Oskarżeni w procesie brzeskim byli niewinni, a przedwojenne wyroki sądów w tej sprawie wydano z rażącym naruszeniem prawa – orzekł SN.

Po ponad 90 latach od orzeczenia warszawskiego Sądu Apelacyjnego, sprawa brzeska doczekała się ostatecznego rozstrzygnięcia. Sąd Najwyższy uwzględnił w całości kasację Rzecznika Praw Obywatelskich i uchylił obydwa wyroki sądów warszawskich – okręgowego z 1932 r. i apelacyjnego z 1933 r. - uniewinnił wszystkich oskarżonych wówczas polityków Centrolewu (w tym Wincentego Witosa, Norberta Barlickiego, Adama Ciołkosza, Stanisława Dubois, Hermana Liebermanna i in.) od postawionych im w 1930 roku zarzutów udziału w spisku mającym na celu obalenie przemocą rządu.

Warszawa 1931-1932. Proces brzeski – proces przywódców Centrolewu, w dniach 26 października 1931–13 stycznia 1932 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Fragment ławy oskarżonych, od lewej: Adam Pragier, Kazimierz Bagiński, Karol Popiel, Władysław Kiernik, Wincenty Witos, Herman Lieberman, Józef Putek, Adam Ciołkosz. gr PAP/Reprodukcja / PAP / Reprodukcja

W obszernym uzasadnieniu SN odniósł się w pierwszej kolejności do dopuszczalności zaskarżenia liczących sobie prawie wiek wyroków sądów przedwojennych. I nie znalazł uzasadnienia dla odrzucenia kasacji z powodów formalnych.

- Przedmiot zaskarżenia prawidłowo określono. Należy wskazać, że zgodnie z ówcześnie obowiązującym k.p.k. z 1928 r. postępowanie było trójinstancyjne, kasacja była zwykłym środkiem zaskarżenia. Wywiedzenie kasacji oznaczało że wyrok II instancji nie stawał się prawomocny. Jednak na gruncie tamtych przepisów postępowanie kasacyjne nie było postępowaniem merytorycznym, było, tak jak dziś, „sądem nad osądzeniem”, a nie rozstrzygnięciem tego, co komu wtedy zarzucono. – powiedział sędzia Paweł Wiliński.

To skierowało obecny proces przed SN na drogę ustalenia, czy sądy przedwojenne prawidłowo przeprowadziły proces i wyrokowały zgodnie z prawem. Ustalenia SN były dla sądów i sędziów sprzed prawie wieku druzgocące.

- Kasacja jest dopuszczalna i zasadna. Kontrola odwoławcza sądu II instancji była wadliwa i powierzchowna, niepełna i nierzetelna, wskutek czego utrzymano w mocy niezgodny z prawem wyrok I instancji, w którym przypisano oskarżonym zachowania mieszczące się w ramach legalnej walki politycznej i podlegały ówcześnie ochronie konstytucyjnej. – powiedział sędzia sprawozdawca Eugeniusz Wildowicz.

SN podkreślił, że działania skazanych wówczas polityków nie wyczerpywały znamion zarzucanego przestępstwa udziału w spisku mającym na celu obalenie przemocą rządu. Świadczy o tym nie poddanie analizie kwestii, w jakim zakresie działalność oskarżonych poza parlamentem mieściła się w zakresie wykonywania mandatu poselskiego i czy przedstawiciele stronnictw tworzących Centrolew zakładali że drogą do obalenia rządu jest skorzystanie z kartki wyborczej przez ich zwolenników, czy też drogą tą jest stosowanie przemocy. To stanowiło naruszenie przepisów postępowania poprzez nienależyte wniosków i zarzutów wskazanych w apelacji obrony. Sąd apelacyjny podzielił jedynie ocenę sądu I instancji, nie podejmując się merytorycznej analizy orzeczenia. A warszawski sąd okręgowy wskazał w swoim rozstrzygnięciu, że legalna sama w sobie walka o obalenie rządu w razie uciekania się do przemocy jako środka działania zawsze pozostanie działaniem zakazanym którego żadne motywy nie usprawiedliwiają.

