Rząd próbuje doprowadzić do anulowania kar za kopalnię w Turowie oraz za dalsze funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej SN

W pierwszym przypadku chodzi 0,5 mln euro dziennie. Komisja Europejska (KE) dokonała już pierwszych potrąceń w związku z tym, że Polska tych kar nie opłaca. Ale równolegle rząd stara się doprowadzić do sytuacji, w której zostaną one wycofane. Chcemy, by pomogli nam w tym Czesi, którzy najpierw poskarżyli się TSUE, żądając dla Polski kary w wysokości 5 mln euro dziennie, a potem zawarli z nami porozumienie. TSUE też najwyraźniej bada, jakie opcje wchodzą w grę w sytuacji, gdy zniknął przedmiot sporu. Jak słyszymy, trybunał poprosił Czechów o przesłanie opinii w sprawie turowskiej. - Z tego, co wiemy, Czesi już tę opinię przesłali i jest ona neutralna. Wcześniej wnioskowali o kary dla Polski, więc to i tak jest duży postęp - ocenia osoba z rządu.
Z kolei rozmówca z otoczenia premiera przekonuje, że Czesi nie mają interesu, by popierać nakładanie kar dla Polski (pieniądze trafiają do budżetu UE, a nie czeskiego). - Oni nas teraz wspierają, ale nie chcą o tym mówić głośno, bo Turów nadal wywołuje u nich kłótnie polityczne, więc oficjalnie podchodzą do tego z dystansem - wskazuje rozmówca DGP. Przyznaje też, że jeśli chodzi o decyzję, co dalej z karami, piłka jest po stronie TSUE. - KE nic nie zrobi, bo inaczej łamałaby wskazania TSUE i osłabiłaby własną pozycję, uznając, że to mógłby być sygnał dla innych krajów członkowskich, że nie warto płacić unijnych kar. My natomiast będziemy udowadniać, że kary są zbyt wysokie i niesprawiedliwie nałożone - zwraca uwagę osoba z rządu.
Stanowisko KE jest nieugięte. I to mimo że na skutek porozumienia między Polską a Czechami sprawa przed TSUE została wykreślona z rejestru, a od 4 lutego br. licznik kar już nie bije. - KE jest prawnie związana do wyegzekwowania kar za okres od 20 września 2021 r. do 3 lutego 2022 r. włącznie, w sytuacji gdyby Polska nie regulowała wezwań do zapłaty - mówi DGP rzecznik KE Balazs Ujvari.
Czesi, nawet jeśli nas wspierają, to nieoficjalnie. Oficjalnie uznają, że to sprawa między Polską a TSUE. - W tej sprawie Czeska Republika nie będzie zabierać głosu - ucina w rozmowie z DGP Dominika Pospíšilová, rzeczniczka prasowa czeskiego Ministerstwa Środowiska.
Jak dodaje jeden z czeskich urzędników, który brał udział w negocjacjach czesko-polskich, pomysł, by zaproponować Polakom poparcie w sprawie zniesienia kar, pojawiał się wcześniej, jeszcze na etapie rozmów dotyczących bilateralnego porozumienia. Ostatecznie nie zapadła żadna decyzja w tej kwestii, ale nikt nie był wyraźnie przeciwny. Nasi rozmówcy dodają, że brak sprzeciwu to już krok w polską stronę. Przewodniczący kraju libereckiego Martin Půta, który był zaangażowany w negocjacje od samego początku (działalność kopalni dotyczy obwodu, którego jest hetmanem), dodaje, że szczególnie teraz w sytuacji konfliktu z Rosją i rozmów o uniezależnieniu się od dostaw węgla ze Wschodu naciskanie na zamykanie kopalni w Polsce byłoby nie na miejscu. Tym bardziej że skarga Czechów nie dotyczyła samego faktu działalności kopalni, tylko możliwości monitoringu oraz zabezpieczenia Czechów przed zagrożeniem środowiska wynikającym z jej pracy. Kary za każdy dzień pracy kopalni miały być straszakiem, który miał przyspieszyć polsko-czeskie negocjacje. Tak się nie stało: rozmowy trwały od czerwca 2021 r. do lutego tego roku, a we wrześniu ubiegłego TSUE nałożył kary na Polskę za niewdrożenie środków tymczasowych i kontynuację wydobycia węgla brunatnego w kopalni.
Równolegle polski rząd próbuje doprowadzić do anulowania unijnych kar nałożonych za dalsze funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego (1 mln euro dziennie). Temat ten pojawia się przy okazji negocjacji z KE Krajowego Planu Odbudowy (KPO). - Likwidacja izby będzie zapisana w kamieniach milowych KPO, zabiegamy o wycofanie skargi i uznanie kar za niebyłe - mówi osoba z rządu. Tłumaczy, że klincz nie dotyczy samej ID SN, lecz bardziej ogólnych zapisów w KPO, które forsuje Komisja. Dotyczą one uznania wyższości prawa unijnego nad krajowym, co dla PiS jest równoznaczne z ignorowaniem orzecznictwa polskiego Trybunału Konstytucyjnego.
Na razie klincz w sprawie KPO trwa i nikt w rządzie nie próbuje nawet wskazywać daty ewentualnego porozumienia. Co prawda zeszłoroczna zaliczka z KPO już przepadła, ale w grę wchodzi teraz uruchomienie bieżących płatności, przy rozliczaniu kolejnych projektów czy reform ujętych w planie. Kluczowy może być lipiec br., bo zgodnie z harmonogramem płatności KPO po drugim kwartale br. możliwe będzie złożenie pierwszego wniosku o płatność. - W lipcu będziemy taki wniosek składali - mówił w poniedziałek wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda.
W dużej mierze los 36 mld euro dla Polski z KPO zależy od tego, co się stanie z ustawami sądowymi. Dziś sejmowa komisja zajmie się rozpatrzeniem prezydenckiego projektu nowelizacji ustawy o SN oraz niektórych innych ustaw (druk nr 2011), a także projektu poselskiego złożonego przez PiS.