Właściciele firmy APS: Polska pod względem budowy systemów antydronowych jest w natowskiej awangardzie.

Resort obrony właśnie poinformował, że na wyposażeniu Wojska Polskiego znajduje się wyprodukowany przez APS antydronowy system SKYctrl. O używaniu waszego sprzętu wcześniej informowały także Siły Zbrojne Ukrainy. Co mają ochraniać tego typu systemy?

Systemy antydronowe mają stanowić uzupełnienie warstwowego systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Będą stanowić jedną z niższych warstw. To system przewidziany do obrony obiektów, w tym infrastruktury krytycznej, ale może też chronić poszczególne elementy sytemu obrony powietrznej, np. wyrzutnie Patriot. Na Ukrainie widzimy, że każdy większy sprzęt, np. elementy systemu obrony powietrznej czy armatohaubice, jest w zasadzie bezbronny wobec małych, latających nisko i wolno, ale wielokrotnie tańszych bezzałogowców. Skala zagrożenia jest ogromna; tanimi środkami można niszczyć bardzo drogi sprzęt. W takiej konfrontacji ten, kto atakuje, ponosi znacznie mniejsze koszty niż ten, kto zostaje zaatakowany. Dlatego trzeba się przed tym bronić. Bez systemów antydronowych opartych na dobrych radarach trójwspółrzędnych obrona przed takim zagrożeniem jest bardzo trudna. Te radary warstw wyższych systemów obrony powietrznej oczywiście są bardzo dobre, ale są stworzone do czegoś innego. Wykrywają pociski czy samoloty przeciwnika i same potrzebują parasola, by chronić je przed małymi dronami.

Jak działa taki system antydronowy?

SKYctrl jest rozwiązaniem kompleksowym. Przy pomocy autorskich radarów jest w stanie wykryć, śledzić i – co najważniejsze – odpowiednio klasyfikować cele. Klasyfikacja jest istotna, bo cele LSS (low, slow, small – niskie, wolne i małe) łatwo pomylić z ptakami, co uniemożliwia skuteczną obronę. Byliśmy na wielu testach systemów, podczas których nie potrafiły one rozróżnić ptaków od bezzałogowców. I na radarze świeci się np. 50 celów. My jednym przyciskiem potrafimy wyłączyć cele niesklasyfikowane jako drony, a konkurencja ma z tym problemy. Nie da się neutralizować ryzyka ataków dronowych, jeśli chce się atakować ptaki. Dziś problemem Ukrainy jest ogromny brak amunicji. Wyobraźmy sobie, że angażujemy ograniczone przecież siły i środki przeciwko ptakom. To nie ma sensu. Możemy też identyfikować cele przy pomocy kamer optycznych i termowizyjnych, ale to jest opcjonalne.

Co się dzieje po odpowiednim sklasyfikowaniu celów?

Następuje etap neutralizacji. Neutralizować zagrożenie można na dwa sposoby: kinetycznie i niekinetycznie. Kinetycznie, czyli używając odpowiedniej armaty, np. 30 mm, którą można zintegrować do systemu. To już wybór klienta, my integrujemy sprzęt. Niekinetycznie neutralizuje się drony poprzez zagłuszarki.

Jak się zagłusza sygnał przeciwnika?

Wykorzystuje się zagłuszarki szerokopasmowe, które zagłuszają sygnał emitowany i odbierany przez drony przeciwnika w różnych pasmach. Zagłusza się komunikację między dronem przeciwnika i jego operatorem lub sygnał GPS służący do nawigacji takiego drona. Po odcięciu taki dron z reguły spada albo dokonuje przyziemienia bądź wróci do miejsca startu, ale na pewno nie wleci do strefy chronionej.

A jeśli mamy do czynienia z całym rojem bezzałogowców?

To duże wyzwanie. My jesteśmy w stanie je namierzyć, ale trzeba mieć wówczas odpowiednie środki do neutralizacji. Jeśli chodzi o zagłuszanie, można je stosować sektorowo albo dookólnie. W takim wypadku ważne jest odpowiednie nasycenie środkami do neutralizacji, czyli – jeśli chodzi o rozwiązania kinetyczne – posiadanie odpowiedniej liczby dobrze rozstawionych armat.

Jaki zasięg mają takie systemy?

To zależy od konfiguracji. Minimalny to promień 3 km, ale może to być znacznie więcej, przy odpowiednim usieciowieniu nawet kilkanaście kilometrów. Oczywiście możliwość detekcji jest uzależniona od wielkości danego obiektu latającego.

