Opisany przez nas w czwartkowym wydaniu DGP przykład dworca Warszawa Zachodnia może bulwersować. Choć to jeden z najważniejszych węzłów przesiadkowych w Polsce, z którego odjeżdża najwięcej w kraju pociągów oraz autobusów dalekobieżnych to od wielu lat nie mógł doczekać się ucywilizowania. Wydawało się, że dużo odmieni wielka – warta 2,5 mld zł przebudowa części kolejowej. Z dwuletnim poślizgiem spółka PKP Polskie Linie Kolejowe wreszcie kończy tam realizację podziemnego dworca pod torami i peronami, przez co Warszawa Zachodnia upodobni się formą do dworca PKP w Krakowie, który już wiele lat temu przeniósł się pod perony. Na finiszu prac wychodzą jednak na jaw dość skandaliczne fakty. Po pierwsze mimo, że inwestycja ma duże opóźnienie a tysiące pasażerów wciąż przeklinają, że w drodze na peron z ciężkimi bagażami muszą się wspinać wysoko na kładkę, to na nie widać, by urzędnikom i wykonawcy zależało na szybkim otwarciu podziemnego dworca, z którego na perony będzie się sprawnie wjeżdżać ruchomymi schodami. Jeszcze w lipca kolejarze i wykonawca zapowiadali, że dworzec będzie uroczyście otwarty 19 sierpnia. Teraz słyszymy, że nie będzie udostępniony nawet przed pierwszym dzwonkiem w szkołach 1 września, kiedy to w komunikacji publicznej znowu robi się siasno. Spółka PKP PLK mówi, że trzeba zakończyć odbiory przez co inwestycja będzie otwarta dopiero jesienią – na przełomie trzeciego i czwartego kwartału. Jak jednak słyszymy odbiory przeciągają się przez sezon urlopowy w urzędach. Nie bez winy jest też wykonawca – Budimex, który dokonuje tam wciąż wiele prac poprawkowych. Większym skandalem jest rozwiązanie projektowe w podziemnej części dworca, które przez wiele lat będzie uprzykrzać życie pasażerom. Choć jak pisałem inwestycja kosztowała aż 2,5 mld zł i trwała aż pięć lat uprzykrzając życie podróżnym, to pod ziemią zostanie prowizorka. Choć tunel pod peronami poszerzono tam z kilku do ponad 60 metrów, to przy głównym wejściu od strony Alej Jerozolimskich pozostanie wąskie gardło.
Nie dogadały się dwie spółki kolejowe
Chodzi o tzw. „dworczyk”, który przed Euro 2012 w formule partnerstwa publiczno-prywatnego zbudowała inna spółka kolejowa - PKP S.A. Mimo, że to będzie nadal główne wejście na dworzec, to komunikacja z nową podziemną częścią będzie utrudniona, bo przejścia na wprost jest zablokowane przez bar McDonald’s. Podróżni będą go musieli omijać z boku węższym przejściem. Co ciekawe w nowej części dworca ulokuje się drugi bar tej sieci. Kiedy za poprzedniego rządu decydowały się kwestie projektowe nieprzepadający za sobą prezesi PKP PLK i PKP nie uzgodnili kwestii likwidacji baru szybkiej obsługi i poszerzenia przejścia choć ta kwestia była mocno dyskutowana. Rozważano to także po zmianie rządu, ale ostatecznie zrezygnowano z likwidacji wąskiego gardła ze względu na konieczność zapłaty Budimeksowi, czyli wykonawcy nowego dworca kilkudziesięciu mln zł odszkodowania, których firma miała zażądać za zmiany projektowe. Przypomnijmy jednak, że koszt kończonej teraz inwestycji to 2,5 mld zł.
Na Warszawie Zachodniej wychodzą jednak kolejne absurdy planistyczno-inwestycyjne, które wynikają z braku koordynacji prac między różnymi podmiotami zawiadującymi tym terenem. Oprócz części kolejowej, gdzie jest dwóch właścicieli (zarządca torów – PKP PLK i właściciel sąsiedniej działki - PKP) obok mamy jeden z największych wstydów Warszawy – dworzec autobusowy, skąd odjeżdża najwięcej autobusów dalekobieżnych w Polsce. To jeden z ostatnich dworców PKS w dużych polskich miastach, który nie doczekał się modernizacji lub budowy od nowa. Na zbudowany w 1980 roku obiekt narzekają nie tylko podróżni ale także przewoźnicy, bo autobusy muszą tam dojeżdżać skomplikowanymi trasami. Choć zarządzająca terenem spółka PKS Polonus podlega Skarbowi Państwa, to kolejne ekipy rządowe nie potrafią doprowadzić do przebudowy dworca. Dodatkowo władze Warszawy wspólnie z podmiotami rządowymi nie potrafią zapanować nad ruchem autobusowym w stolicy i w efekcie podróżni są skazani na inne prowizorki – tymczasowe pętle prywatnych linii podmiejskich czy dalekobieżnych pod Pałacem Kultury gdzie nie ma żadnych poczekalni, kas a rozkład jazdy to kartka przyczepiona do krzywego słupka.
Autem wygodnie nie dojedziesz do Dworca Zachodniego
W rejonie Warszawy Zachodniej pozostanie także problem niewygodnego dojazdu taksówkami czy podwożenia autami rodziny i znajomych, bo wspólnie z władzami Warszawy nie zaplanowano wygodnych rozwiązań drogowych i parkingów „kiss and ride”.
Pewnym pocieszeniem może być tylko to, że „tyko” rok od ukończenia części kolejowej do Zachodniego ma być dociągnięty od strony Ochoty tramwaj, który będzie się kończył podziemną stacją tuż pod peronami. W ciągu kilu lat linia ma być przedłużana dalej w stronę dzielnic zachodnich – na Wolę i Bemowo.
Odpowiedzialne za transport Ministerstwo Infrastruktury można tylko zdopingować, by przy tej „Zachodniej bramie do Warszawy” wszelkie braki i zapóźnienia zostały usunięte najpóźniej do 2032 – 2035 roku, kiedy do Warszawy Zachodniej zostanie dociągnięta linia dużych prędkości „Igrek” z Wrocławia i Poznania. To będzie pierwszy przystanek szybkich pociągów jadących od strony lotniska w Baranowie. Dobrze byłoby, gdyby stolica nie musiała się wtedy wstydzić tego miejsca.