Kilkudziesięciu górników IV zmiany z kopalni Silesia nie wyjechało na powierzchnię, zaczynając w ten sposób protest przeciwko planowanym zwolnieniom. Nie pierwszy raz, bowiem właśnie w taki sposób górnicy zaczęli walkę o utrzymanie kopalni niemal dwie dekady temu, co zakończyło się ich sukcesem. W 2007 r. Kompania Węglowa oceniła, że wydobycie jest nierentowne, jednak znalazł się wówczas czeski inwestor, kopalnia została sprywatyzowana, a górnicy zrezygnowali z części przywilejów. Dekadę później i prywatny właściciel doszedł do podobnego wniosku co Kompania Węglowa, znalazł się jednak kolejny, tym razem polski. Wniosek po kilku latach? O dziwo, podobny: wydobycie jest nierentowne, przynajmniej na zasadach rynkowych. Silesia została poddana postępowaniu sanacyjnemu (wniosek o jego umorzenie trafił niedawno do sądu), a górnicy protestują, żądając wypłaty zaległego barbórkowego, poprawy warunków pracy oraz równego traktowania kopalni. Równego, czyli równie uprzywilejowanego.

Kopalnia Silesia. Protest w cieniu transformacji

Kopalnia stoi przed widmem upadłości nie od dzisiaj i nie pierwszy raz. Ale ten protest jest wyjątkowy, bo stanowi test odpowiedzialności dla polityków. Silesia jest kopalnią prywatną, a jej właściciel napisał właśnie skargę do Komisji Europejskiej, wskazując, że nie sposób konkurować z subsydiowanymi kopalniami węgla kamiennego na zasadach rynkowych, w czym widzi swoją dyskryminację. Jednocześnie parlament przeprocedował, a prezydent Karol Nawrocki podpisał nowelizację ustawy górniczej, która kopalniom węgla (ale nie Silesii) daje w ramach sprawiedliwej transformacji osłony socjalne w obliczu redukcji etatów. Rząd natomiast jest świeżo po wysłaniu do Brukseli swojego planu na przestawienie polskiej energetyki na OZE i atom. Minister w kancelarii prezydenta Karol Rabenda zapowiedział od razu po podpisaniu nowelizacji: „Po rozmowach ze stroną społeczną Pan Prezydent podjął decyzję, że wystąpi z inicjatywą zmiany tej ustawy, by objęła wszystkich górników. Nie można doprowadzić do sytuacji, gdzie pracownicy jednej branży będą różnie traktowani w Polsce. Po pierwsze Polska, po pierwsze Polacy”.

Czyli kto dokładnie? To fakt, że Silesii w zasadzie nie ma w tych pakietach osłonowych, choć sama jest obrazem tego, jak wyglądałoby górnictwo węgla kamiennego, gdyby nie pomoc państwa. Jej właściciel oraz sami górnicy dwie dekady temu wywalczyli w podobny sposób szansę na funkcjonowanie kopalni niejako „na swoim”. Równolegle do tego, gdy starali się swoje marzenie urzeczywistnić, kolejne rządy podtrzymywały mit „czarnego złota”, odsuwając transformację górnictwa na potem. Sprawiedliwość transformacji na Śląsku zakłada jednak nie tylko osłony socjalne, choć oczywiście w tej chwili to najważniejsze dla protestujących górników, ale też stanięcie w prawdzie. W przypadku Silesii od dwóch dekad kolejni właściciele dochodzą do wniosku, że wydobycie jest nierentowne, z planów strategicznych wynika, że nie ma świetlanej przyszłości dla węgla kamiennego, a podłączanie kopalni pod kolejne kroplówki finansowe odłoży problem w czasie zamiast go rozwiązać.

Kopalnia węgla kamiennego nie stanie się nagle świetnym biznesem

Silesia jeszcze niedawno była w procesie sanacyjnym, niedawno do sądu trafił też wniosek o jego umorzenie. Z wypowiedzi wiceministra energii Mariana Zmarzłego wynika, że właśnie ten proces wyklucza wciągnięcie kopalni do znowelizowanej właśnie ustawy. Ale jeśli tę przeszkodę usuniemy, Silesia nie stanie się rentowną kopalnią, węgiel nie zostanie czarnym złotem, górnikom nikt nie powie, że nie ma przyszłości w górnictwie węgla kamiennego (nawet jeśli sami to wiedzą), a mieszkańcy, którzy muszą żyć ze szkodami górniczymi, zostaną ze swoimi dylematami. Zdanie „po pierwsze Polacy” nadal będzie symbolizowało fakt, że koszt wydobycia węgla, środowiskowy, ludzki i ekonomiczny, jest chowany pod dywan. I wszyscy się do tego dokładamy. Spłacona może być tylko polityczna cena protestu. Dla prezydenta Nawrockiego to potencjalny zysk i to od chwili, kiedy zgłosi ustawę, bez względu na to, czy parlament ją uchwali, czy nie. Rząd zyska (albo przynajmniej nie straci), jeśli uciszy sprawę protestu w Silesii, zanim w temacie umości się prezydent. I tylko górnicy zostaną z kosztowną - tak samo jak dwie dekady temu - nadzieją. Czy na tym polega sprawiedliwość transformacji?