Losy komisji do zbadania rosyjskich wpływów zależą od tego, co się wydarzy z nowelizacją ustawy prezydenta w tej sprawie.

Wczoraj PiS zakomunikował oficjalnie – z wyborem członków komisji czeka na rozstrzygnięcie losów prezydenckiej nowelizacji. Dziś mija termin, jaki zgodnie z ustawą marszałek Sejmu dała klubom na zgłoszenie kandydatur. Możliwe, że jednak nie poznamy nazwisk chętnych do pracy w komisji, dopóki ustawa nie zostanie znowelizowana.

Jeden z polityków PiS mówi, że w klubie nie ma obaw co do poparcia nowelizacji. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Sejm może ją uchwalić w piątek. Opozycja sugeruje, że prace w Senacie, do którego następnie trafi ustawa, wyczerpią cały dopuszczalny prawnie termin – miesiąc. Trudno się spodziewać, by opozycja, która krytykuje zarówno obowiązującą ustawę, jak i postawę prezydenta w tej sprawie, zdecydowała się na korekty, raczej można się spodziewać odrzucenia nowelizacji. – Zobaczymy, co wyjdzie z Sejmu, ale jeśli chodzi o KO, to ta ustawa będzie oceniana jak jej pierwowzór, jak są w niej przepisy niekonstytucyjne, nie możemy ich poprzeć – mówi rzecznik KO Jan Grabiec.

Terminarz, który się pojawił po przedstawieniu przez Andrzeja Dudę projektu nowelizacji, oznacza, że komisja – jeśli zacznie prace – zrobi to później, niż zakładano. Inauguracja jej działania może się przesunąć na drugą połowę sierpnia. Z prawnego punktu widzenia zwłoka przy wdrażaniu ustawy oznacza złamanie jej przepisów, bowiem obecna wersja mówi o tym, że w ciągu dwóch tygodni kluby powinny zgłosić kandydatów na członków komisji i na pierwszym posiedzeniu Sejmu po ich zgłoszeniu powinien zostać dokonany wybór. W ustawie nie ma jednak sankcji w przypadku, gdy ten harmonogram nie zostanie dotrzymany.

W PiS nie słychać niezadowolenia z powodu zwłoki z utworzeniem komisji. Politycy tego ugrupowania liczą, że wrzawa wokół komisji ucichnie. – O to chodzi, wychodzimy z wirażu, w który wjechaliśmy – słyszymy od polityka PiS. Jego zdaniem bez względu na obecne perturbacje komisja powstanie. Podobnie uważa Marek Sawicki z PSL. – Tak się stanie, choć nie wiadomo na jakich warunkach. Sam prezydent tłumaczył, że nie chodzi o to, by wydawać wyroki i skazywać, ale o to, by, jak to odebrałem, stygmatyzować, czyli naznaczyć podejrzeniem i mówić o tym w kampanii – mówi Sawicki. Tyle że opozycja nie zamierza pozwolić, by opadło napięcie wokół tworzenia ciała, któremu zarzuca niekonstytucyjność.

Obecne przesunięcie prac komisji wynikające z oczekiwania na rozstrzygnięcie w sprawie losu prezydenckiej nowelizacji oznacza, że jeśli jej prace rozpoczną się np. w sierpniu, to na przygotowanie pierwszego raportu, na co jest czas do 17 września, będzie ok. półtora miesiąca. To tylko podbije zarzuty o stronniczość.

Dlatego zarówno politycy opozycji, jak i osoby z obozu władzy zdają sobie sprawę, że nawet powstanie komisji nie oznacza, że będzie ona skutecznie działać. – Szykujemy całą prawną strategię na wypadek utworzenia komisji, ale na razie za wcześnie, by o tym mówić – słyszymy od polityka KO. Teoretycznie osoby, które zostaną wezwane przed komisję, mogą wnosić zastrzeżenia już wobec tego faktu, nie mówiąc o ewentualnych rozstrzygnięciach na ich niekorzyść. – Możemy się spodziewać odwołań, uchylania decyzji przez sądy na podstawie rozproszonej kontroli konstytucyjnej czy nawet pytań prejudycjalnych – zauważa nasz rozmówca z obozu władzy. To wszystko może sprawić, że komisja będzie buksowała.