- To by oznaczało, że „łaskawie” dopuszczono legalną walkę z rządem, ale skoro czyniono to przemocą, to stawało się już nielegalne. Tyle, że oskarżeni zaprzeczali zamiarom obalenia przemocą rządu, tak samo wskazywali w procesie świadkowie. Za to sąd uznał, że zastosowanie przemocy zostało udowodnione innymi środkami, z których wynika, że skoro rząd nie ustąpi dobrowolnie, to pozostawała tylko droga usunięcia go przemocą. – stwierdził sędzia Wildowicz.

Tyle, że takie ustalenia miały wynikać nie z treści porozumienia Centrolewu, ale z artykułów w prasie, wystąpień na wiecach itp., gdyż w żadnym miejscu porozumienie partii opozycyjnych nie przewidywało obalenia rządu przemocą. W dodatku przemoc, jaka miała się pojawić na demonstracjach, zwłaszcza tych które odbywały się w Toruniu i Warszawie była sprowokowana działaniami policji, która przystępowała do rozpraszania zebranych na legalnych zgromadzeniach.

-Tak więc nie sposób było udowodnić wspomnianego udziału w spisku, przeprowadzając przewód sądowy w sposób rzetelny i merytoryczny – wskazał sędzia Wildowicz.

SN wskazał też na inne uchybienia procesowe, w tym zwłaszcza arbitralny i nie dający się wyjaśnić dobór ławy oskarżonych. W 1930 r. po rozwiązaniu parlamentu w twierdzy brzeskiej osadzono ponad 80 posłów i senatorów opozycyjnych. Porozumienie Centrolewu podpisało w sumie 6 stronnictw. Zaś na ławie oskarżonych procesu brzeskiego zasiadło 11 polityków reprezentujących praktycznie tylko dwie partie – PPS i PSL „Piast”. W dodatku oskarżeni nie brali udziału bezpośrednio w pracach tego porozumienia, bo już wcześniej byli internowani w Brześciu nad Bugiem i to nie na podstawie orzeczenia sądowego, ale decyzji ministra spraw wewnętrznych Felicjana Sławoja-Składkowskiego, podjętej na żądanie marszałka Piłsudskiego, który był wówczas premierem.

Jednym rozstrzygnięciem zdaniem SN było zatem wydanie wyroku uniewinniającego, ale też uchylenie wszystkich przedwojennych wyroków w sprawie.

- Można byłoby tutaj podejść do sprawy formalistycznie: stwierdzić niedopuszczalność kasacji, umorzyć postępowanie i można to uzasadnić jurydycznie. Ale takie rozwiązanie nie byłoby sprawiedliwe. Któż jak nie SN miałby wydać orzeczenie sprawiedliwe i zrealizować w ten sposób podstawową zasadę demokratycznego państwa prawnego. Śledztwo i proces w rozpoznawanej sprawie stanowiły przykład instrumentalnego wykorzystania prawa i sądów do prześladowania przeciwników politycznych. Jednocześnie do wywarcia efektu zastraszenia wobec polityków opozycji ale i wyborców. Jest to nadużycie prawa który jest niemożliwy do zaakceptowania nie tylko dziś, ale i w świetle obowiązujących w 1930 roku przepisów i standardów. Należało więc te wyroki wyeliminować z obrotu prawnego. Dzisiejsze orzeczenie stanowi też pewne zadośćuczynienie dla skazanych. Ta sprawa powinna stanowić lekcję na temat roli prawa i sądów w państwie. I to lekcję nie tylko dla sędziów, ale także dla przedstawicieli władzy wykonawczej, ustawodawczej, dla nas wszystkich. Sprawa ta powinna stanowić przestrogę przed pokusą zwalczania przeciwników politycznych za pomocą instrumentów państwa i prawa. Podejmowaniu działań wbrew prawu i konstytucji dla poszerzania zakresu władzy. Poza sprawiedliwością i zadośćuczynieniem, choćby symbolicznym, skazanym w procesie, w tym właśnie wyraża się aktualność problematyki, której dotyczy dzisiejsza rozprawa. Dlatego orzeczono jak w sentencji – powiedział sędzia Michał Laskowski zamykając rozprawę.

Wyrok Sądu Najwyższego z 25 maja 2023 r.,sygn. II KK 453/22