraińskiego zboża?

Nie mamy jeszcze żadnych sygnałów ze strony Komisji. Myślę, że wiele będzie zależeć od wtorkowej wieczornej debaty na forum Parlamentu Europejskiego (rozmowa odbyła się przed nią – red.). Jednocześnie trwają negocjacje i rozmowy w grupach roboczych między przedstawicielami KE, pięciu krajów tranzytowych, Ukrainy i Mołdawii. Celem tych rozmów jest przekonanie Ukrainy, że embargo jej nie szkodzi.

A nie szkodzi?

Argumenty strony ukraińskiej nie wytrzymują starcia z faktami. A te są takie, że od czasu nałożenia embarga wolumen ukraińskiego eksportu do Unii Europejskiej wzrósł. Przed nałożeniem embarga, między majem 2022 r. a kwietniem 2023 r., Ukraina wyeksportowała 34,8 mln t zboża, czyli 2,9 mln t na miesiąc. Natomiast po nałożeniu embarga, przez maj, czerwiec i lipiec, Ukraina tranzytem lądowym wywiozła 9,6 mln t, czyli 3,2 mln t miesięcznie. Brak embarga może ponadto rozregulować unijny rynek, mogą pojawić się protesty rolników, blokady transportu ukraińskiego zboża. W pierwszej kolejności destabilizacja dotknęłaby kraje sąsiadujące z Ukrainą, ale kwestią czasu jest, kiedy rozlałaby się na pozostałe rynki unijne. Nie powinniśmy do tego dopuszczać. Uważam więc, że gorzej dla Ukrainy, ale i dla całej Wspólnoty i europejskiego rolnictwa byłoby, gdyby skończyło się na nieprzedłużeniu unijnego zakazu przy jednoczesnym wprowadzeniu embarga przez poszczególne kraje.

Rząd Mateusza Morawieckiego zapowiada, że w razie czego wprowadzi zakaz jednostronnie.

Takie jest stanowisko polskiego rządu, którego celem jest przede wszystkim ochrona polskiego rynku i rolników. Mam jednak nadzieję, że taki krok nie będzie konieczny. Natomiast stanowisko Ukrainy wobec embarga również wydaje się stanowcze, co ja oceniam jako polityczny błąd, a nawet duży błąd Kijowa.

Nie obawiałby się pan reperkusji ze strony Brukseli i Kijowa?

Nie chcę snuć żadnych teorii, jaka mogłaby być reakcja Brukseli i Kijowa, ale na pewno musimy się liczyć z tym, że Ukraina mogłaby nałożyć pewne sankcje handlowe na import produktów spożywczych z Polski. Głównie na produkty mleczne oraz mięso, wieprzowinę i wołowinę. Niestety, ale trzeba się liczyć z takimi konsekwencjami.

Jakie przeciwwskazania do przedłużenia embarga wskazuje Komisja Europejska?

Komisja jest przeświadczona, że przedłużenie zakazu będzie szkodliwe dla Ukrainy. Na wielu spotkaniach, które odbyłem w tej sprawie z przedstawicielami KE, ministrami, komisją rolnictwa PE, Radą ds. Rolnictwa udowadniałem, że tak nie jest. Oprócz danych o wolumenie eksportu, o których już mówiliśmy, ważne jest też zablokowanie powrotu do przygranicznego, spekulacyjnego handlu ukraińskim zbożem. Utrzymanie embarga ukróciłoby ten proceder, który przecież jest niekorzystny dla Ukrainy.

Nie ma pan pretensji do KE, że stanęła w tej sprawie po stronie Kijowa?

Nie używałbym takich słów jak „pretensja”. Natomiast mam przeświadczenie, że KE w pierwszej kolejności powinna służyć obywatelom UE. Ja tak traktuję swoje obowiązki jako komisarz unijny. W tej sytuacji kluczowe jest podkreślenie, że nie ma konfliktu między interesami UE i Ukrainy. W interesie obu stron leży zatrzymanie patologicznego handlu przygranicznego oraz uniknięcie destabilizacji rynków rolnych i niezadowolenia unijnych rolników.

Opcją pośrednią, która może satysfakcjonować wszystkie strony, jest utrzymanie embarga przy jednoczesnych dopłatach do ukraińskiego eksportu na rynki trzecie.

Położyłem taką propozycję na stole. Chodzi o to, aby umożliwić Ukrainie eksport zbóż przez porty w Polsce, Niemczech, Chorwacji czy na Litwie przy jednoczesnym utrzymaniu embarga na rynki sąsiadujące z Ukrainą. Na razie głównym kanałem eksportowym na rynki afrykańskie jest Rumunia, ale ten szlak jest u kresu swojej wydolności i trzeba szukać dywersyfikacji. Inne kanały są zaś dla Ukraińców na razie zbyt kosztowne. Strona ukraińska szacuje, że aby utrzymać opłacalność eksportu przez porty unijne, musiałaby otrzymywać rekompensatę w wysokości 20–40 euro do każdej tony przewożonego ziarna. Więc kosztem 300 mln euro moglibyśmy pomóc Ukrainie sprzedać na rynki trzecie ok. 10 mln t zboża. To rozwiązanie, które satysfakcjonowałoby wszystkich.

Abstrahując od obecnego sporu i krótkoterminowego rozwiązania, jakim może być embargo – jak w długiej perspektywie UE powinna chronić rynek przed napływem tanich produktów rolnych z Ukrainy?

Wiele w tej kwestii zależałoby od przebiegu negocjacji akcesyjnych i warunków, na jakich Ukraina miałaby dołączyć do Unii. Na pewno ukraińscy producenci musieliby dostosować się do wygórowanych standardów jakościowych, co wiązałoby się z dodatkową presją kosztową po ich stronie. Oddzielnym wątkiem jest kwestia oligarchicznej struktury ukraińskiego rolnictwa. Należałoby nałożyć limity i regulacje w kwestii dopłat bezpośrednich, aby budżet UE nie finansował oligarchów. ©℗

Rozmawiał w Strasburgu Nikodem Chinowski