- Kryzys wywołany przez Łukaszenkę ewidentnie pomógł Prawu i Sprawiedliwości. Nic dziwnego, że także ta partia go podgrzewa - mówi Antoni Dudek, politolog, profesor zwyczajny Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Z punktu widzenia politycznych sondaży tak daleko idące posunięcie jak wprowadzenie stanu wyjątkowego to dobry krok?
To raczej nie pogorszy notowań Prawa i Sprawiedliwości, bo z badań, które znamy, widać wyraźnie, że większość Polaków boi się kolejnego kryzysu migracyjnego. Jest to rozwiązanie, które dotyczy wyłącznie samego pasa granicznego, i to jedynie w rejonie granicy z Białorusią. To nie jest coś, co może być odczuwane jako dolegliwość dla miażdżącej większości polskich obywateli. Natomiast nabiorą oni przekonania, że państwo jakoś reaguje na to, co się tam dzieje, zwłaszcza w kontekście rosyjsko-białoruskich manewrów wojskowych. PiS-owi może to nawet pomóc, nie wiem, jak bardzo, ale na pewno to jest celne posunięcie. Bardzo bym się zdziwił, gdyby wprowadzenie stanu wyjątkowego miało zaszkodzić poparciu dla rządu czy dla Prawa i Sprawiedliwości.
A co z tymi głosami, które domagają się udzielenia schronienia osobom koczującym na granicy?
Mowa o grupie, która jest radykalnie PiS-owi przeciwna. Oni popierają albo Lewicę, albo częściowo inne partie opozycyjne i nie są do pozyskania przez PiS. Natomiast to jest mniejszość. Trzeba jasno powiedzieć, że ci tzw. wahający się, o których trwa zaciekła walka pomiędzy wszystkimi formacjami politycznymi, w większości popierają politykę rządu w tej sprawie. Z tego punktu widzenia ten kryzys wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę ewidentnie pomógł PiS-owi, który miał kłopoty. One wynikały nie tylko z powrotu Donalda Tuska, ale także ze zbliżającej się czwartej fali pandemii oraz pewnego wizerunkowego kryzysu Polskiego Ładu, który kompletnie nie zaskoczył, przynajmniej na razie. Nic więc dziwnego, że PiS ten kryzys na granicy podgrzewa. On jest podgrzewany nie tylko przez Łukaszenkę, który go wywołał, oraz opozycję, której posłowie prowadzili te słynne „operacje” na granicy. Robi to także rząd PiS i na jego polecenie Straż Graniczna. Przecież prawda jest taka, że gdyby jej funkcjonariusze położyli trochę rzeczy dla tych ludzi na samej granicy, to taka humanitarna akcja kłóciłaby się z budowanym przez PiS obrazem nowego najazdu – że trzeba stawiać odpór i nie można oddać ani guzika. Wszyscy przy tym piekli swoją pieczeń, strona rządowa również, i to ona jest obok Łukaszenki największym beneficjentem tego kryzysu.
A więc to jest kolejny kryzys, który znowu konsoliduje wyborców?
Mamy nieustannie do czynienia z działaniami z obu stron, których celem jest konsolidowanie elektoratów i ich radykalizowanie. Z jednej strony mamy stan wyjątkowy wprowadzony przez rząd PiS, z drugiej strony radykalne wypowiedzi opozycyjnych polityków takie jak ta Sławomira Nitrasa o „piłowaniu katolików”. To cały czas działa, bo ani poparcie dla PiS, ani dla PO nie słabnie. Gdyby to nie działało, to rosłyby notowania lidera PSL, który używa zupełnie innego języka, ale tak się nie dzieje. To oznacza, że Polakom ta polaryzacja odpowiada, nie wszystkim, ale miażdżącej większości odpowiada.
Kryzys na granicy pozostanie głównym tematem nowego sezonu politycznego?
Kryzys migracyjny raczej będzie wygasał, chyba że Łukaszenka podejmie dalsze działania, np. ściągnie w inne miejsca na granicy podobne grupy. Wiele zależy od tego, co on zrobi, ale myślę, że nie będzie tego eskalował, bo Unia Europejska, choć powoli, to podjęła już inicjatywę i za chwilę da odczuć zarówno Łukaszence, jak i Moskwie, że to się nie opłaca, że nie tędy droga. W Polsce najistotniejszy będzie rozwój sytuacji w Sejmie. Większość rządowa jest bardzo chwiejna. Każde właściwie posiedzenie może obfitować w nowe wydarzenia związane z tym, że większość w jednym głosowaniu będzie, a w innym nie. W tle na pewno będzie konflikt z Brukselą, który nie skończy się, dopóki rządzi PiS. Ale też nie spodziewam się żadnego przełomu, którym byłoby wstrzymanie przelewów z Brukseli. To byłby realny krok, a reszta to jest gadanina. Będzie też oczywiście próba ratowania Polskiego Ładu, bo PiS na pewno nie przyzna się, że to nie wyszło. To byłaby katastrofa wizerunkowa. A to jest powiązane z sytuacją w Sejmie i z negocjacjami z Pawłem Kukizem, który odgraża się, że on i dwójka jego posłów nie będą popierać PiS, jeśli jego ustawy nie wejdą w życie. Chce, by na każdym posiedzeniu Sejmu uchwalana była jedna ustawa. Zobaczymy, jak to się rozwinie we wrześniu.