Światek „kompleksu obrony narodowej” narzucił na siebie kurtkę niewidkę. Trudne to sprawy i nie na wasze główki, brzmi jego przekaz, my tu sobie spokojnie przepalimy tony złotówek, a kolejne opóźnienia kolejnych wyrobów (a czasem właśnie nie-wyrobów) świetnie wytłumaczymy. A nawet w hipotetycznej sytuacji, w której marnie się wytłumaczymy, pozostajemy w położeniu szatniarzy z „Misia” – nie mamy pańskiego śmigłowca i co nam pan zrobi? I tak nie kupi pan tych zabawek w innym sklepie…

W obecnym, uzasadnionym przecież, wzmożeniu obronnym łatwo nawet wrzucić w ustawę o obronie ojczyzny korzystne dla Polskiej (polskiej!) Grupy Zbrojeniowej postanowienia, zamiast przyjrzeć się, jak PGZ działa. W czasie prac sejmowej komisji poseł PSL Paweł Bejda zaproponował, aby nie mniej niż połowa wydatków Funduszu Zbrojeniowego trafiała do „polskiego przemysłu zbrojeniowego”, PiS ochotnie podchwycił propozycję kolegi z ruchu ludowego. Brzmi tak patriotycznie!
Samo w sobie istnienie wielkiej grupy kapitałowej skupionej na modernizacji wojska nie jest dziwolągiem. Rodzi jednak kłopot sensownego zarządzania. Firma olbrzym, poprzez dominację spółek Skarbu Państwa, poddawana jest regułom gry układów i układzików politycznych. Kiepsko współpracuje z firmami prywatnymi, za to nie gwarantuje wewnętrznej harmonii działań w ramach grupy. Istnienie PGZ ani też nie ułatwiło dokonywania zakupów za granicą, ani nie przyniosło efektu synergii narodowo-patriotycznego przemysłu zbrojeniowego z zakupami broni amerykańskiej.
Ultrapatriotyczny Jan Parys we wPolityce.pl konstatuje: „Prowadzony od sześciu lat program wzmacniania naszego systemu obronnego nie został ukończony. Nie jest zakończona budowa tarczy antyrakietowej w Redzikowie, nie mamy jeszcze zamówionych systemów Patriot ani samolotów F-35, nie posiadamy systemów obrony przeciwlotniczej Sky Sabre. Jednym słowem nasz aktualny potencjał obronny nie pozwala na podejmowanie ryzykownych operacji”.
Doktor Parys z pewnością nie zgodziłby się – publicznie – z tym, co teraz napiszę: nasz potencjał obronny mógłby być lepszy, gdyby nie immanentne wady modelu rządów Zjednoczonej Prawicy. Rządów bezradnych wobec struktur skomplikowanych w zarządzaniu. PGZ zaliczyła już siedmiu prezesów (nieraz zresztą prawdziwych fachowców), ale w systemie zamówień i zakupów uzbrojenia od lat tkwią te same wady – niedostatek priorytetów, patriotyczna retoryka w służbie papierowych potentatów na garnuszku państwa, personalnych powiązań, trudności nawet w opracowaniu wstępnych założeń techniczno-taktycznych. W zarządzaniu modernizacją polskiej armii panuje niezmienny chaos, któremu winni są wyłącznie politycy, i to ci z górnej półki. ©℗