- Medycy wybierają między ryzykiem oskarżenia z kodeksu karnego a tym o błąd medyczny. Próbują się kierować mniejszym złem dla nich samych, kosztem kobiet - powiedziała Jolanta Budzowska, radczyni prawna specjalizująca się w sprawach o błędy medyczne.

Jolanta Budzowska, radczyni prawna specjalizująca się w sprawach o błędy medyczne / Materiały prasowe
Zmiana prawa aborcyjnego wpłynęła na charakter spraw, które do pani trafiają?
Tak. Po wyroku TK, kiedy zniknęła przesłanka uprawniająca do przerwania ciąży w powodu wad płodu, lekarze nie zawsze informują pacjentki, że dziecko może mieć wady, ale także o tym, że ciąża może szkodzić zdrowiu matki. Z relacji klientek można wnioskować, że coraz częściej lekarze są wyjątkowo wstrzemięźliwi, żeby informować o tego rodzaju podejrzeniach. I to nawet w takich sytuacjach, w których wady płodu mogą być ujawnione w planowym USG.
Dlaczego?
W mojej ocenie i z tego, co mówią klientki, lekarze chcą uniknąć problemów: jeżeli byłoby podejrzenie wady, to padłoby np. pytanie o możliwość aborcji. Lekarze nie wiedzą, co wtedy robić. Prowadzę sprawę, w której kobieta urodziła dziecko obciążone wieloma wadami - na tyle poważnymi, by zostało to rozpoznane w ciąży, a z jakichś powodów nie zostało albo zostało, ale lekarz nie powiedział o tym. Pytanie dlaczego? W grę wchodzi albo brak doświadczenia lekarza, w co trudno uwierzyć, albo niechęć do przekazania informacji o podejrzeniu wady. Moim zdaniem to drugie jest bardziej prawdopodobne.
Jaki jest zarzut w tej sprawie?
Naruszenie praw pacjenta i dóbr osobistych. Chodzi o prawo do samostanowienia. Przecież pacjentka nie musiałaby wcale podejmować decyzji o aborcji np. za granicą, miałaby natomiast szansę przygotować się psychicznie. To prawo także ojca, co już wcześniej było podnoszone przez Sąd Najwyższy w podobnych sprawach. Tę wstrzemięźliwość lekarzy do informowania widać także przy zagrożeniu zdrowia matki.
O jakie sprawy chodzi?
Prowadzę kilka takich spraw. Podobnych do sprawy pani Izabeli z Pszczyny, u której lekarze mimo bezwodzia i wskaźników zapalnych wstrzymywali się z przerwaniem ciąży. Pani Izabela nie przeżyła. W sprawach, które prowadzę, kobiety walczyły o zdrowie. Na przykład chodzi o rozpoznanie ciąży bardzo blisko blizny po cesarskim cięciu z wcześniejszego porodu. Taka ciąża w określonych przypadkach może być utrzymana, ale i tak jest to podwyższone ryzyko dla matki. Pęknięcie blizny i krwotok zagrażający życiu to jedno z ryzyk. A rozwiązanie ciąży może się wiązać z koniecznością usunięcia macicy. To sytuacje, które akurat spełniają przesłankę aborcyjną: jest zagrożone zdrowie matki. Tego lekarze zdają się nie dostrzegać, przekonują, że ciąża może być bezpiecznie prowadzona, że jedynym rozwiązaniem jest obserwacja i postawa wyczekująca. Można sobie zadać pytanie: na co czekamy? Na bezpośrednie zagrożenie życia matki?
W przypadku moich klientek skończyło się poronieniem i krwawieniem z powodu pęknięcia. Wygląda na to, że lekarze wybierają między ryzykiem bycia oskarżonym z kodeksu karnego o aborcję a oskarżeniem o błąd medyczny. Próbują się kierować mniejszym złem dla nich samych, kosztem kobiet. Tutaj zarzuty dotyczą nie tylko popełnienia błędu medycznego, lecz także naruszenia dóbr osobistych pacjentek i odebrania im możliwości wyrażenia świadomej zgody na takie, a nie inne postępowanie medyczne.
Wcześniej tak nie było?
Były też takie sprawy, ale teraz jest ich więcej. Widać, że klimat po orzeczeniu TK się zmienił i przełożyło się to na prawa kobiet.
Rozmawiały: Klara Klinger, Paulina Nowosielska