Bruksela czeka na inicjatywy polskiego rządu mające przywrócić niezależność sądownictwa.

Szczyt w Brukseli nie przyniósł przełomu wokół praworządności w Polsce, ale wsłuchująca się w dyskusję liderów 27 państw członkowskich przewodnicząca Ursula von der Leyen mogła wysondować nastroje wokół Polski w poszczególnych stolicach. To one będą miały ostateczny głos, jeśli chodzi o uruchomienie Krajowego Planu Odbudowy. – Nie widzę możliwości, by KE zdecydowała o planie dla Polski, jeśli obecna sytuacja będzie się utrzymywała – powiedział po spotkaniu przywódców holenderski premier Mark Rutte. W jego ocenie większość liderów dyskutujących o Polsce na szczycie była zgodna, że należy się tą sprawą zająć. Zgody na KPO udziela co najmniej 15 krajów.
Inicjatywa należy teraz do polskich władz. W rządzie trwa wewnętrzne przeciąganie liny wokół kolejnego pakietu zmian w sądownictwie. Projekty chce pokazać Ministerstwo Sprawiedliwości, a więc ośrodek, który jest daleki od szukania kompromisu w sporze z Brukselą. Powstaje pytanie, czy wśród koalicjantów możliwe są takie propozycje, które będą satysfakcjonowały Brukselę. KE oczekuje trzech kwestii: zapowiadanej już wcześniej przez PiS likwidacji Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym (zapowiedź tę powtórzył w czasie debaty w Parlamencie Europejskim premier Mateusz Morawiecki), przywrócenia do pracy zawieszonych sędziów oraz odtworzenia niezależności wymiaru sprawiedliwości.
Biorąc pod uwagę terminy, nadchodzące tygodnie będą kluczowe. W Brukseli zakłada się, że do połowy listopada powinna się rozstrzygnąć sprawa KPO, by Polska mogła dostać 4,7 mld euro zaliczki. Donald Tusk, szef PO nadal kierujący Europejską Partią Ludową, po rozmowach w Brukseli w zeszłym tygodniu ocenił, że szanse na zaliczkę dla Polski są. Według niego także przewodnicząca KE ma szukać sposobu, by wybrnąć z klinczu. Obóz rządzący punktował Tuska za te słowa. Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński uznał, że Tusk próbuje ratować sytuację „bo wie, że mimo starań jego środowiska politycznego pieniądze ostatecznie zostaną zablokowane”.
KE zapowiadała, że uruchomi mechanizm umożliwiający blokowanie wypłat z budżetu „na dniach”. Miał to być krok uprzedzający wobec Parlamentu Europejskiego, który oskarżał KE o opieszałość i groził pozwem do Trybunału Sprawiedliwości UE. Nie czekając jednak na inicjatywę Komisji, przewodniczący europarlamentu David Sassoli ogłosił w zeszłym tygodniu, że przygotowuje pozew.
W Warszawie na razie nie słychać, by mechanizm był traktowany jako realny środek nacisku, zwłaszcza że zapowiedź jego uruchomienia wynika ze sporu pomiędzy instytucjami unijnymi. – Wiele razy słyszeliśmy, że już za moment Bruksela odbierze nam pieniądze, ale nic takiego się nie wydarzyło. Ciekawe, jak KE udowodni nam, że naruszamy interes finansowy Unii. W końcu raporty OLAF-u w ogóle na to nie wskazują – mówi osoba z rządu.
Kluczowe w rozgrywce pozostaje więc KPO. W grę wchodzi także postępowanie o naruszenie prawa UE w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 7 października. Z reakcją na to orzeczenie KE również czekała do szczytu, by zbadać nastroje polityczne wśród przywódców. Wielu z nich abstrahowało jednak od problemu, bojąc się przeniesienia sporu o prymat prawa UE na krajowe podwórko. Dla francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona spór o praworządność z Polską dotyczy niezawisłości wymiaru sprawiedliwości.
Zgodnie z przewidywaniami zwolenniczką radykalnych rozwiązań wobec Polski nie jest niemiecka kanclerz Angela Merkel, dla której był to najprawdopodobniej ostatni szczyt. W pożegnalnym wywiadzie udzielonym „Süddeutsche Zeitung” w kontekście sporu z Polską i Węgrami przyznała, że martwi ją to, że coraz trudniej jest o kompromis.