Razem z Lechem Wałęsą zostałem zaproszony do Tunezji. Okazało się, że polska transformacja gospodarki i prawodawstwa może być interesująca dla kraju, który rozpoczął arabską Wiosnę Ludów.
Na pewno nie należę do osób, których wypadki ostatnich miesięcy w Afryce Północnej nie zaskoczyły. Przeciwnie – zaskoczyły, i to bardzo. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że nie jeździłem tam nawet na wakacje, a na wyobrażenia np. o Tunezji głównie składały się, w moim przypadku, studenckie wspomnienia gellali, nazywanej w akademikach lat 60. burgibą; wszak było to niemal na drugi dzień po prokomunistycznym przewrocie. (Młodszym czytelnikom należy się tutaj wyjaśnienie. Gellala to nic innego jak jedno z bardziej przystępnych cenowo win oferowanych wówczas na rodzimym rynku. Habib Burgiba to zaś piewszy prezydent niepodległej Tunezji, który rządził w latach 1957 – 1987 i zwany był czasem afrykańskim Ataturkiem. – red.)
Ale zaproszenie ze strony naszego MSZ, bym towarzyszył Lechowi Wałęsie w jego podróży do Tunisu, było na tyle intrygujące, że nie wahałem się ani chwili. Okazuje się, że nasze doświadczenia transformacyjne są interesujące nie tylko dla naszych najbliższych sąsiadów, na to mieliśmy wszak zawsze aż nadto dużo dowodów – ale mogą być także jakimś punktem odniesienia, a nawet inspiracją dla krajów tak odległych kulturowo, jak chociażby Tunezja. Pospieszne lektury, a także rozmowy z osobami, które tamte uwarunkowania znają, zdają się wskazywać, że możemy być dla tamtych budzących się społeczeństw interesującym partnerem w poszukiwaniu dróg wyjścia z obecnego impasu, pod warunkiem że nie będziemy udawać wszystkowiedzących i pouczać, co i jak w pierwszej kolejności mają czynić.

Na początek prawo

Ze swej strony miałem zadanie ułatwione: Ostatecznie ponadczterdziestoletnia praktyka prawnicza w różnych przestrzeniach życia zawodowego i publicznego jednego przynajmniej mnie nauczyła – tego mianowicie, że trzeba mieć dystans do wszystkiego, co się zawodowo robiło, oraz że znacznie ciekawsza jest z tego punktu widzenia analiza błędów niż obraz sukcesów, jeśli w ogóle jakieś były.
Tunezja jest państwem biednym – o dochodzie na głowę o połowę niższym niż w Polsce, ale jej gospodarka nie przechodziła na szczęście księżycowej fazy gospodarki planowej, stąd większa elastyczność w dostosowywaniu się do warunków współczesności, tym bardziej że związki z Francją – widoczne na każdym kroku – utrwaliły bardzo silnie pewne wzorce kulturowe, nie mówiąc już o powszechnej znajomości języka francuskiego. Dyktatura ostatniego półwiecza ostatecznie chyba legła już w gruzach i wszystko wskazuje na to, że przynajmniej w Tunezji jest olbrzymia szansa na zbudowanie normalnej demokracji, opartej na wynegocjowanej szeroko konstytucji. Naszych rozmówców interesowały głównie nawet nie tyle problemy konstytucyjne, ile polskie przemiany w szeroko rozumianym wymiarze sprawiedliwości oraz, i tu pewne zaskoczenie, polityka regionalna. Interesujące jest np., w jaki sposób tunezyjski minister ds. rozwoju regionalnego dotarł do polskich rozwiązań w interesującym go zakresie. Otóż w najprostszy z możliwych sposobów: przeglądając strony internetowe rządów europejskich, wypatrzył, że polski rząd ma specjalne ministerstwo zajmujące się tą problematyką. Czy nie jest to wystarczający sygnał dla wszystkich, jak ważną dzisiaj rzeczą jest dobrze zaprojektowana strona www?

Byliśmy naiwni

Prawnicy odgrywają w przemianach tunezyjskich ostatnich miesięcy olbrzymią rolę, i to nie tylko jako zwyczajni usługowcy, lecz także jako gremia starające się nadać tym przemianom wyraźny kierunek, z problematyką praw człowieka w centrum uwagi. Siłą rzeczy wybija się również na plan pierwszy z tego powodu problematyka szeroko rozumianego wymiaru sprawiedliwości. Relacjonując nasze poczynania na tym polu w ostatnim dwudziestoleciu, uzmysłowiłem sobie po raz nie wiedzeć który, jak byliśmy naiwni, licząc, że osiągniemy optymalny poziom wymiaru sprawiedliwości, wymieniając, poza jednym znanym mi przypadkiem, cały skład osobowy Sądu Najwyższego i nie ruszając literalnie nic w sądownictwie powszechnym. Spodziewano się podobno, że to środowisko samo się jakoś oczyści. A czy mogło się samo oczyścić z oportunizmu i przeciętniactwa? A takie postawy utrwalały w następnych pokoleniach młodzieży sądowej najgorsze cechy podejmowania decyzji „pod wyższą instancję”, a z zupełnym lekceważeniem interesów tych, którym wymiar sprawiedliwości ma służyć przede wszystkim.
Wystarczyło także wyjść nieco z rodzimych opłotków na te dwa dni końca kwietnia, by zobaczyć w zupełnie innym świetle pozycję Lecha Wałęsy. Zawsze uważałem, że Lech jest naszym bardzo ważnym atutem, ale w Tunezji dopiero, widząc, jakie budzi reakcje wśród normalnych ludzi na ulicy, ale także wśród dziennikarzy i polityków, uświadomiłem sobie, że już sama jego obecność wytwarza jakieś może irracjonalne, ale jednak wyraźne poczucie bezpieczeństwa w miejscu, w którym akurat przebywa. Oby żył jak najdłużej, a przeżył przecież, dzięki Bogu, już niejednego dyktatora...