Pełni pani funkcję ministra, ale pani nazwisko nie jest jeszcze rozpoznawalne, nawet wśród polityków z koalicji rządzącej. Jak pani to odbiera?
ikona lupy />
Adriana Porowska, minister do spraw społeczeństwa obywatelskiego, Polska 2050 / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe

Pełnię tę funkcję od stosunkowo niedawna – od połowy października – więc trudno na tym etapie oczekiwać rozpoznawalności. Nigdy nie zabiegałam o popularność. W polityce są tacy, którzy pracują, i tacy, którzy są widoczni w mediach. Ja należę do tej pierwszej grupy. Nigdy nie startowałam w wyborach. Jestem ekspertem, który zdecydował się dołączyć do rządu, żeby realnie wspierać społeczeństwo obywatelskie. To nowy urząd, ale coraz więcej osób i organizacji dostrzega, że potrzebuje mojego wsparcia.

Jakie są pani zadania?

Reprezentuję całe społeczeństwo obywatelskie, nie jedną organizację, tylko cały wachlarz opinii. Moim zadaniem jest m.in. tworzenie przestrzeni, w której różne strony mogą się wypowiedzieć i usłyszeć nawzajem. Decyzje podejmują potem ministrowie lub Rada Ministrów, ale ja dbam o to, żeby w różnych sprawach i całym procesie legislacyjnym wcześniej wybrzmiały różne głosy i perspektywy.

Te działania mogłyby być realizowane w ramach innego resortu. Jaki więc był cel powoływania ministra ds. społeczeństwa obywatelskiego?

Dzięki temu organizacje pozarządowe i całe społeczeństwo obywatelskie wreszcie zostały docenione. To symbol ich znaczenia i niezbędnej roli. Podczas posiedzeń Rady Ministrów mój głos jest równy głosom innych ministrów. Gdy zapadają najważniejsze decyzje państwowe – za zamkniętymi drzwiami – mogę podnieść rękę i zapytać: „Jak to wpłynie na organizacje pozarządowe?” albo zasugerować: „Organizacje zgłosiły inny punkt widzenia, może zorganizujmy wysłuchanie, aby dać im szansę się wypowiedzieć”.

Mogę wpływać na decyzje i inicjować wysłuchania, jak np. w sprawie przepisów deregulacyjnych. Moja praca to nie tylko reagowanie, ale i prowadzenie legislacji oraz setki spotkań. Nie chcę być urzędnikiem za biurkiem – jestem blisko ludzi, organizacji formalnych i nieformalnych. Widziałam, jak ważna jest ich rola w kryzysach: pandemia, wojna, powódź. Państwo nie poradzi sobie bez społeczeństwa obywatelskiego, dlatego mój urząd jest kluczowy nawet przy obronie cywilnej.

Gdy obejmowała pani urząd, co usłyszała od premiera?

To był czas, gdy bardzo napięta stała się sytuacja wokół ustawy dotyczącej migracji. Organizacje pozarządowe alarmowały, że nie zostały wysłuchane i zabrakło konsultacji. Już pierwszego dnia po tym sygnale, wchodząc na posiedzenie Rady Ministrów, poprosiłam premiera o spotkanie. Odbyliśmy długą, szczerą rozmowę i dostałam zielone światło – mogłam działać i w imieniu całego rządu zorganizować wysłuchanie obywatelskie. Podobnie było z innymi tematami. Ustaliliśmy z premierem, że moje działania to nie tylko reagowanie na protesty społeczne. Chodzi o tworzenie mądrego prawa, czyli takiego, które bierze pod uwagę różne perspektywy i wartości. I to jest również moja rola – żeby te głosy zebrać i wprowadzić je do procesu legislacyjnego.

Co dotychczas udało się pani zrealizować?

Udało się m.in. odpolitycznić Narodowy Instytut Wolności (NIW), który dziś oceniany jest bardzo wysoko przez same organizacje. Zbudowaliśmy system oceny projektów oparty na losowanych, niezależnych ekspertach. Do tego dochodzi zmiana ustawowa, zgodnie z którą inni ministrowie mogą zlecać NIW realizację ich programów. To jeszcze nie działa w pełni, ale potencjał jest ogromny. Dla organizacji rzeczniczych i watchdogowych to ogromna zmiana, bo mogą się ubiegać o środki bez ryzyka politycznego uwikłania.

Zorganizowaliśmy też pierwsze od lat wysłuchania obywatelskie – realną przestrzeń dialogu między obywatelami a rządem. Wprowadziliśmy program „Moc małej społeczności”, poprzedzony 120 spotkaniami z lokalnymi NGO w całej Polsce. To pokazuje, że ktoś z rządu chce naprawdę słuchać i być obecny tam, gdzie działa społeczeństwo obywatelskie. W czasie powodzi udało się uruchomić dodatkowe środki dla organizacji, które same ucierpiały, ale mimo to ruszyły z pomocą innym. A przy okazji prezydencji pokazaliśmy w Europie, że w Polsce istnieje urząd, który kompleksowo koordynuje politykę wobec NGO.

W przedwyborczych 100 konkretach Koalicji Obywatelskiej pojawiła się deklaracja o likwidacji NIW. Czy ten postulat jest nadal aktualny?

Nie, dziś nie ma takich planów. Skupiamy się na dalszym odpolitycznieniu instytutu i wzmacnianiu jego funkcji. To miejsce, które daje organizacjom niezależne, instytucjonalne wsparcie – także dla rozwoju wewnętrznego, co jest rzadkością w innych formach finansowania. Rozważamy zmianę nazwy, bo obecna bywa źle kojarzona z uwagi na działania poprzedniej władzy. Ale sama idea i działania NIW są ważne i potrzebne.

