Analizując historyczne średnie sondażowe, trudno nie dostrzec, że listopad 2025 r. był najgorszym miesiącem dla Prawa i Sprawiedliwości od wielu lat. Poparcie na poziomie 26,6 proc. winno być dla polityków prawicy głośnym sygnałem, że z partią nie dzieje się dobrze – zwłaszcza że jeszcze dwa lata temu PiS było najsilniejszym ugrupowaniem w Polsce, które z wynikiem ponad 35 proc. głosów wprowadziło do Sejmu 194 posłów.
Maślarze kontra premierowcy, czyli kto jest kim w PiS
Dziś widać jak na dłoni, że PiS wciąż ma trudności z odnalezieniem się w roli opozycji. Pomimo ciągle słabych notowań rządu (negatywny stosunek do niego w badaniach CBOS wyraża obecnie 41 proc. ankietowanych, pozytywny – 34 proc.), partia Jarosława Kaczyńskiego skupiona jest na kolejnych wewnętrznych konfliktach. W ostatnich tygodniach sejmowe kuluary zdominowała rozmowa o tzw. maślarzach, czyli jednej z frakcji w PiS, do której należą m.in. europarlamentarzyści Tobiasz Bocheński i Patryk Jaki oraz posłowie Przemysław Czarnek czy Jacek Sasin. To grupa sceptycznie nastawiona do tzw. frakcji premierowskiej skupionej wokół Mateusza Morawieckiego. Jak informowała Wirtualna Polska, efektem partyjnych przepychanek była m.in. próba odsunięcia byłego szefa rządu od prac nad programem wyborczym PiS przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi.
Sporów było jednak więcej. Choćby zamieszanie wokół rzekomego zawieszenia w partii byłego ministra rozwoju, dziś europosła, Waldemara Budy. Cała sprawa przypominała „głuchy telefon”. Buda początkowo miał zostać zawieszony za udział w Igrzyskach Wolności (organizowanych przez liberalno-progresywne środowisko Fundacji Liberté), później za nieopłacanie składek członkowskich, a ostatecznie żadna taka decyzja nie zapadła. – Za Budą publicznie wstawiło się wtedy wielu rozpoznawalnych parlamentarzystów. Paweł Jabłoński, Marcin Horała, Janusz Cieszyński, Piotr Mueller. Trudno byłoby to zawieszenie później obronić – słyszymy z Nowogrodzkiej.
Przemysław Czarnek kandydatem na premiera – Jarosław Kaczyński obiecuje czy sonduje swoich ludzi?
Frakcyjne przepychanki są niczym innym, jak klasyczną walką o wpływy. Jak informowała na łamach DGP Joanna Miziołek, po wyborach prezydenckich Jarosław Kaczyński miał w wąskim gronie ogłosić, że kandydatem PiS na premiera ponownie będzie Mateusz Morawiecki. Ale już publicznie prezes dystansował się od takich deklaracji. Sugerował wręcz, że wybór będzie inny. – Nie był jak dotąd premierem, ale pewnie będzie: pan Przemek, pan minister Przemysław Czarnek – mówił Kaczyński podczas październikowej demonstracji na placu Zamkowym. Nasi rozmówcy przyznają wprost: to gra.
– Prezes stosował ją regularnie, rzuca jakąś deklarację i obserwuje, kto jak się zachowa. Od tego uzależnia kolejne decyzje – mówi jeden z wieloletnich posłów PiS.
– Zaraz prezes pewnie znowu zasugeruje, że zbliża się jego polityczna emerytura, aby popatrzeć, kto bije się o schedę po nim – śmieje się inny.
Trudno jednak nie dostrzec, że po prawej stronie umacnia się konkurencja dla PiS. To już nie tylko Konfederacja (13,4 proc. poparcia według listopadowej średniej), ale również Konfederacja Korony Polskiej, która od paru miesięcy plasuje się nad progiem wyborczym. – Sami daliśmy im tlen. Najpierw Sławomirowi Mentzenowi i Krzysztofowi Bosakowi, teraz Grzegorzowi Braunowi – słyszę dziś w PiS. I trudno nie przyznać racji. Po zwycięstwie Karola Nawrockiego politycy PiS nie poszli za ciosem, nie pokazali jedności, nie zmarginalizowali swojej politycznej konkurencji. Zamiast tego, skupili się na wewnętrznych rozgrywkach. To tymczasowy kryzys czy długotrwały marazm? Do tej pory z każdego zawirowania Kaczyński w dłuższym okresie wychodził zwycięsko. Kolejne miesiące pokażą, czy będzie tak i tym razem.