Senat chciał, by dzieci w szkolnych stołówkach raz w tygodniu jadły wyłącznie roślinne posiłki. Po namyśle opozycja odpuszcza walkę. Kolejny spór z PiS o kotleta nie jest nam potrzebny – słyszymy.

Chodzi o przygotowany przez senatorów opozycji projekt. Zakłada on m.in., że szkoły, przedszkola i żłobki raz w tygodniu miałyby obowiązek zapewnić podopiecznym jarskie posiłki. Obligatoryjne miałoby być również zapewnienie wegetariańskich dań dla dzieci, które nie jedzą mięsa.

Projekt został wniesiony do izby wyższej pod koniec stycznia. I jak wynika z opinii zamieszczonych na stronach Senatu, cieszył się zainteresowaniem. Większość z ok. 150 nadesłanych przez obywateli komentarzy wyrażała aprobatę dla pomysłu senatorów. „To ruch w dobrym kierunku, dzięki któremu publiczne pieniądze będą w mniejszym stopniu fundować niezdrową dietę, cierpienie zwierząt na fermach oraz niszczenie ekosystemu” – można przeczytać.

Mimo to opozycja odpuściła projekt. Termin na przygotowanie sprawo zdania przez komisje zdrowia i ustawodawczą minął 31 marca; dokumentu wciąż nie ma. Z naszych informacji wynika również, że projektu nie ma i nie będzie w planie pracy Senatu. – Sam projekt jest dobrze odbierany, jest sporo pozytywnych opinii i ekspertyz, ale nie będzie procedowany w tej kadencji. To decyzja polityczna. Nie chcieliśmy znowu podkładać się PiS w kampanii – przyznaje jeden z polityków opozycji. Jednocześnie Platforma sama atakuje ostatnio PiS, że dopuścił do spadku pogłowia świń w Polsce, dlatego politycy opozycji zaczęli się pokazywać w spotach, jedząc polskiego schabowego.

– Ludzie nie chcą ograniczenia konsumpcji np. mięsa czy nakładania kolejnych obciążeń pod hasłem walki ze zmianami klimatu, za co odpowiada przede wszystkim opozycja i Unia Europejska. Opozycja próbuje się teraz odkleić od tego tematu, ale my będziemy konsekwentnie pokazywać, że oni to wszystko poparli na forum unijnym – zapowiada Sebastian Kaleta, wiceminister sprawiedliwości z ramienia Suwerennej Polski.

Opozycja boi się wszczynać kolejną „wojnę o kotleta” w kampanii wyborczej, tym bardziej że z jej ostatniej odsłony wyszła poturbowana. PiS ostro ją atakował, zwłaszcza władze Warszawy w kontekście rekomendacji klimatycznych naukowców, zawartych w raporcie międzynarodowej grupy C40, do której przynależy stolica. Partia rządząca przekonywała, że Rafał Trzaskowski będzie wprowadzać „racje żywnościowe” i kartki na mięso. Do debaty PiS dodatkowo wprowadził narrację o tym, że opozycja będzie nas zmuszać do uwzględnienia w diecie owadów (w styczniu UE dopuściła do sprzedaży produkty zawierające mąkę ze świerszcza domowego).

Sądząc z rządowych komentarzy do senackiego projektu w sprawie jarskich posiłków w szkołach, ten temat PiS również byłby gotów eksploatować. „To daleko idąca ingerencja w wolność wyboru i wychowania dzieci przez rodziców” – stwierdziła w nadesłanej opinii wiceminister klimatu i środowiska Małgorzata Golińska.

Z kolei Ministerstwo Edukacji i Nauki podniosło kwestię „dodatkowych kosztów dla organów prowadzących szkoły lub przedszkola” (czyli samorządów) – to np. konieczność zatrudnienia dietetyka, przeszkolenia pracowników stołówek czy doposażenia kuchni.

Resort klimatu wyszedł jeszcze z kontrpropozycją, by „w trosce o zdrowie i prawidłowy rozwój dzieci i młodzieży” zapewnić w szkołach czy przedszkolach posiłki z dziczyzny. „Dziczyzna, określana również przez dietetyków «królową mięs», jest jednym z najzdrowszych rodzajów mięsa. Posiada niespotykane walory odżywcze i smakowe” – przekonuje Małgorzata Golińska.

Z opublikowanego w ostatnich dniach raportu "Talerz przyszłości", opracowanego przez ekspertów think tanku Żywność dla Przyszłości – Interdyscyplinarne Centrum Analiz i Współpracy, wynika, że Polacy jedzą za mało pełnoziarnistych produktów zbożowych, a zbyt dużo soli, mięsa czerwonego i jego przetworów. Autorzy opracowania twierdzą, że dieta korzystna dla zdrowia powinna być oparta na produktach roślinnych – w połowie warzywa i owoce, jedna czwarta – produkty zbożowe (np. kasze, pieczywo razowe), i ostatnia ćwiartka – produkty będące źródłem białka (np. ryby, jaja, mięso drobiowe).

Z raportu wynika również, że gdyby wszyscy ludzie na Ziemi chcieli spożywać tyle mięsa, ile co roku zjada statystyczny Polak, to w 2050 r. na produkcję rolną musielibyśmy przeznaczyć 95 proc. wszystkich obszarów lądowych.

Pomysł senatorów miał potencjał kolejnej politycznej awantury