Podczas wojny w Ukrainie bezzałogowce są używane przez obie strony bardzo często, także te najmniejsze. Jak różnią się najmniejsze drony komercyjne od tych większych, bardziej zaawansowanych technicznie i znacznie droższych, wojskowych?

Różnice polegają głównie na sposobie wykorzystania. Te komercyjne są zaadaptowane do pola walki. By zrzucać granat, muszą podlecieć bezpośrednio nad cel. Są również wykorzystywane do naprowadzania ognia artylerii, z reguły przy pomocy kamer termalnych. Wówczas nie podlatują bezpośrednio nad cel, lecz działają z pewnej odległości. Bezzałogowce typowo wojskowe, m.in. amunicja krążąca, są naprowadzane na cel przez inne drony wojskowe, a często przez te komercyjne, i muszą uderzyć bezpośrednio w cel, by go wyeliminować. Mają inną specyfikę działania.

Ukraińscy obrońcy wykorzystują też drony wyprodukowane w Chinach. Instalują tam własny software?

Tak, oprogramowanie używane w tego typu systemach jest łatwe do zhakowania. Robi się to przede wszystkim po to, by wyłączyć system geolokalizacji AeroScope firmy DJI. Ich produkty po włączeniu logowały się do systemu tej firmy. Teraz to się zmieniło, ale na początku wojny stwarzało problemy.

Czyli Ukraińcy wykorzystywali te drony, a Chińczycy widzieli, co się dzieje?

Tak, widzieli, gdzie jest używany ich sprzęt, choć nie w postaci obrazu z kamer. Ale ten problem został już rozwiązany. Teraz wgrywa się inny software, który uniemożliwia geolokalizację przez producenta.

Systemy antydronowe mają możliwość identyfikacji swoich dronów czy zwalczają wszystko, co jest w powietrzu?

Jeśli własny dron znajdzie się w sektorze działania zagłuszacza – jammera częstotliwości, na której działa – to spadnie. Ale jeśli jest wyposażony w system identyfikacji swój–obcy, co nie stanowi problemu, system go widzi i ryzyko utraty własnych dronów można minimalizować.

Patrząc na trwającą wojnę, skuteczność systemów bezzałogowych jest olbrzymia. Czy za kilka lat takie systemy jak wasz ją ograniczą?

Drony cały czas się rozwijają. Można obserwować, jak rosyjscy najeźdźcy rozwijają i technologię, i sposoby użycia bezzałogowców. Na początku były używane chaotycznie i punktowo do namierzania celów. Teraz mają oni całe oddziały dronowe, które operują uderzeniowymi lancetami działającymi wspólnie z wojskowymi dronami obserwacyjnymi, jak Eleron-3, ale też z dronami komercyjnymi namierzającymi wartościowe cele. Do tego używają bardzo precyzyjnych, po prostu uderzających w cel dronów FPV, do których sterowania używa się gogli. Dochodzą do tego zwykłe bezzałogowce komercyjne z podwieszanymi granatami. Rozwój tego typu statków jest dynamiczny i przed tym trzeba się bronić. O tym, jak wielkim zagrożeniem są drony, najlepiej świadczy wypowiedź gen. Richarda Clarke’a, byłego dowódcy Sił Operacji Specjalnych USA. Clarke opowiadał, że przez ponad 30 lat służby on i jego żołnierze nigdy nie musieli patrzeć w górę, ponieważ supremacja amerykańska w powietrzu była absolutna w każdym zakątku globu. To się zmieniło, teraz za każdym rogiem czy wzgórzem może się czaić ktoś z dronem. To stanowi zagrożenie nawet dla Amerykanów, którzy mają najsilniejszą armię na świecie.

Czyli żyjemy w czasach, gdy drony wygrywają z systemami antydronowymi?

Do tej pory decyzje światowych armii nie nadążały za dronami, nie było decyzji o stawianiu na takie systemy. Oczywiście najpierw pojawiły się drony, a dopiero potem systemy antydronowe. W tej chwili armie są już gotowe. Możliwa jest skuteczna obrona, tylko takie systemy trzeba mieć. Na razie jest ich jednak za mało, a dostępność dronów jest olbrzymia, podobnie jak liczba obiektów infrastruktury krytycznej. Dlatego cieszy nas to, że Polska jest pod tym względem w awangardzie krajów Sojuszu Północnoatlantyckiego. ©℗

Rozmawiał Maciej Miłosz