Trzeba pamiętać, że NIW pełni zupełnie inną funkcję niż np. resorty ministerialne czy samorządy, które także wspierają organizacje pozarządowe. Wsparcie ze strony samorządów zazwyczaj dotyczy realizacji ich zadań własnych – jak w przypadku pomocy osobom doświadczającym bezdomności. Gmina może zlecić NGO prowadzenie jadłodajni, łaźni czy schroniska. Z kolei wsparcie z poziomu ministerstwa – np. Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej – służy często kreowaniu nowatorskich rozwiązań: mieszkań wspieranych, treningowych czy streetworkingu. To działania, które wyprzedzają obowiązujące przepisy i wskazują nowe kierunki rozwoju.

Dlaczego nie ma już przekonania, że NIW powinien zostać zlikwidowany?

Dziś NIW jest instytucją, która działa zgodnie z zasadami transparentności, równości i partnerstwa. Oczywiście pojawiają się informacje, że dane organizacje nie uzyskały wsparcia, ale dla mnie to dowód, że system jest uczciwy. Projekty oceniają niezależni eksperci, a jeśli ktoś ma wątpliwości, może zapytać. Czasem problemem jest po prostu źle napisany wniosek, dlatego wspieramy też kompetencje osób tworzących projekty.

Czy planowane są jeszcze jakieś zmiany w funkcjonowaniu Narodowego Instytutu Wolności?

Bardzo bym chciała, żeby programy realizowane przez instytut miały większe finansowanie. I rozmawiamy o tym z dyrektorem. Widzimy po liczbie wniosków, jak ogromne jest zainteresowanie. Ale zależy mi też na zmianach strukturalnych. Chciałabym wyodrębnić kategorie konkursowe, bo dziś organizacje humanitarne konkurują z edukacyjnymi czy zdrowotnymi, co nie zawsze jest sprawiedliwe. Takie tematyczne ścieżki porządkują proces, ale też pokazują, czego najbardziej potrzebują organizacje. Marzę o tym, żeby dla całego sektora było więcej pieniędzy. Bo który minister nie chciałby mieć większych środków na obszar, za który odpowiada?

Czego nie udało się dotychczas zrealizować?

Teraz skupiam się przede wszystkim na zmianach w ustawie o działalności pożytku publicznego i wolontariacie. Pierwszy pakiet – z oczywistymi i długo postulowanymi rozwiązaniami – trafił już do kancelarii rządu. Wśród kluczowych zmian jest m.in. wprowadzenie możliwości wykazania innego niż finansowy wkładu własnego przez organizacje realizujące zadania publiczne, tak by nie musiały same dokładać pieniędzy do zleconych im usług.

Kolejna ważna zmiana to dopuszczenie NGO do realizacji zadań z zakresu obrony cywilnej. Polska inwestuje dziś duże środki w bezpieczeństwo, ale te pieniądze powinny trafiać także do organizacji, które od lat działają na pierwszej linii w sytuacjach kryzysowych. One muszą być częścią systemu od początku, a nie tylko doraźnym wsparciem.

Marzy mi się też, by urząd mógł nadawać odznaki za zasługi dla społeczeństwa obywatelskiego, bo wiele osób pracuje cicho, a zasługuje na uznanie. Do tego dochodzi długo postulowane zwiększenie kwoty tzw. małych grantów oraz uproszczenie sprawozdawczości. Dziś organizacje muszą tworzyć ogromne dokumentacje, które potem z takim samym trudem analizują urzędnicy. To generuje mnóstwo niepotrzebnej pracy po obu stronach. Uproszczenie tego systemu to korzyść dla wszystkich.

Zapowiadana jest rekonstrukcja rządu. Czy miała już pani okazję porozmawiać z premierem o swojej przyszłości w rządzie?

Nie. Wiem, że nazwiska ministrów bez teki pojawiają się w mediach w kontekście rekonstrukcji. Myślę jednak, że zarówno liczba działań, które mój urząd podejmował, jak i sam fakt mojej obecności na posiedzeniach Rady Ministrów – jako reprezentantki całej gałęzi społeczeństwa obywatelskiego, czyli czegoś więcej niż tylko organizacji pozarządowych – powodują, że zarówno liderzy koalicyjni, jak i pan premier będą mieli duży problem z likwidacją akurat mojego stanowiska.

Szymon Hołownia zadeklarował, że będzie się o panią upominał w trakcie rozmów koalicyjnych?

To on zainicjował powstanie funkcji, bo sam pochodzi z trzeciego sektora i bardzo mu na tym zależało. I tu nie chodzi nawet o mnie, tylko właśnie o urząd – jestem pewna, że nadal będzie o niego walczył.

Jeśli po rekonstrukcji nie będzie już pani w rządzie, co z realizacją rozpoczętych już działań?

To będzie twardy orzech do zgryzienia i dla koalicjantów, i szefa rządu. Możliwości jest kilka. Ale nie do mnie należy udzielanie odpowiedzi w imieniu premiera. Ja uważam, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, chcąc zrobić to, co uważałam za słuszne, czyli jednocześnie być urzędnikiem i patronem organizacji pozarządowych, pilnując wszystkich zmian, które mogą ich dotyczyć.

Organizacje pozarządowe to nie tylko te duże, znane fundacje, lecz także koła gospodyń wiejskich, kluby sportowe, ochotnicze straże pożarne, organizacje zajmujące się pomaganiem zwierzętom i wiele innych. I ja jestem od tego, żeby ich małe sprawy nie zginęły w ogromie wielkich problemów. ©℗

Rozmawiała Karina Strzelińska