- Czym mogłaby nas zaatakować Rosja?
- Jakich rakiet i dronów mogą użyć Rosjanie?
- Dlaczego te wybory są „logiczne” z punktu widzenia Moskwy?
- Które obszary Polski byłyby najbardziej narażone?
- Scenariusze użycia broni i konsekwencje
W rozmowie z portalem Money Siemoniak wyjaśnił, że obserwowane od początku 2024 roku tendencje do „sprawdzania” przygotowania sojuszu NATO nie dość, że nie słabną, to ewoluują: „Widzimy nasilanie się różnych tendencji, co obserwujemy od stycznia 2024 roku. Pojawiają się coraz to nowe formy” — od nastolatka z Ukrainy, który na zlecenie rosyjskich służb niszczył pomnik na Podkarpaciu, przez podpalenia obiektów budowlano-handlowych, „wybuchające paczki” przesyłane kurierem, kończąc na rosyjskich dronach w polskiej przestrzeni powietrznej.
„Uważam, że musimy być przygotowani na uderzenie rakietowe czy dronowe niszczące infrastrukturę.” — wyjaśnił minister. Dodał przy tym, że w działaniach Rosji celem jest systemowe niszczenie komponentów gospodarki i energetyki — model, który widzieliśmy na Ukrainie. Skuteczne uderzenia w elektrownie, ujęcia wody, linie kolejowe czy centra logistyczne to nie tylko straty materialne, lecz paraliż kluczowych funkcji państwa.
Specyfika współczesnych zagrożeń oznacza, że ofensywy powietrzne nie muszą być spektakularne, by być skuteczne: małe, rozproszone ataki dronowe lub precyzyjne uderzenia rakietowe mogą zadać krytyczne ciosy w infrastrukturę i wymusić kosztowną oraz długotrwałą naprawę.
Czym mogłaby nas zaatakować Rosja?
Rosja dysponuje dziś zróżnicowanym zestawem konwencjonalnych pocisków i bezzałogowców, które — łączone w „pakiety” uderzeniowe — wykorzystywała już szeroko podczas wojny na Ukrainie. Z perspektywy kosztów, dostępności i dotychczasowego użycia najbardziej prawdopodobnymi narzędziami ataku na kraje bałtyckie i Polskę byłyby pociski krótkiego i średniego zasięgu systemy mobilne (np. Iskander), nadbrzeżne i morskie rakiety manewrujące (Kalibr, Oniks/Bastion) oraz duża liczba dronów typu „loitering” i kamikaze. Dlaczego taki dobór jest najbardziej prawdopodobny? Powód jest prosty: te grupy łączą względnie niższy koszt jednostkowy, masowość i udokumentowane użycie przeciw Ukrainie.
Jakich rakiet i dronów mogą użyć Rosjanie?
Iskander-M (SRBM) — systemy balistyczne krótkiego zasięgu, mobilne i trudne do wykrycia przed odpaleniem. Były wykorzystywane nad Donbasem i przy linii frontu; rozmieszczone w rejonie Obwodu Kaliningradzkiego stanowią realne zagrożenie dla północnej i centralnej Polski ze względu na krótki czas lotu i dużą celność.
Kalibr (rodzina pocisków manewrujących) — wykorzystywane masowo z morza i z terytorium Rosji przeciw ukraińskiej infrastrukturze; ich zasięg (w zależności od wariantu) pozwala na uderzenia w głąb krajów regionu z jednostek morskich na Bałtyku. To „robocze” pociski dla dalekosiężnych operacji, którymi łatwo nasycić obszar ataku.
Oniks / Bastion (P-800 i systemy przybrzeżne) — systemy przeznaczone pierwotnie przeciw okrętom, ale w praktyce wykorzystywane także do uderzeń lądowych; rozmieszczone na wybrzeżu i w Kaliningradzie stanowią uzupełnienie możliwości uderzeń północnej Polski.
Lotnicze pociski taktyczne i drony (Kh-59/Kh-69, Kinzhal w ograniczonych operacjach; drony Shahed, Lancet, Orlan i inne) — lotnictwo i bezzałogowce zapewniają dużą elastyczność kosztowo-operacyjną; drony importowane i modyfikowane (m.in. Shahedy/irańskie typy) oraz krajowe rozwiązania „kamikaze” były kluczowym elementem presji na infrastrukturę Ukrainy.
