Kobiety, które po ogłoszeniu wyroku trybunału w sprawie aborcji wyszły na ulicę, zszokowały, bo ośmieliły się mówić brzydko. Pojawiały się głosy, że nawet można by zrozumieć ich oburzenie, ale forma, którą przyjęły, jest… nie do przyjęcia. I jakby mało było podziałów, pojawił się nowy. Jego osią jest dyskusja o tym, kim jest prawdziwa Polka.

Strajk Kobiet swoją narrację prowadzi wokół hasła „grzeczne już byłyśmy”. Błyskawicznie to właśnie nie treść, lecz forma stała się obiektem krytyki, również ze strony kobiet. „One całe są takie rozseksualizowane” – komentowała działaczka Ruchu Narodowego Zuzanna Trela. Przekonywała, że jej tam nie ma, bo jest kobietą świadomą swojej wartości i nie potrzebuje się dowartościowywać. Apelowała do feministek, żeby brały przykład z Marii Skłodowskiej-Curie, która „potrafiła w swoim życiu wynaleźć dwa pierwiastki, otrzymać dwa Noble, pokazać, że jest użyteczna”. A jednocześnie miała rodzinę, dziecko, czyli to, czego zdaniem Treli, boją się kobiety na ulicach.
„Zło jest głośne i dlatego mamy wrażenie, że dominuje. Dobro jest ciche i mniej atrakcyjne dla mediów, dlatego się wydaje, że jest go mniej. Ale tak nie jest. Akcją #niewnaszymimieniu chcemy wesprzeć te ciche, mądre, wrażliwe, kibicujące dobru kobiety i jednocześnie powiedzieć, że uliczni awanturnicy nas nie reprezentują” – wtórowały jej organizatorki.
Pewien publicysta, komentując wydarzenia po 22 października, przypominał natomiast genezę filozofii tzw. pokojowych protestów Mahatmy Gandhiego. Przekonywał, że manifestujący byli otaczani szacunkiem społecznym ze względu na przejawiany spokój.
Trzeba przyznać, że ostatnio apeli o spokój było niewiele. Zamiast nich pojawiały się wezwania sympatyków PiS, by wzięli „udział w obronie Kościoła, w obronie tego, co dzisiaj jest atakowane i jest atakowane nieprzypadkowo”. Ale błędem jest myślenie, że poprzednie wyjścia kobiet na ulice, czy to przy okazji czarnych marszy, czy marcowych manif odbywały się w innym klimacie.
I w Polsce, i na świecie od wielu lat toczy się dyskusja o prawach kobiet, równouprawnieniu. Również o szacunku. Swego czasu zachwycaliśmy się pracami libańskiego artysty. Eli Rezkallah stworzył cykl „Świat równoległy”, w którym przerobił amerykańskie reklamy z lat 40.‒60. Zamienił rolami kobiety i mężczyzn. I tak to on, nie ona, cieszył się z nowego odkurzacza. On, nie ona wojował z górą brudnych naczyń. Za tym przykładem poszły inne firmy, m.in. producenci piwa, przerabiając na tę modłę swoje reklamy sprzed blisko pół wieku.
A jednak niedawno temat reklam i kwestii kobiecej wrócił z przytupem, i to na rodzimym podwórku. „Czy tylko ja nie mogę patrzeć na telewizyjne reklamy podpasek i środków na potencję? Cywilizacja, która niczego się nie wstydzi, jest chora” – napisał w społecznościówkach felietonista i krytyk. Na ripostę nie trzeba było długo czekać. Obok uprzejmego „wstydzić to się można takiej postawy, nie okresu” akcentowano, że chodzi o prawicowego felietonistę.
Na ile w dyskusji o kobietach i ich prawach owa prawicowość czy lewicowość ma znaczenie? Niedawne badania CBOS komentowano, mówiąc o historycznym lewoskręcie młodzieży. Bo oto po raz pierwszy procent osób deklarujących poglądy lewicowe był większy od tych z prawicowymi. A komentatorzy zwrócili uwagę na polaryzację młodych kobiet i mężczyzn i na to, że kryje się za nią rozjazd w wartościach, wykształceniu, nawet miejscu zamieszkania. W grupie 18–24 lata w 2015 r. 9 proc. kobiet twierdziło, że ma poglądy lewicowe (przy 10 proc. mężczyzn). Prawicowe – 21 proc. kobiet (przy 40 proc. mężczyzn). W 2020 r. lewicowość zadeklarowało już 40 proc. kobiet przy 22 proc. mężczyzn (wobec 17 proc. i 36 proc. z poglądami prawicowymi).
Przyczyny? Postępująca laicyzacja, efekt globalnej wioski, mediów społecznościowych… „Dostrzegają grzechy Kościoła, na które latami politycy, świeccy i duchowni pozostawali ślepi. Nie uznają, że szacunek należy się komuś z góry tylko ze względu na sprawowaną funkcję. Trzeba sobie na niego zasłużyć. Nie rozumieją też polityki państwa opartej na martyrologii” – wyliczali w rozmowie z DGP socjolodzy, podkreślając, że starsze pokolenie patrzy na młodsze i doświadcza szoku kulturowego.
Strajk Kobiet nie mówi już dziś tylko o konsekwencjach wyroku TK. Przekonuje, że wsłuchał się w głos ulicy i na tej podstawie przedstawia ofertę nowej wizji państwa z hasłami świeckiej szkoły, wypowiedzenia konkordatu, opieki medycznej, nie watykańskiej. I zakazu piastowania stanowisk w administracji państwowej przez osoby duchowne oraz pełniące funkcje w organizacjach wyznaniowych. Tę ofertę prawa scena strony politycznej nazywa próbą wysadzenia w powietrze ładu państwowego, sterowanym z zewnątrz działaniem antypolskim.
Czy hołdują temu Polki deklarujące lewicowe poglądy? Pewne jest to, że ludzie przebadani przez CBOS całe swoje dorosłe życie obserwowali konflikt PO–PiS. Są poniekąd wychowankami sytuacji, w której przedkłada się równoległe monologi nad dialog, punkty zdobywa ten, kto zdyskredytuje oponenta, a język parlamentarny stał się nieparlamentarny.
Efektem ubocznym jest to, że i my, Polki, tracimy umiejętność rozmowy ze sobą. Najlepiej nam się dyskutuje w swoich bańkach, a wyjście poza nią bywa boleśnie piętnowane. Szkoda.