Rząd liczy na wsparcie Polaków, a rzecznik praw obywatelskich obawia się bezdomności, kiedy uchodźcy opuszczą prywatne mieszkania Polaków, którzy zaoferowali pomoc.

Uchodźcy mają zyskać na specustawie, którą w sobotę podpisał prezydent Andrzej Duda. Jednak w ocenie rzecznika praw obywatelskich jej przepisy mogą zwiększać zagrożenie bezdomnością, szczególnie że mowa o grupach szczególnie wrażliwych, jak matki z dziećmi i kobiety w ciąży. Z ustawy nie wynika, czy zostanie im zapewniona instytucjonalna pomoc w zakwaterowaniu po tym, jak przestaną mieszkać w lokalach udostępnionych przez prywatne osoby. Nasi rozmówcy z rządu liczą, że przez dwa miesiące Polacy będą wspierać uchodźców. Dodatkową motywacją będą pieniądze - 1200 zł za osobę przez 60 dni. Potem Ukraińcy będą już mogli sami sobie poradzić na rynku. - Dostaną PESEL, opiekę medyczną i możliwość podjęcia pracy - mówią nasi rozmówcy.
Mniej optymistyczne są samorządy. Robert Grabowski, rzecznik prezydenta Koszalina, twierdzi, że miasto ma pod opieką 260 osób, ale ta liczba stale się zmienia. Z danych Związku Ukraińców w Polsce wynika, że od wybuchu wojny do miasta dotarły 3 tys. osób. Pomoc opiera się na wolontariuszach, ale - jak słyszymy - po dwóch tygodniach ten żywioł już wygasa, bo ochotnicy muszą wrócić do swojego życia. Do tego za chwilę może tu trafić duża grupa uchodźców z wielkich miast, które pękają w szwach. - Na ich przyjęcie zaadaptowaliśmy halę sportową na 150 miejsc, ale to spartańskie warunki, na pewno nie na dłuższy pobyt - mówi Grabowski. - Przez cały czas szukamy miejsc, w których można będzie kwaterować uchodźców, także tych z migracji wtórnej. Nie wiemy, ile osób przebywa w domach prywatnych - mówi Anna Kulbicka-Tondel z ratusza w Toruniu. - Wciąż posiadamy wolne miejsca w halach, ale nie są to miejsca, w których można mieszkać na stałe - dodaje.
W podobnym tonie wypowiada się większość przedstawicieli miast. W Rudzie Śląskiej od początku kryzysu uchodźczego jest aktualizowana baza danych właścicieli domów i mieszkań, którzy zaoferowali pomoc ukraińskim gościom. Rzecznik miasta Adam Nowak informuje, że od początku kryzysu urzędnicy zdają sobie sprawę, że może wystąpić zjawisko wtórnej migracji. - Tak naprawdę trudno jest się przygotować, mając przez cały czas do czynienia z kolejnymi potężnymi falami uchodźców pierwotnych - dodaje. Rafał Łysy z Sosnowca stawia sprawę jasno. - Nikt nie jest gotowy na sytuację, w której uchodźcy będą opuszczać mieszkania prywatne. Czekamy na wejście w życie specustawy, która przewiduje wsparcie finansowe - mówi.
Wszyscy przyznają, że brakuje centralnego systemu, który by pomógł w znalezieniu zakwaterowania. To zdaniem prof. Macieja Duszczyka, eksperta ds. migracji z Uniwersytetu Warszawskiego, pomogłoby i usprawniło poszukiwanie mieszkań. Każdy by wiedział, że nie musi wyrzucać gości na bruk, tylko ktoś dalej przejmie nad nimi opiekę. - Nie ma w tym momencie takiego systemu, nie ma nawet rejestracji uchodźców. Z czasem takie sytuacje będą się pojawiać i na pewno będzie trzeba znaleźć uchodźcom inne miejsca - tłumaczy Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka Warszawy. I dodaje, że osoby, które zapraszają do siebie uchodźców, muszą mieć świadomość i poczucie odpowiedzialności, że to nie jest na kilka dni. Obecnie w warszawskiej bazie znajdują się 4394 mieszkania przeznaczone dla uchodźców. Stolica jednak nie udźwignie wszystkich potrzeb.
A wtórna fala już rusza. - Jesteśmy miastem, które żyje z turystyki. Na razie mieszkańcy odpowiedzieli na nasz apel i udostępnili nie tylko swoje mieszkania, lecz także pensjonaty, hotele, pokoje przeznaczone dla wakacyjnych gości. To ich główne źródło utrzymania, a sezon tuż-tuż - zauważa prezydent Kołobrzegu Anna Mieczkowska. Opisuje, że gros osób zdecydowało się na pomoc, nie licząc na wsparcie finansowe. Teraz zaczynają pytać, czy miasto będzie im przyznawało z tego tytułu zasiłki. Kołobrzeg stara się prowadzić ewidencję przybyłych Ukraińców. W miejscach, które przygotowało miasto, jest ich 350. - Szacujemy, że czterokrotnie więcej może przebywać u osób prywatnych - ocenia prezydent. Paradoks polega na tym, że Kołobrzeg ma chłonny rynek pracy i przed sezonem wakacyjnym potrzebuje pracowników, ale nie ma ich gdzie rozlokować. - Sytuacja na dziś jest taka, że nie mamy już miejsc na dłużej poza halą sportową, ale ile można przetrwać w takich warunkach. Dlatego od kilku dni apelujemy do wojewodów, by uruchomili obiekty podległe Skarbowi Państwa. W samym Kołobrzegu są cztery budynki rządowe, sanatoria i hotele na ponad 1100 miejsc. Na razie apele pozostają bez echa - mówi Mieczkowska. Urząd wojewódzki w tej kwestii odsyła do MSWiA. Podobne głosy płyną ze Świnoujścia. - W naszej okolicy są przynajmniej cztery ośrodki państwowe, ale tylko hotel resortu przyjął 80 osób. Tymczasem my musieliśmy znaleźć miejsce dla 500 osób. Drugie tyle przebywa w prywatnych mieszkaniach - słyszymy. Premier Morawiecki apelował do ministerstw i wysyłał pisma przypominające, żeby włączyć do pomocy ośrodki rządowe. Otworzył się ośrodek Łańsk, a Polski Holding Hotelowy przeznaczył 3 tys. miejsc dla uchodźców. Paweł Żebrowski, rzecznik ZUS, deklaruje, że zakład ma 1400 miejsc i dotąd przyjął ok. 100 Ukraińców. W najbliższym czasie trafią tam kolejne osoby. W Centrach Rehabilitacji Rolników KRUS dostępnych jest 1300 miejsc. Trwają tam turnusy i na razie nie zapadły decyzje, by część miejsc przekazać uchodźcom. Z kolei resort finansów informuje, że Krajowa Szkoła Skarbowości ma 150 miejsc, z których mogliby skorzystać uchodźcy. Wojewodowie nie odpowiedzieli na pytania DGP.
W piątek wiceszef MSWiA Paweł Szefernaker przekonywał, że istnieje duża rezerwa miejsc, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Rusza też rejestracja obywateli Ukrainy. Urzędy dostaną 4 tys. czytników do odbierania linii papilarnych. To umożliwi wpisanie uchodźców do systemu. Do piątku granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 1,5 mln osób.