Dlaczego te wybory są „logiczne” z punktu widzenia Moskwy?
Po pierwsze są dostępne, a Rosja ma spory ich zapas: systemy takie jak Iskander i Kalibr były już szeroko używane, więc logistyka ich stosowania jest ugruntowana. Po drugie: wielokrotne użycie tańszych pocisków i dronów pozwala na saturację obrony przeciwnika bez angażowania najdroższych strategicznych wyrzutni. Po trzecie: rozmieszczenie sił w Obwodzie Kaliningradzkim, na Bałtyku i współpraca/obecność wojskowa w Białorusi stwarzają zróżnicowane azymuty ataku bez konieczności naruszania bezpośrednio przestrzeni innych państw.
Które obszary Polski byłyby najbardziej narażone?
Analiza oparta na zasięgach systemów i realnych wektorach startu pozwala wyróżnić ogólne kategorie celów narażonych przy ewentualnym konflikcie o charakterze uderzeniowym — bez wskazywania szczegółowych, wrażliwych punktów.
Pociski mogłyby więc w pierwszej kolejności spaść na północne województwa (Pomorskie, Warmińsko-Mazurskie) — ze względu na najbliższe położenie wobec Kaliningradu i Bałtyku, w zasięgu Iskanderów i systemów przybrzeżnych oraz łatwo dostępne dla pocisków z morza. Porty, węzły logistyczne i zaplecze proweniencyjne transportu morskiego mają tu największe znaczenie strategiczne.
Innym regionem, który byłby narażony, byłaby wschodnia granica i północny wschód kraju (Suwalszczyzna, Podlasie, części Mazowsza) — obszary te są w zasięgu odpalanych z terytorium Białorusi Iskanderów lub odpalanych z pobliskich lotnisk pocisków powietrznych.
Warto przypomnieć, że cały kraj jest teoretycznie w zasięgu pocisków Kalibr wystrzeliwanych z morza.
Scenariusze użycia broni i konsekwencje
W praktyce prawdopodobnym scenariuszem byłoby jednoczesne wykorzystanie różnych typów środków: krótkodystansowych Iskanderów i Bastionów do uderzeń „taktycznych” na północy i przygranicznych obiektach oraz Kalibrów z morza i lotniczych pocisków dla uderzeń strategicznych na infrastrukturę. Dodatkowo Rosja stosuje olbrzymie fale dronów, które mają na celu zarówno niszczenie infrastruktury, jak i przymusowe rozproszenie środków obrony przeciwlotniczej. Taka kombinacja podnosi ryzyko przerw w dostawach energii, sparaliżowania węzłów komunikacyjnych i degradacji zdolności reagowania obronnego.
Jak działać w razie zagrożenia? „Obrona powietrzna i mur dronowy”
W ostatnich miesiącach testowano sprawność sojuszniczych mechanizmów obrony. „Przykład nocy z 9 na 10 września pokazał, że to działało — nie było problemu z sojuszniczymi samolotami, w Polsce są Patrioty.” — wyjaśnił Siemoniak w rozmowie z Money, jednak równocześnie przyznał bez ogródek, że Polska „nie ma systemu antydronowego”.
Braki w obronie przed małymi, nisko lecącymi, tanimi i łatwymi do rozmnożenia platformami latającymi wymagają szybkich decyzji. Te ponoć już zapadły. „Jeśli coś dobrego wynika z wrześniowego ataku, to to, że wszyscy się zabrali za drony. Także w UE” — wyjaśnił Tomasz Siemoniak.
Przed wielowarstwowym atakiem ze strony Rosji może nas jednak uchronić wielowarstwowa obrona powietrzna. I jak przyznaje minister koordynator ds. służb specjalnych, takie działanie jest koniecznością. Podczas obrony należy wykorzystać zarówno systemy krótkiego zasięgu, jak i długiego zasięgu, począwszy od Piorunów po Patrioty. Systemy rakietowe zaś powinny być wspomagane przez systemy antydronowe oparte nie tylko na działach przeciwlotniczych i zakłócaniu sygnału. „Obrona dronowa to też drony — drony unieszkodliwiające wrogie drony.” — wyjaśnia Tomasz Siemoniak.